Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wystukałam numer Alex. Odebrała po drugim sygnale.
- Zapomniałam czegoś? - usłyszałam głos dziewczyny.
- Uh, nie. Nie o to chodzi - powiedziałam szybko - Jesteś bezpieczna?
- No.. tak - odparła zdziwiona.
- A kto po ciebie przyjechał?
Moje serce zaczęło szybciej bić. Bałam się odpowiedzi na to pytanie. Chwyciłam mocniej telefon i czekałam.
- Czemu pytasz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Po prostu odpowiedz - warknęłam już lekko zdenerwowana.
- Jeju, spokojnie - westchnęła - Zayn, a co?
Zmarszczyłam brwi w zdziwieniu. To trochę jasne, że przyjechał po nią brat, no bo niby kto inny? Ale czy to on brał udział w wyścigu? Czy to chciał zepchnąć Justina z drogi?
- Nie, nic - pokręciłam głową - To cześć.
Wiedziałam, że z Zaynem jest bezpieczna, więc nie musiałam już o nic więcej pytać. Byłam pewna, że Alex zdziwiła się trochę moim telefonem, ale nie miałam wyboru. Musiałam sprawdzić kto po nią przyjechał.
Zapaliłam lampkę nocną i położyłam się wygodnie na łóżku. To jeszcze nic nie znaczy. Brat Alex mógł pożyczyć komuś swój samochód podczas wyścigu. Niby dlaczego on chciał coś zrobić Justinowi? Przecież o ile się nie mylę, to są dobrzy kumple.
Westchnęłam i przymknęłam oczy. Po chwili zasnęłam.
- Ej..
Poczułam jak coś wbija mi się w żebra.
- Jezu, zostaw. Daj mi spać - jęknęłam i wtuliłam się mocniej w poduszkę.
Nie miałam pojęcia czego moja mama chce, ale to mogło poczekać do jutra, prawda?
- Obiecałaś, że zadzwonisz - usłyszałam cichy szept przy uchu.
- O mój Boże! - wrzasnęłam.
Gdy podnosiłam się do pozycji siedzącej, zaczęłam machać rękami. Właściwie nie wiem po co. Było dość ciemno i trochę się bałam. Po za tym właśnie się obudziłam i byłam kompletnie zdezorientowana.
Gdy tak machałam rękami, niechcąca szturchnęłam lampę. Chciałam ją złapać, ale wyszło na to, że sama spadłam z łóżka. Więc teraz siedziałam na podłodze z bolącym tyłkiem.
Zerknęłam na lampę, ale na szczęście się nie potłukła. Spadła na dywan. Uśmiechnęłam się w duchu, po czym zauważyłam, że nade mną klęczy Justin.
Moje serce przyspieszyło swoje bicie do maksimum. Przegryzłam nerwowo wargę i próbowałam ogarnąć tą sytuacje.
Jakim cudem on tutaj jest?
Jak wszedł do mojego domu?
Gdzie jest mama i Ted?
- Obiecałaś, że zadzwonisz - powtórzył roześmianym głosem.
- Bardzo zabawne - jęknęłam i przetarłam twarz dłonią - Wiem, zapomniałam. Zasnęłam i tak jakoś wyszło.
- W porządku - wzruszył ramionami - Dlatego tutaj jestem.
- Jak tutaj wszedłeś? - zapytałam zdziwiona.
- Drzwiami - odparł bez emocji, za co miałam ochotę klepnąć go w czoło.
- Ale kto ci otworzył? - zmarszczyłam brwi.
- Sam wszedłem. Drzwi były otwarte, a widziałem, że w twoim pokoju świeci się światło, więc miałem pewność, że jesteś - uśmiechnął się lekko.
- A mama już jest? Widziałeś auto na podjeździe? - zasypywałam go pytaniami.
- Nie - pokiwał przecząco głową.
Oblizałam usta i zaczęłam się zastanawiać jakim cudem mogłam zostawić otwarte drzwi. Racja, myślałam, że mama z Tedem zaraz wrócą, ale coś ich musiało zatrzymać. Uh, to trochę nieodpowiedzialne.
