piątek, 27 lutego 2015

32. Wyglądasz ślicznie, młoda.

Justin's POV

Parę minut temu wróciłem do domu. Usiadłem na sofie w salonie i zacząłem rozkładać pieniądze na stole. Przez cały dzień zarobiłem jakieś dwa tysiące z czego jestem naprawdę zadowolony. Niestety muszę oddać trochę Luke'owi, w końcu to on załatwił mi tą robotę i jestem mu coś winien.
Wyciągnęłam z plecaka ostatnie opakowanie z narkotykami i rzuciłem je na blat stołu. Włączyłem telefon i podłączyłem go do ładowania. W czasie tego krótkiego wyjazdu komórka mi się rozładowała i nie miałem żadnego kontaktu z Grace. Nie żeby miała dzwonić, w końcu sam jej powiedziałem, że ma na razie dać mi spokój. Wiem, że teraz jest zła, ale ja to wszystko naprawię. Jestem tego pewny. Między nami jeszcze będzie okay.
Kiedy wpisałem kod pin momentalnie zaczęły przychodzić nieodebrane połączenia od mamy. Poczułem, że moje serce przyspieszyło swoje bicie. W sumie to śmieszne, że mam 19 lat, a ciągle boje się mojej własnej matki.
- Cholera - westchnąłem i czym prędzej wybrałem potrzebny numer.
Odebrała po paru sekundach.
- Justin? - usłyszałem jej głos - Wszystko z tobą w porządku? Jesteś cały i zdrowy? Nie mogłam się do ciebie dodzwonić i..
- Jest wszystko okay, nie masz się czym martwić. Rozładował mi się telefon, dlatego nie odbierałem - wytłumaczyłem się szybko.
- Już do ciebie idę - odparła.
Kiedy miałem się rozłączyć, usłyszałem jeszcze jedno zdanie:
- Mogę iść z tobą? Proszę.
Ten głos należał do Grace. Świetnie, teraz obydwie tutaj idą.
Momentalnie wstałem z kanapy i spakowałem wszystkie pieniądze do plecaka. Postanowiłem, że wezmę jeszcze prysznic. Po ciągłym załatwianiu spraw potrzebuję trochę relaksu, a po za tym śmierdzę alkoholem i papierosami. Chyba nie muszę mówić, że większość dragów sprzedawałem na imprezach.
Zamknąłem drzwi w łazience i ściągnąłem brudne ubrania. Rzuciłem je na podłogę, po czym wskoczyłem pod prysznic. Jakieś 10 minut później usłyszałem dzwonek do drzwi, dlatego wyłączyłem wodę i owinąłem ręcznik wokół bioder. Wytarłem się do sucha i nałożyłem czyste bokserki, spodnie dresowe oraz luźny, biały t-shirt.
Otworzyłem drzwi i ujrzałem Pattie. Stała z pustym wyrazem twarzy. Była zła, widziałem to, ale zaraz mam zamiar jej wszystko wytłumaczyć.
- Hej - mruknąłem cicho, a kobieta mocnym krokiem weszła do mieszkania.
Rozejrzałem się po posesji, ale nigdzie nie widziałem Grace. Nie żebym na nią czekał. Po prostu byłem pewny, że z jej upierdliwością, na pewno namówi moją mamę i przyjdą tu razem. Ale tak się nie stało.
Zamknąłem drzwi i poszedłem za rodzicielką, która już stała w przedpokoju. Jej wzrok mógł zabić, przysięgam.
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? - wrzasnęła - Wiesz, że teraz przechodzimy trudny okres z Jazzy. Powiedziałeś, że będziesz pomagać, a tymczasem co robisz? Wyjeżdżasz sobie. Justin, ja...
- To była ważna sprawa, jasne? Przepraszam - westchnąłem.
- Kochanie, ja wiem, że masz własne życie i nie powinnam tego wszystkiego zwalać na ciebie, ale wiesz, że nie ma mi kto pomóc, dlatego to właśnie ty jesteś teraz moim wsparciem - wymamrotała.
- Rozumiem to. Wyjechałem w sprawie Jazzy, robię to wszystko dla niej - mruknąłem - A tak właściwie co było takie ważne, że tyle razy dzwoniłaś?