Ale teraz nie miałam czasu nad tym myśleć, ponieważ Justin się do mnie przybliżył i położył dłonie na moich biodrach.
- Co ty robisz? - zapytałam zdziwiona i już chciałam zrzucić jego dłonie z mojego ciała, kiedy przybliżył swoją twarz do mojej.
- Jak już mówiłem, obiecałaś, że zadzwonisz, ale tego nie zrobiłaś - szepnął - Więc przyszedłem do ciebie, bo chce się pogodzić - uśmiechnął się delikatnie i przybliżył się do mnie jeszcze bardziej.
Już czułam jego gorący oddech na swoich wargach, już miałam sama przycisnąć swoje usta do jego, kiedy się opamiętałam.
- Zostaw - powiedziałam i wstałam z podłogi.
Usłyszałam jak chłopak coś mamrocze pod nosem, jednak nie było to zrozumiane.
- Chcesz iść na spacer? - zapytał i również wstał.
- Nie bardzo. Mam zostać w domu i... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Świetnie. Cieszę się, że się zgadzasz - uśmiechnął się lekko - No to chodź - chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi.
W sumie to nie protestowałam. Po prostu szłam za Justinem i nic nie mówiłam. Na dole ubrałam buty i jeszcze raz rozejrzałam się po mieszkaniu. Faktycznie nikogo nie było. Nie miałam pewności, kiedy mama z Tedem przyjadą, ale może zdążę wrócić przed ich przyjazdem?
Wyszłam na zewnątrz i zamknęłam za sobą drzwi. Schowałam klucz do kieszeni i zerknęłam na Justina, który bacznie mi się przyglądał.
- Idziemy? - zapytałam lekko speszona i odwróciłam wzrok.
- Tak - kiwnął głową i już miał mnie złapać za rękę, kiedy schowałam ją do kieszeni.
Chłopak cicho westchnął i zaczął iść, więc starałam się dotrzymać mu kroku.
Widziałam, że się stara. Wiedziałam, że żałuje, ale nie mam zamiaru być taka "łatwa". To co zrobił było okropne i jedno głupie przepraszam, nie spowoduje, że mu wybaczę.
Szliśmy w stronę plaży. Uśmiechnęłam się lekko, ponieważ.. tak, to trochę romantyczne.
Kiedy poczułam, że idziemy już po piasku stanęłam w miejscu i ściągnęłam buty. Chwyciłam je do ręki i dogoniłam Justina.
Na plaży nie było ludzi. Tylko my, sami. Porozkładano tutaj pełno leżaków, więc chłopak usiadł na jednym z nich i przesunął się w prawo, więc kiwnęłam głową i zajęłam miejsce obok niego.
Wsłuchiwałam się w szumiące morze i fale, które uderzały o brzeg. Zerknęłam na Biebera, który patrzył przed siebie i cicho wzdychał. Jakby zastanawiał się nad tym co ma mi zaraz powiedzieć.
- Słuchaj, wiem, że jesteś zła i.. - zaczął, ale mu przerwałam.
To nie chodziło o to. On mnie w tej chwili nie rozumiał, więc postanowiłam mu to wszystko przedstawić z mojej perspektywy.
- Justin - westchnęłam - Nie jestem zła, nie o to chodzi. Po prostu przez ciebie mam kolejny uraz. Sprawiłeś, że znowu to poczułam.. że wszystkie wspomnienia wróciły. Nie jestem zła. Wtedy byłam kompletnie przerażona i teraz.. też się boję. Skąd mam wiedzieć, co zrobisz, kiedy znowu będziesz pijany? Przecież nie możesz mi obiecać, że nigdy nie będziesz pił alkoholu. Ja po prostu nie chce żeby taka sytuacja zdarzyła się ponownie.
- Takie coś nie zdarzy się ponownie. Obiecuję - powiedział i obrócił się w moją stronę.
Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Oblizałam powoli dolną wargę i szepnęłam:
- Dobrze wiesz, że nie możesz mi tego obiecać - pokręciłam głową ze zrezygnowaniem.