- Twoja siostra - szepnęła.
- Co z nią? - zapytałem szybko.
Moja mama spuściła  wzrok co nie wróżyło nic dobrego. Oblizałem powoli usta i czekałem na to co powie.
- Więc.. ona wczoraj obudziła się i było naprawdę źle - zaczęła - Mówiła, że z jej wzrokiem jest coraz gorzej. Justin, musimy się pospieszyć. Ja już rozmawiałam z lekarzem i termin możemy mieć nawet jutro. Tylko musimy zapłacić...
- To trochę trudne, bo jeszcze nie mam całej kwoty - jęknąłem cicho i podrapałem się w skroń.
- Ale przecież mówiłeś, że twoja koleżanka ci pożyczy, więc w czym problem? Poprosisz ją już dzisiaj, a pieniądze oczywiście postaramy się jej oddać jak najszybciej - uśmiechnęła się delikatnie.
- To nie jest takie proste jak ci się wydaję - zmarszczyłem brwi na samą myśl o tym co zamierzam zrobić.
- Justin, błagam cię. Chociaż do niej zadzwoń i zapytaj..
- W porządku. Postaram się, żeby jutro już były pieniądze. Załatwię wszystko przez tą noc. Zaufaj mi, dobrze?
Pattie kiwnęła głową, dlatego uśmiechnąłem się słabo.
- Muszę już iść - powiedziała - Jazzy została sama z Jaxonem.
- Nie mów, że zostawiłaś ją z tym frajerem? - westchnąłem - Mamo, on ją może zgubić nawet we własnym mieszkaniu..
- Nie przesadzaj - zaśmiała się cicho - Cześć, kochanie.
Przytuliłem kobietę, a kiedy wyszła z domu, wypuściłem głośno powietrze. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i otworzyłem listę kontaktów.
Alex.
Amanda.
Angela.
Blanca.
Jest!
Camila.
Już miałem kliknąć zieloną słuchawkę, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Komórka prawie wypadła mi z ręki. Warknąłem do siebie i odłożyłem urządzenie na półkę.
Byłem pewny, że to mama. Zapewne zapomniała mi czegoś powiedzieć. Chwyciłem klamkę i pociągnąłem drzwi do siebie.
- Co było tak ważne, że postanowiłaś się wrócić? - zapytałem, a dopiero, kiedy ujrzałem osobę, która stała przede mną poczułem obawę i lęk.
Dopiero teraz zaczęły do mnie przychodzić największe wątpliwości. Czy warto przespać się z Camilą? A co z dziewczyną, która teraz stoi przede mną? Czy o niczym się nie dowie i będzie żyła w nieświadomości czy może jednak moje wyrzuty sumienia sprawią, że powiem jej o tym sam? Druga opcja na pewno odpada. W końcu teraz jakby.. nie jesteśmy razem. Mamy sobie dać trochę czasu. Z resztą Grace i tak tego nie zrozumiała, bo przecież teraz  stoi naprzeciwko mnie i nie daje spokoju. Nie ma zamiaru odpuścić.
- Hej - wyszeptała.
- Cześć - odpowiedziałem dość wrednym tonem - Po co przyszłaś? Mieliśmy dać sobie trochę czasu, nie pamiętasz?
- Oczywiście, że pamiętam - powiedziała - Ale skoro twoja mama przyszła do mnie i powiedziała, że zaginąłeś to myślisz, że siedziałabym spokojnie na tyłku w domu?
- Jak widzisz, nie zaginąłem - uśmiechnąłem się ironicznie - Więc żegnam.
Właściwie to nie wiem dlaczego byłem dla niej taki chamski. W sumie to wszystko było tak cholernie trudne, że wyżywałem się akurat na niej. Na osobie, która jest dla mnie najważniejsza i nie powinna być w to wszystko wplątana. Ale akurat jej się obrywało najbardziej. Ona na to wszystko nie zasługuje.
I kiedy obdarzyła mnie smutnym spojrzeniem i już chciała iść, zawołałem ją:
- Grace?
Powoli się obróciła. Gdy złapałem z nią kontakt wzrokowy uśmiechnąłem się lekko, ale dziewczyna tego nie odwzajemniła, dlatego westchnąłem cicho i podszedłem do niej. Chwyciłem jej podbródek i delikatnie podniosłem do góry, tak żeby na mnie spojrzała. Zadrżała, kiedy dotknąłem jej skóry.
- Naprawdę cię nie rozumiem - mruknęła - Justin, co się dzieje?
- Nic - wzruszyłem ramionami - Nic co dotyczy ciebie.
- W takim razie dotyczy kogoś innego? - zapytała.
- Nie - skłamałem.
- Justin.. - jęknęła - Nienawidzę, kiedy mnie okłamujesz.
- Muszę jeszcze coś załatwić. Proszę cię, idź już - uśmiechnąłem się lekko.
- Gdzie są te czasy, kiedy spotykaliśmy się każdego wieczora i spędzaliśmy miło czas, co? Gdzie jest ten czas, kiedy sprawiałeś, że chodziłam codziennie uśmiechnięta? Że byłam szczęśliwa? Dlaczego nie jest tak jak wcześniej? Co się zmieniło od tamtego momentu? Ja naprawdę nie wiem. Mam w głowie tyle pytań, ale żadnych odpowiedzi. Justin, powiedz mi.
- Pogadamy szczerze, okay? - przejechałem kciukiem po jej dolnej wardze.
- W porządku. Ale teraz? - przegryzła wargę.
- Mówiłem ci, że muszę coś załatwić. Ale jeszcze pogadamy, obiecuję. A teraz już idź - westchnąłem i schowałem dłonie do kieszeni.
- Justin, nie rób mi..
- Idź już, Grace - powiedziałem twardo na co dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła w przeciwnym kierunku.
Nawet się nie pożegnała. To znaczy wiem, że nie mam prawa nawet liczyć na całus w policzek, a co dopiero w usta, ale kiedy dotknąłem jej warg, miałem wielką ochotę pocałowania jej. To było silniejsze ode mnie, ale w porę się opamiętałem. Gdybym to zrobił, to spieprzyłbym wszystko. Przecież ona znowu by pomyślała, że jesteśmy razem, a ja nie mógłbym w spokoju wykonać mojego planu.
Wchodząc do domu byłem pewny, że Grace nie odpuści. Ona będzie tutaj przychodzić dopóki w końcu nie będzie między nami w porządku. Dlatego muszę uważać, żeby przypadkiem się nie spotkały z Camilą.
Chwyciłem telefon i trzęsącymi się rękoma wykonałem połączenie.
- No cześć, Justin - usłyszałem głos brązowookiej.
- Zdecydowałem się - westchnąłem - Zgadzam się, ale bez żadnych sztuczek, jasne? Masz przyjść dzisiaj.
- Jesteś zdenerwowany i niemiły. Radziłabym ci traktować mnie lepiej, bo inaczej mogę odwołać cały ten plan.
Warknąłem pod nosem. Wiedziałem, że tym razem to ona wyznacza zasady. Nie ja.
- Czy możesz przyjść dzisiaj do mnie? - poprawiłem się.
- Od razu lepiej, Justinku - zachichotała - Pewnie, że będę.
- Ale masz wziąć pieniądze, okay? - oblizałem usta.
- Dobrze, kochanie - ponownie zachichotała - Ale jesteś pewien, że chcesz to zrobić? Ja oczywiście do niczego cię nie zmuszam. Wiesz, pomyśl jak twoja dziewczyna może się czuć..
Jestem pewny.
Nie.
Tak.
Robię to dla Jazzy.
A Grace mnie zabije.
No chyba, że się nie dowie..
- Justin, jesteś tam?
- Tak - odparłem szybko.
- Okay, no to będę u ciebie koło 21:00. Do zobaczenia!
Zerknąłem na zegar, było już pod dwudziestej. Westchnąłem cicho i postanowiłem, że pójdę pościelić łóżko. Już miałem otworzyć drzwi do swojego pokoju, kiedy w porę się zatrzymałem.
- Nie - powiedziałem do siebie i cofnąłem się o parę kroków.