- Grace, ty nie wiesz wszystkiego - podrapał się niezręcznie po karku - Po prostu na tej imprezie.. wciągnąłem jakieś gówno i przez to byłem taki nerwowy, jasne? Wiesz, że normalnie się tak nie zachowuje - wytłumaczył się i przegryzł dolną wargę.
- W sensie, że narkotyki? - zapytałam, a moje oczy rozszerzyły się do maksymalnej wielkości.
- Tak - kiwnął głową.
- Justin! - krzyknęłam - Przecież od tego można się uzależnić. Chcesz skończyć jak..
- To była tylko jedna kreska. Chciałem się trochę zrelaksować, ale to sprawiło, że byłem wkurwiony jeszcze bardziej. I nerwowy. I nie panowałem nad sobą. Już wiem, żeby nigdy niczego nie brać od Jaxona. Tylko on ma takie gówno. Nie mam pojęcia skąd on je wytrzasnął.
- Czyli.. nie zrobisz tego więcej, prawda? - zapytałam cicho i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Nie, spokojnie - uśmiechnął się - Mieszanka alkoholu i tego gówna to nie był dobry pomysł. Teraz już to wiem i przepraszam, że to właśnie ty najbardziej na tym ucierpiałaś.
Kiwnęłam głową i odwróciłam wzrok. Teraz wpatrywałam się w morze i zastanawiałam się nad tym wszystkim. Wiedziałam, że teraz ja muszę coś powiedzieć.
- To chyba teraz moja kolej - westchnęłam - W takim razie przepraszam za to, że tak naskoczyłam na Michaela i, że wtrącam się w nie swoje sprawy. W sumie mogę powiedzieć, że wtedy też nie panowałam nad sobą. Oczywiście nie z powodu narkotyków - uśmiechnęłam się lekko - Po prostu.. działałam pod wpływem chwili. Wiem, że nie czułeś się komfortowo w tamtej sytuacji, więc jeśli chcesz to mogę iść do niego i go przeprosić.
- Nie sądzę, że to konieczne - westchnął - Z tego co wiem wyjeżdża jutro.
- Co? Gdzie? - zapytałam zaciekawiona.
- Do Nicki - odparł - Przez ciebie, tak myślę. A może dzięki tobie?
- Ale jedzie, bo chce do niej wrócić czy może chce ją przeprosić? - założyłam kosmyk włosów za ucho i czekałam na odpowiedź.
- Nie wiem - wzruszył ramionami - Okaże się za jakiś czas.
Przegryzłam wnętrze policzka i co chwilę zerkałam na Justina. Kiedy chłopak to zauważył zaśmiał się pod nosem i rozłożył swoje ramiona.
- No chodź tutaj.
Kiwnęłam głową. Usiadłam na nim okrakiem i wtuliłam się w niego. Owinęłam ręce wokół jego szyi, a chłopak położył swoje dłonie na moich plecach. Po chwili oddalił mnie od siebie na długość swoich ramion i powoli przybliżał swoją twarz do mojej. Czułam jego gorący, miętowy oddech na swoim policzku. Serce zaczęło mi być szybciej i nie mogłam uspokoić swojego oddechu.
Po kilku sekundach, które były dla mnie wiecznością, delikatnie przycisnął swoje wargi do moich. Uśmiechnęłam się przez pocałunek i przybliżyłam się do niego jeszcze bardziej. Kiedy pociągnęłam jego dolną wargę w dół, usłyszałam dzwonek telefonu.
Chłopak jęknął i przerwał to co zaczęliśmy. Wyciągnął komórkę z kieszeni i kliknął zieloną słuchawkę. Przyciągnął mnie do siebie, więc położyłam brodę na jego ramieniu i wsłuchiwałam się w rozmowę.
- Tak? - zapytał.
Bawiłam się jego koszulką i wdychałam jego niesamowity zapach.
- Nie, nie ma mnie w domu - odpowiedział Justin.
Teraz ktoś mówił po drugiej stronie linii.
- Jezu, na plaży jestem - jęknął cicho - Wcale nie jest tak późno..