Otworzyłem drzwi do pokoju gościnnego i zapaliłem światło.
Camila nie będzie leżeć w łóżku, w którym ja śpię. Tamto miejsce należy tylko i wyłącznie do Grace. To właśnie tam po raz pierwszy ją rozebrałem i zrobiłem minetkę.
Gdy pomyślałem sobie o tym jak leżała pode mną taka bezbronna i kompletnie naga, momentalnie robiłem się twardy. Pościeliłem łóżko i wygodnie się na nim położyłem. Wyobrażałem sobie tą cudowną noc..
- Jesteś tylko i wyłącznie moja.
- A ty mój.
- Tak. Więc.. teraz jesteś moją dziewczyną, co? 

To właśnie w moim łóżku zapytałem ją czy będzie moją dziewczyną. Eh, ile wspomnień może przynosić jeden pokój. Dlatego nie mogę pozwolić, żeby Camila tam leżała. Nie.
Nie mam pojęcia ile czasu minęło. Dzwonek zadzwonił do drzwi, na co się wzdrygnąłem. Nie chciałem tego robić. A zwłaszcza teraz, kiedy przypomniały mi się wszystkie cudowne chwile związane z Grace. Ale nie miałem wyboru, nie mogłem się już wycofać. Wyszedłbym na tchórza.
Zszedłem po schodach na dół i niechętnie otworzyłem drzwi.
W progu stała Camila. Miała na sobie króciutkie jeansowe spodenki oraz kremowy top. Jej włosy opadała luźno na ramiona, ślicznie pachniała.
- Cześć - uśmiechnęła się szeroko.
- Hej - odparłem - Wejdź.
Dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła wolnym krokiem do przodu. Gdy ściągnęła buty, zerknęła na mnie podejrzliwie.
- Jesteś zdenerwowany czy mi się wydaję?
- A jak myślisz? - westchnąłem.
- Że mi się wydaję - odpowiedziała.
- No i dobrze myślisz - uśmiechnąłem się, a dziewczyna zaśmiała się cicho.
Ciemnowłosa podeszła do mnie bliżej. Wiedziałem, że chce już przejść do rzeczy. Zawsze była tak cholernie niecierpliwa.
- Chcesz coś do picia? - zapytałem niezręcznie.
Czułem się naprawdę dziwnie. Jakby Camila miała mnie zaraz wykorzystać seksualnie. Zaśmiałem się w duchu.
- Nie - pokiwała głową - Ale mam ochotę na coś innego..
- Na co? - zapytałem.
- Na ciebie - odparła bez skrupułów, po czym rzuciła się na moją szyję i zaczęła składać na niej gorące pocałunki.
- Hej, hej - westchnąłem i odsunąłem ją od siebie na długość ramion - Poczekaj. Masz pieniądze?
- Tak - uśmiechnęła się.
- Tyle na ile się umawialiśmy? - wolałem się upewnić.
- No tak - jęknęła - Justin, dłużej nie wytrzymam. Chodź na górę..
Jęknąłem w duchu i chwyciłem jej torebkę do ręki. Kiedy wskazałem na nią palcem, dziewczyna kiwnęła głową, co oznaczało, że mogę sprawić, czy kasa jest w środku.
Zaglądnąłem do środka i wyciągnąłem brązową kopertę. W środku faktycznie było tyle na ile się umawialiśmy.
- Pozwól, że to już wezmę..
- Nie tak prędko, kolego - zachichotała - Najpierw masz się mną zająć, jasne?
- Camila... przecież się tobą zajmę, ale najpierw chce je schować - mruknąłem.
- Tylko połowę - oblizała usta - Resztę dostaniesz jak już skończymy.
- W porządku - zgodziłem się.
Wyciągnąłem z koperty wyznaczoną kwotę i włożyłem ją do półki.
- To chodź na górę - chwyciłem dziewczynę za rękę i pociągnąłem ją w stronę pokoju gościnnego.
Zapaliłem małą lampkę, a Bailey spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Zapal lampę - westchnęła - Chce cię dobrze widzieć.
To właśnie Grace zawsze chciała, żeby było ciemno w pomieszczeniu albo żeby się świeciła tylko mała lampka. Ona się wstydziła, co było przeurocze.
Ale tym razem nie byłem tutaj z nią, tylko z Camilą. Każda dziewczyna ma swoje wymagania. Po raz setny tego dnia jęknąłem w duchu, zapaliłem światło i zgasiłem małą lampkę.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - zaśmiałem się cicho.
Brązowooka miała niezłe ciało, dlatego nie mogłem narzekać na widoki. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i położyłem go na parapecie. Podszedłem bliżej dziewczyny.
- Mam prośbę - westchnęła - Wiem, że pytałeś się mnie czy chce coś do picia, a ja odmówiłam, ale jednak zmieniłam zdanie..
- Jasne, co chcesz? - zapytałem.
- Może być woda - wzruszyła ramionami.
Kiwnąłem głową i pobiegłem do kuchni.
Mi by się przydało coś mocniejszego, żeby nie być świadomym kogo pieprze.
Nalałem wody z czajnika do szklanki i pewnym siebie krokiem ruszyłem do ciemnowłosej. Chciałem już mieć to wszystko za sobą.
Wchodząc do pokoju, zobaczyłem, że Camila trzyma mój telefon w dłoni.
- Co do chuja? - warknąłem - Nie dotykaj czegoś, co nie jest twoje.
- Jezu, przepraszam. Chciałam tylko sprawdzić, która jest godzina - wzruszyła ramionami i odłożyła komórkę na parapet - Jesteś strasznie nerwowy, Justin. Trzeba cię rozluźnić, kochanie.
- Zaczynamy? - westchnąłem.
- Tak - kiwnęła głową, dlatego przyssałem się do jej szyi, na co głośno jęknęła.

Grace's POV

Właśnie siedziałam w mieszkaniu Sama. Zaraz po tym jak Justin kazał mi iść, poszłam do mojego przyjaciel. Właściwie mogłam mu się wyżalić, co aktualnie bardzo potrzebowałam. Jak zwykle mnie wysłuchał za co byłam mu bardzo wdzięczna.
- Naprawdę nie wiem jaki Justin ma problem. Jeszcze niedawno było okay, a teraz... Teraz to nie wiem - przegryzłam wargę.
Leżałam na łóżku Sandersa, a ten siedział naprzeciwko mnie. Miał na sobie czarne spodnie i szarą koszulkę z nadrukiem jakiegoś zespołu.
- Może ma cię dość, bo mu nie dajesz - wzruszył ramionami - Pewnie poszedł na dziwki.
- Boże, nawet tak nie żartuj! - krzyknęłam, na co chłopak się zaśmiał.
- Czyli mu nie dajesz? - zapytał - Ojoj, biedny Justin.
- Weź przestań. To nie jest śmieszne. Nie wolno z tego żartować. Dla mnie to poważny temat - przewróciłam oczami.
- No, ale Grace... Nie możesz mnie winić. Staram ci się pomóc, tak? Więc pokazuje ci jak myśli normalny facet. Skoro nie zaspokajałaś jego potrzeb to może mu się znudziłaś i postanowił znaleźć sobie jakąś osobistą dziwkę?
- Co ty tak gadasz o tych dziwkach? - westchnęłam - Wiesz coś o czym ja nie wiem?
- Nie - odparł szybko.
Za szybko.
- Hej, mówi mi tu prędko! - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej - Widziałeś go w jakimś klubie nocnym?
- Jezu, nie - zaśmiał się - No co ty.
- Pewnie nie chcesz mi powiedzieć, bo wtedy musiałbyś się przyznać, że ty też tam byłeś, prawda? - zapytałam z nutką rozbawienia w głosie.
- Nie, Grace - zachichotał - Naprawdę nie.
- Ugh, to ja już nie mam pojęcia.
Aktualnie czułam się bardzo źle. Dzisiejszego dnia Justin potraktował mnie chamsko.
Jak widzisz, nie zaginąłem. Więc żegnam.
Przypomniałam sobie jego słowa.. A potem jakby chciał się poprawić, bo zaczął mnie delikatnie dotykać, co było przyjemne.Ale następnie znowu jakby zapaliła się mój jakaś lampka w głowie, bo się odsunął i kazał mi iść.