Zaczęłam się zastanawiać z kim może rozmawiać. Ale nikt konkretny nie wpadł mi na myśl.
- Mamo, rozumiem. Za niedługo przyjadę..
Uśmiechnęłam się delikatnie. To tylko Pattie. Ale po sekundzie mój uśmiech zniknął, kiedy zdałam sobie sprawę, że Justin musi iść.
- Dobrze, pospieszę się, cześć.
Chłopak schował telefon do kieszeni, więc wstałam z jego kolan.
- Musisz już iść? - zapytałam zawiedziona.
- Niestety - westchnął i również wstał z leżaka.
Chłopak chwycił mnie za rękę i zaczął mnie prowadzić w stronę domu.
- Cieszę, że już wszystko zostało wyjaśnione - powiedział, kiedy zatrzymaliśmy się przed furtką.
- Ja też - kiwnęłam głową.
Zerknęłam w stronę ogrodu. Auta nie było na podjeździe co oznaczało, że mama i Ted ciągle są na kolacji służbowej.
Popatrzyłam na jezdnię i w dali zobaczyłam ciemnozielony samochód. Serce podskoczyło mi do gardła.
- Mam jeszcze chwilę, żeby.. - zaczął Bieber, ale mu przerwałam.
- Justin, moja mama tu jedzie! Patrz, samochód - pokazałam ręką w kierunku nadjeżdżającego auta - Zobaczymy się potem - powiedziałam szybko i pocałowałam go w policzek - Miałam być w domu, więc lepiej pójdę. Pa!
Pobiegłam w stronę domu i prędko otworzyłam drzwi. Ostatni raz zerknęłam w stronę chłopaka, ale jego już nie było. Kiedy zamykałam za sobą drzwi, usłyszałam jak auto wjeżdża na podjazd.
Zdążyłam.
Justin's POV
Szedłem w stronę mojego dawnego mieszkania i ciągle zastanawiałem się nad tym co było takie pilne, że musiałem skrócić swoje spotkanie z Grace. Mama miała głos dość zmartwiony, ale nie chciałem pytać co się dzieje. Wiedziałem, że ta rozmowa nie jest na telefon i, że powie mi w domu co się dzieje.
Przechodząc przez park, wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnąłem jednego peta. Podpaliłem go i już po chwili zaciągnąłem się nim mocno, po czym wypuściłem idealne kółko.
Przyspieszyłem trochę, ponieważ byłem naprawdę ciekawy co kobieta ma mi do powiedzenia.
Kiedy stanąłem przed swoim blokiem, wyrzuciłem niedopalonego papierosa, po czym przydeptałem go podeszwą buta. Wszedłem na klatkę schodową i po paru minutach znalazłem się pod moim mieszkaniem.
Zapukałem do drzwi, ponieważ nie miałem klucza.
Po chwili otworzył mi Jaxon. Nie witając się z nim, wszedłem do przedpokoju i ściągnąłem buty. Nasze relację były teraz dość.. napięte. Jestem na niego zły, ponieważ stara się być dokładnie taki sam jak ja. Chce pracować z Lukiem i zarabiać w podobny sposób, ale to nie jest dobry pomysł. Jest na to wszystko za młody i za głupi. Łatwo go wykiwać, a Luke może to wykorzystać w każdej chwili, jednak mój brat nie może tego zrozumieć. Woli siedzieć w klubach z Lukiem niż się uczyć. Nie żebym był lepszy, ale on to co innego. Jest młodszy, więc powinien mnie słuchać. Ale jak łatwo się domyślić, nie robi tego.
Westchnąłem, kiedy Jaxon wszedł do swojego pokoju i szybkim krokiem ruszyłem do kuchni. Tam zazwyczaj jest mama i tym razem również się nie pomyliłem. Usiadłem na krześle przy stole i wpatrywałem się w jej plecy. Była odwrócona tyłem i właśnie coś gotowała.
- Cześć - mruknąłem cicho.