To wszystko było cholernie dziwnie. Zachowywał się jak dziewczyna podczas okresu. Miał humorki, co mnie nieźle irytowało. To przecież ja mam do tego prawo, a nie on!
- Grace? - zapytał mnie Sanders.
- No? - spojrzałam na niego.
- Co byś zrobiła gdyby Justin cię zdradził? Albo coś takiego?
W brzuchu poczułam nieprzyjemny ucisk, a przez całe moje ciało przeszedł dreszcz.
- Nawet nie chce sobie tego wyobrażać - odpowiedziałam - Zresztą po co o tym myśleć, skoro on by mi nigdy czegoś takiego nie zrobił, co?
- Jesteś tego taka pewna - westchnął - Według mnie masz o nim za dobre zdanie.
- Okay.. zaczynam się bać - skrzywiłam się - Widziałeś go z jakąś dziewczyną?
- Nie, jasne, że nie.
-  O mój Boże - jęknęłam - Ty masz rację . Na pewno znalazł sobie kogoś innego, dlatego mnie tak zbywa.
- Ale ja nic takiego nie powiedziałem! - uniósł dłonie w geście obronnym - Po prostu staram się go zrozumieć. Bo gdybym ja miał dziewczynę taką jak ty to opiekowałbym się nią codziennie i nie pozwoliłbym być jej tak zrozpaczonej i smutnej. Grace, popatrz jak ty wyglądasz. Czy właśnie tak powinna zachowywać się dziewczyna, kiedy jest w związku? Nie, powinnaś tryskać radością, a tak nie jest!
- Jesteś do niego źle nastawiony.. - westchnęłam.
- A ty jesteś do niego dobrze nastawiona - oblizał usta - Dlatego nie widzisz jego wad.
- Oczywiście, że widzę - wzruszyłam ramionami - Każdy z nas je ma, Justin nie jest wyjątkiem.
Sam już miał coś odpowiedzieć, kiedy usłyszałam, że dostałam sms-a.
- Podaj mi telefon - mruknęłam, a kiedy chłopak przewrócił oczami, dodałam - No proszę, rusz ten swój tyłek i podaj mi go.
Brązowooki dźgnął mnie palcem w brzuch, a potem wstał z łóżka i sięgnął po telefon.
Przejechałam palcem po ekranie i, kiedy przeczytałam nadawcę moje serce zaczęło bić szybciej.
- To od Justina - wymamrotałam.
- Co ci napisał? - zapytał.
Justin Bieber:
Wpadnij do mnie teraz. Chcę Ci powiedzieć jak bardzo Cię kocham. Tylko nie dzwoń, po prostu wejdź do domu. Czeka tam na ciebie niespodzianka, misiaczku!
- To dziwne - westchnęłam i podałam mu komórkę.
- Co jest w tym dziwnego? Kutas chce cię przeprosić, ale proszę cię.. Nie daj mu się tak łatwo omotać, dobra? Masz mu wygarnąć w twarz wszystko co myślisz.
- Nie o to mi chodziło. To dziwne, bo on mnie nigdy nie nazywa misiaczkiem - zmarszczyłam czoło - Jak już to kochanie, księżniczka, skarb, ale nie misiaczek. 
- Może zmienił ci ksywę - wzruszył ramionami - Och, jaki on romantyczny.
- Przestań - jęknęłam i uderzyłam go z łokcia w brzuch.
- To idziesz do niego? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
- No jasne, że tak - wzruszyłam ramionami - Muszę sprawdzić co się dzieje - zachichotałam - Ciekawe co to za niespodzianka..
- Może przygotował jakaś romantyczną kolację, a potem będzie bzykanko! - poruszył zabawnie brwiami.
- Nie brzmisz jak Sam Sanders. Prawdziwy ty już dawno zacząłby na niego najeżdżać i mówić mi, że mam nie iść do niego, tylko siedzieć w domu.
- O, widzisz. Jednak mnie nie znasz - westchnął - Ale skoro to ma być jakaś kolacja, musisz wyglądać rewelacyjnie!
- Masz tu jakąś moją sukienkę? - zapytałam.
- Powinna jakaś być - wzruszył ramionami.
I tak właśnie zrobiłam. Ubrałam się w czarną, krótką sukienkę, która leżała w łazience i rozczesałam włosy. Zrobiłam perfekcyjny makijaż. Na szczęście miałam kosmetyki w torebce, dlatego nie miałam z tym żadnego problemu. Gorzej było z butami... Bo w mieszkaniu Sama były tylko moje czarne trampki przed kostkę, a nie miałam czasu iść do domu po inne buty. W końcu Bieber chce żebym przyszła do niego teraz, dlatego muszę się pospieszyć.
Kiedy gotowa wyszłam z łazienki, Sam stał już pod drzwiami i bawił się kluczykami od swojego auta.
- Wyglądasz ślicznie, młoda - uśmiechnął się szeroko - A te buty są najlepsze. Bieber nawet nie jest świadomy tego co ma w ramionach.
- Jeszcze mnie nie ma w ramionach - zachichotałam.
- Ale będzie miał - odparł - Rodzice mi przywieźli samochód, więc.. jeśli chcesz to mogę cię podwieźć.
- Jesteś dzisiaj zdecydowanie za miły - przegryzłam wargę - Nie żeby mi to przeszkadzało.
- Chodźmy.
Kiedy zeszliśmy po schodach na dół i ruszyliśmy w stronę parkingu, zerknęłam na chłopaka. Wyglądał jakby trochę posmutniał.
- Co jest?
- A co jeśli to nie jest jakaś romantyczna kolacja? Grace, ja naprawdę nie chce, żebyś przez niego cierpiała - wymamrotał.
- Sam, spokojnie. Przecież inaczej nie pisałby tego sms-a...
- Może masz rację. Tak czy inaczej uważaj na siebie - uśmiechnął się i wsiadł do czarnego samochodu.
- Jasne - kiwnęłam głową i usiadłam na miejscu pasażera.
Po 10 minutach znalazłam się pod domem Biebera.
- Świecą się światła - powiedział Sam - Twój chłopak jest w domu, tyle dobrze. Ja jadę do kumpla, ale jakby się coś działo to dzwoń, dobrze?
- Dobrze - odparłam - Dziękuje ci.
- Nie ma za co, młoda. Baw się dobrze.
Kiwnęłam głową i wysiadłam z samochodu. Było już ciemno, a zimne powietrze uderzyło we mnie z podwojoną siłą, dlatego owinęłam ręce wokół mojego ciała.
- Dlaczego świecą się światła w pokoju gościnnym? - zapytałam siebie - O mój Boże, pewnie Jazzy jest u chłopaka.
Momentalnie się uśmiechnęłam. Naprawdę się stęskniłam za tą małą księżniczką. Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie i otworzyłam bramkę, a kiedy stanęłam przed drzwiami przypomniał mi się sms. 
Tylko nie dzwoń, po prostu wejdź do domu.
Kiwnęłam głową i pociągnęłam klamkę w dół, a potem pchnęłam drzwi. Poprawiłam włosy, a następnie weszłam wgłąb mieszkania. Coś mi tu nie pasowało.. Czułam jakieś napięcie w powietrzu. Idąc dalej, niechcącą kopnęłam buty. Już miałam je odłożyć na miejsce, kiedy zobaczyłam, że to nie jest obuwie Justina, tylko jakiejś dziewczyny. Moje serce momentalnie zaczęło szybko bić. Były to czarne szpilki. Zdecydowanie nie należały do Pattie, a co dopiero Jazzy.
Przegryzłam nerwowo wargę i postanowiłam iść dalej. Na dole było ciemno, dlatego postanowiłam, że od razu ruszę na górę. Ale kiedy byłam już w połowie schodów, usłyszałam głosy, które sprawiły, że zakręciło mi się w głowie.
- Mocniej! - ktoś krzyknął.
- Staram się - odpowiedział mocno zdyszanym głosem mój chłopak.
- Tak cholernie mnie podniecasz! Boże, twoja Grace musi mieć z tobą naprawdę dobrze - mruknęła dziewczyna.