Kobieta po chwili się obróciła i obdarzyła mnie smutnym spojrzeniem. Momentalnie moje serce przyspieszyło swoje bicie. Moja mama zazwyczaj była radosna. Nawet jeśli stało się coś złego, ona i tak zawsze starała się zobaczyć w tym jakieś dobre strony. Podziwiałem ją za to. Ale teraz.. wyglądała na przybitą. To sprawiło, że zacząłem się martwić jeszcze bardziej. Jej mina oznaczała, że stało się coś złego. Westchnąłem i wbiłem w nią swoje spojrzenie. Czekałem aż coś powie. Moje podejrzenia padły na to, że coś się stało z tatą albo, że straciła pracę.
- No mów co się dzieje - powiedziałem już lekko zirytowany.
Wiedziałem, że powinienem być teraz dla niej wsparciem, ale najpierw musiałem się dowiedzieć co się stało.
- Justin.. - zaczęła cicho - Mamy problem - mruknęła i usiadła naprzeciwko mnie.
- Mamo, proszę cię, mów jaśniej - oparłem dłonie o blat stołu i nerwowo stukałem nogą o podłogę.
- Chodzi o Jazzy - odpowiedziała.
Zacisnąłem dłonie w pięści. Szczerze? To mogło być najgorsze co powiedziała. To może zabrzmieć bardzo chamsko, ale wolałbym, żeby chodziło o mojego ojca czy Jaxona. Ale nie o Jazzy. Nie o moją małą księżniczkę.
- Gdzie ona jest? - zapytałem momentalnie i oblizałem usta.
- W swoim pokoju. Przez ostatni czas ciągle łzawiły jej oczy - szepnęła cicho - Skarżyła mi się, że czasem niewyraźnie widzi.. więc poszłam z nią do okulisty i.. - zaczęła szlochać.
- Mamo, spokojnie. Mów dalej - zachęciłem ją i zamrugałem nerwowo oczami.
- Wykryto u niej jaskrę* - powiedziała.
- Czy to nie jest tylko u starszych ludzi? - zapytałem nerwowo.
- Ona ma wrodzoną jaskrę. Lekarka mówiła, że może się rozwinąć zaraz po urodzeniu, jak również u starszych dzieci - wymamrotała i schowała twarz w dłoniach - Justin, ona może stracić wzrok.
Moje ręce zaczęły się trząść. Przebiegłem dłonią po włosach i westchnąłem.
- Można to jakoś leczyć? - zacisnąłem usta i czekałem na odpowiedź.
- Ona musi przejść operację - mruknęła.
- Mamo, spokojnie. No to będzie miała operację i wszystko będzie dobrze - odparłem.
Dziwiłem się, że mój głos się nie załamał. Ciągle zaciskałem ręce i głęboko oddychałem. Nie mogłem sobie wyobrazić Jazzy leżącej w szpitalu. Pokręciłem głową i zerknąłem na mamę.
- Justin, to nie jest takie proste - mruknęła - Ja nie mam pieniędzy na tą operację. A ona.. ona może stracić wzrok, a ja nie mogę nic zrobić.
Poczułem, że do oczu napływają mi łzy. Zacisnąłem usta w cienką linię i zapytałem:
- Ile to kosztuje?
- Nie mamy takich pieniędzy.. - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Mów ile! - wrzasnąłem.
Kobieta popatrzyła na mnie ze łzami w oczach. Nie powinienem się tak zachować, ale miałem już dosyć. Nie codziennie dowiaduje się, że moja siostra może stracić wzrok.
- Potrzebujemy jakieś 10 tysięcy - westchnęła i ponownie zaczęła szlochać.
- Jestem w stanie zorganizować takie pieniądze - odparłem pewnie.
- Justin, nie rób mi nadziei! Wiesz, że kredytu nam nie dadzą.. i tak już jesteśmy zadłużeni - pociągnęła nosem.
- Mamo, nie martw się. Obiecuję, że zdobędę te pieniądze. Ona nie straci wzroku, przysięgam - podszedłem do niej, po czym ją mocno przytuliłem - Przysięgam - powtórzyłem.
Poszedłem w stronę pokoju Jazzy. Stanąłem przed jej drzwiami i zapukałem.
- Proszę! - usłyszałem głos dziewczynki.
Uśmiechnąłem się delikatnie i wszedłem do pokoju.
Miała różowe ściany oraz białe mebelki. Wszędzie były porozrzucane zabawki, a na biurko leżało pełno kredek i rysunków.
Jazzy siedziała na dywanie. Kiedy zerknąłem w jej stronę, uśmiechnęła się lekko.
- Co chcesz, Jaxon? - zapytała.
- To nie Jaxon - mruknąłem zrezygnowany - To Justin. Nie poznajesz swojego brata?
- Przepraszam - wymamrotała nieśmiało - Po prostu zamazało mi się przed oczami i..
- Nie przepraszaj, kochanie - uśmiechnąłem się delikatnie - Chodź tutaj.
Dziewczynka podeszła do mnie, więc mocno się w nią wtuliłem.
- Moja księżniczka - szepnąłem jej do ucha i zacisnąłem wargi - Co robisz? - zapytałem, kiedy odsunąłem się od niej.
- Rysuję - odparła radośnie - Chcesz zobaczyć?
- Pewnie - zgodziłem się.
Jazmyn chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w kierunku biurka. Usiadłem na obrotowym krześle i zacząłem przeglądać jej rysunki. Na początku pokazała mi jak namalowała kota, psa, żyrafę i inne zwierzęta. Ale nie zwracałem na nie za bardzo uwagi. Zainteresował mnie jeden konkretny rysunek.
- Kto to jest? - zapytałem cicho.
- To jest mama, tata, Jaxon, ty i ja - uśmiechnęła się - Ładnie, prawda?
- Bardzo ładnie - uśmiechnąłem się lekko i dotknąłem kciukiem kartki - Ale nie podoba mi się jedna rzecz..
- Jeju, wiem, że twoja głowa wyszła trochę krzywo, ale nie chciało mi się już jej poprawiać, bo leciała moja ulubiona bajka i..
- Nie o to chodzi, kochanie - zaśmiałem się - Dlaczego nie masz narysowanych oczu?
- Ja uh.. - westchnęła - Pani doktor powiedziała mamusi, że mogę stracić wzrok i..
- Daj mi kredkę. Najlepiej brązową, jak twoje śliczne oczy - kiwnąłem głową.
- Ale po co? - zapytała zaciekawiona.
- Po prostu mi ją daj - odparłem i czekałem, aż Jazzy zrobi to o co ją prosiłem.
Zaczęła szukać w piórniku odpowiedniej kredki, a kiedy już to zrobiła, podała mi ją. Chwyciłem ją do ręki i dorysowałem postaci, która była nią, duże, brązowe oczy.
- Nie stracisz wzroku, jasne? - zapytałem twardo i zerknęłam na dziewczynkę.
- Ale pani doktor powiedziała, że..
- Nie słuchaj jej. Wiem co mówię. Obiecuję, że nigdy nie stracisz wzroku - uśmiechnąłem się - Wierzysz mi?
- Tak - kiwnęła głową i się do mnie przytuliła - Dziękuje ci, Justin.
Przytuliłem ją mocniej, po czym szepnąłem:
- Jesteś moją małą księżniczką.
***
- Ja się będę już zbierał. Mam coś do załatwienia - powiedziałem do mojej mamy.
Dzisiejszy wieczór spędziłem z Jazzy. Bawiliśmy się lalkami, rysowaliśmy rysunki i oglądaliśmy bajki. Starałem się spędzić z nią jak najmilszy czas. Zapomniałem o wszystkim. Liczyła się tylko ona.
- Jeśli chcesz możesz zostać na noc - odparła mama i lekko się uśmiechnęła.
- Naprawdę dziękuje, ale nie. Cześć!
Wyszedłem z mieszkania i kiedy byłem już na dworze, wyciągnąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem do Luke'a.
- Co? - odezwał się chłopak po drugiej stronie linii.
- Chce się spotkać. Masz teraz czas? - zapytałem.
- Dla ciebie zawsze, Bieber. Jestem w Rude Boy, więc jak chcesz to wpadaj - zaproponował.
- W porządku, będę za jakieś pół godziny.
Rozłączyłem się i podszedłem do samochodu. Zaparkowałem go tutaj, zanim poszedłem do Grace. Wsiadłem do auta i oparłem czoło o kierownicę.
- Co ja robię? - szepnąłem do siebie, po czym odpaliłem samochód i wjechałem na jezdnię.
Po dwudziestu minutach znalazłem się pod klubem, w którym był Luke. Wysiadłem z mojego cudeńka i ruszyłem szybkim krokiem w stronę wejścia.
Wpuścili mnie od razu, wiedzą, że znam właściciela klubu i nie spodobałoby mu się gdybym musiał czekać na zewnątrz.
Wszedłem do środka i zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu. W środku było pełno ludzi i wszyscy się świetnie bawili. Ale ja nie miałem ochoty na zabawę. Musiałem załatwić pewną sprawę.
Zacisnąłem dłonie w pięści i kiedy zauważyłam Luke'a przy jednym ze stolików, podszedłem do niego.
- Chodź na zewnątrz. Chce pogadać - syknąłem.
- Nie możemy załatwić tego tutaj? - zapytał lekko znudzony i przyciągnął do siebie jakąś brunetkę po czym bezczelnie ją obmacał.
- Nie - odparłem twardo.
- W porządku - uśmiechnął się ironicznie - No to chodź.
Ostatni raz ścisnął pośladek dziewczyny, po czym wstał z kanapy i poszedł za mną. Gdy znaleźliśmy się na zewnątrz klubu, zacząłem mówić:
- Potrzebuje pieniędzy.
- Jak każdy z nas, Bieber - uśmiechnął się cwanie.
- Po prostu mnie nie wkurwiaj, Bailey, chyba, że chcesz, żeby mój but znalazł się na twojej twarzy - warknąłem.
- Po co te nerwy? - zapytał Luke - Mów dokładniej o co ci chodzi.
- Chce teraz popracować za podwójną stawkę - powiedziałem - Mogę nawet sprzedawać w innym mieście, tylko naprawdę potrzebuje pieniędzy.
- A co? Czyżby twoja księżniczka tyle kosztowała? Grace, o ile się nie mylę? - zacmokał.
- Nie mieszaj jej w to - odparłem chłodno - Znajdzie się dla mnie jakieś zajęcie? Jak już mówiłem, chce pracować dwa razy więcej niż zwykle.
- Pogadam jeszcze z kim trzeba, ale sądzę, że tak - kiwnął głową - Załatwię ci to.
- Wolałbym sam pogadać z szefem - ostatnie słowo powiedziałem ze śmiechem.
Właściwie on nie był moim szefem. Po prostu zajmował się głównym zbieraniem klientów. Ja tylko dostarczałem narkotyki i brałem pieniądze. Właściwie nawet nie wiem kto jest moim szefem. To Luke z nim wszystko załatwia. Jest sprytny, nikt go nie wsypie, bo nikt nie wiem kto to jest. Oprócz Luke'a, oczywiście.
- Wiesz, że nie możesz - zaśmiał się Luke - Ale spokojnie, masz tą robotę.
- Kiedy zaczynam? - zapytałem.
- Jak tylko będę coś wiedzieć, zadzwonię do ciebie. Ale biorę 15%, w końcu to ja ci to załatwiam - wzruszył ramionami.
- Pojebało cię? Nie ma mowy - syknąłem.
- No to nici z naszej umowy - zaśmiał się po czym zaczął iść w kierunku klubu.
- Poczekaj! - krzyknąłem.
Chłopak się odwrócił i czekał na to co powiem.
- Mogę się zgodzić na 5% - warknąłem.
- 10% albo kończymy naszą rozmowę - odparł chłopak.
- Niech będzie - westchnąłem.
Luke kiwnął głową i zniknął w klubie. Usiadłem na ziemi i schowałem twarz w dłoniach. Wiedziałam, że wpakowałem się w jeszcze większe gówno niż byłem, ale nie miałem innego wyjścia.
Po chwili poczułem, jak ktoś położył swoją dłoń na moich plecach. Momentalnie się odwróciłem, a kiedy zoczyłem, że to Camila, uśmiechnąłem się lekko.
- A to ty - powiedziałem niezręcznie.
Dziewczyna kiwnęła głową i usiadła obok mnie.
- Podsłuchałam twoją rozmowę z moim bratem - szepnęła i uśmiechnęła się dumnie.
- Świetnie, coś jeszcze? - syknąłem.
- Tak, bądź milszy, bo chce ci pomóc - oblizała usta.
- A dokładniej? - zmarszczyłem brwi, ale byłem ciekawy co chce powiedzieć.
- Wiem, że potrzebujesz pieniędzy. A jaka to kwota? - przegryzła wargę.
To było troszeczkę seksowne.
- Jakieś 10 tysięcy, a co? - obróciłem się w jej stronę i teraz patrzyłem na nią.
- Wiesz, że moja rodzina jest bogata i uwierz.. znam swojego brata. Wiesz, że on ci nie pomoże. Pewnie ty odwalisz robotę, a on ci nie da nawet grosza. Ja mam lepszą propozycję.
- Możesz mówić trochę jaśniej? - przeczesałem ręką włosy.
- Jasne, już przechodzę do konkretów - kiwnęła głową - Zrobisz coś dla mnie, a ja dam ci te pieniądze. Czysty układ.
- Brzmi ciekawie. Ale co dokładniej miałbym zrobić? - dopytywałem.
- To w sumie nic strasznego... Może wydawać ci się dziwne, ale..
- No mów - zachęciłem dziewczynę.
- Prześpij się ze mną, a dam ci te pieniądze - uśmiechnęła się lekko i czekała na moją odpowiedź.
Otworzyłem szerzej usta i nie mogłem uwierzyć w to co powiedziała.
- Wyglądam ci na jakąś męską dziwkę? - warknąłem.
- Spokojnie. Przecież może być fajnie. Czysty seks, to nic takiego. Ty sprawisz mi przyjemność, ja tobie i jeszcze dostaniesz pieniądze. Z tego co wiem to ich potrzebujesz. Wiesz, zwróciłeś się o pomoc do mojego brata, musisz być nieźle zdesperowany.. A dla mnie to nie problem. Starzy nawet się nie zorientują, że kasa zniknęła z mojego konta. A jak coś to powiem, że byłam na zakupach.
- Camila, ja potrzebuje tych pieniędzy, ale nie sądzę, że to dobry pomysł - wahałem się.
- No błagam cię. Nie proszę cię o rękę, tylko o jedną, wspólną noc w łóżku. Nikt się nie dowie - ponownie przegryzła wargę.
- Nie wiem..
W tym momencie pomyślałem o Grace. Nie mogę jej tego zrobić.
- Zastanów się, okay? Dam ci czas - przybliżyła się, po czym cmoknęła mnie w policzek i odeszła.
To była trudna decyzja. Wiem, że Grace to moja dziewczyna i nie mogę jej skrzywdzić, ale jednak Jazzy jest moją małą księżniczką i obiecałem jej, że nie straci wzroku. A przecież Luke faktycznie może mnie wychujać. A z Camilą to tylko pieprzenie się. Niby czemu miałbym się nie zgodzić? Mało roboty, za dużą kasę. To dobry układ.
*Jaskra – grupa chorób oczu prowadząca do postępującego i nieodwracalnego uszkodzenia nerwu wzrokowego i komórek zwojowych siatkówki i co za tym idzie pogorszenia lub utraty wzroku (zawężenia pola widzenia).
Źródło: wikipedia.
Hejo! Rozdział jest wcześniej, mam nadzieję, że się podoba. Pierwszy raz pisałam z perspektywy Justina, wow. Nie wiem czy mi wyszło. Sami oceńcie. Komentujcie kochani, to dla mnie ważne i tylko dzięki temu pojawiają się kolejne rozdziały.
35 komentarzy = następny rozdział
Widzimy się za tydzień! xxx
#Klaudia