- Nie wiem, nie daję mi - odparł Justin, na co poczułam bolesny ucisk w żołądku.
- Pieprzona cnotka - powiedział damski głos - Boże, szybciej!
Nie chciałam wchodzić wyżej. Ale wiedziałam, że muszę zobaczyć co to za dziewczyna. Dlatego powolnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi, z których dobiegało światło.
I wtedy ich zobaczyłam.
Justin siedział na łóżku tyłem do mnie, a Camila miała owinięte nogi wokół jego bioder, a palce wplotła w jego włosy. Patrzyła na mnie i uśmiechała się dumnie. Byli kompletnie nadzy, wyglądali jakby byli połączeni ze sobą. W jedną, pieprzoną całość.
Stałam przed drzwiami i po prostu patrzyłam. Obraz przed oczami mi się zamazał. Zrobiło mi się słabo. Ręce zaczęły mi się trząść. Miałam ochotę zwymiotować. Przetarłam pojedyncze łzy, które zdążyły wypłynąć z moich oczu.
Justin mnie nie widział, natomiast Camila tak. Jej zarozumiały uśmiech mówił wszystko. Dostała to czego chciała. Powolnym krokiem zaczęłam się wycofywać. Nawet nie zauważyłam, kiedy wpadłam na półkę. Wazon, który był na niej położony spadł na ziemię i się roztrzaskał. Przestałam słyszeć jęki.
Oh, przepraszam, że wam przeszkodziłam. Nie przerywajcie sobie, tylko powiedzcie mi gdzie jest szufelka, bo chce posprzątać.
- Co to było? - zapytał Justin.
- Nie wiem, to pewnie kot - odpowiedziała dziewczyna.
- Ale ja nie mam kota.
Pokręciłam głową i cicho zbiegłam po schodach, a potem wybiegłam z domu. Nie miałam zamiaru dzwonić do Sama. Teraz potrzebowałam wypłakać się w poduszkę. Zupełnie sama.
Biegłam przed siebie ile miałam sił w nogach. Po paru minutach stanęłam na chwilę, żeby odpocząć i złapać oddech. Zatrzymałam się przy przystanku autobusowym. Stał tam kosz, w który zaczęłam mocno kopać.
- Pieprzę was wszystkich, jebane kurwy! - wrzasnęłam na cały głos, a potem wybuchnęłam głośnym płaczem - Zaufałam ci, Justin! Zaufałam do cholery!
Otarłam łzy z policzków, a potem znowu zaczęłam biec przed siebie. Gdy minęłam ciemny las, musiałam przejść przed ulicę.
- Za parę minut będziesz w domu, spokojnie. Wytrzymaj jeszcze trochę - mówiłam do siebie.
Przebiegłam jeszcze kawałek chodnikiem, a potem zaczęłam iść ulicą na drugą stronę.
Ale nagle.. zobaczyłam białe światła, które zbliżały się w moim kierunku z niewyobrażalną prędkością.
Nie potrafiłam się ruszyć. Po prostu na nie patrzyłam. Zbliżały się.. Były coraz bliżej. W końcu zobaczyłam samochód. A po chwili poczułam przerażający ból. Cholerny ból na całym ciele. Coś we uderzyło.
Następnie ogarnęła mnie ulga. Moje ciało dotknęło asfaltu. Było mi tu dobrze. Zimna droga sprawiała, że nie czułam nic. Ale zanim zapadłam w głęboki sen, przypomniałam sobie to auto, a właściwie jego kolor. Był pomarańczowy.



Hej! Przepraszam za takie opóźnienia, jeju jestem beznadziejna. Ale przynajmniej ten rozdział jest już gotowy, więc dodaje. Jak Wam się podoba? Jest BUM? No mam nadzieję.
 Jeśli to przeczytałaś, proszę, skomentuj, to ważne.
35 komentarzy = następny rozdział
Do zobaczenia! xoxo
#Klaudia

sobota, 14 lutego 2015

31. Dlaczego przyznałeś się do czegoś, czego nie zrobiłeś?

Grace's POV

Schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam szybkim krokiem w dół ulicy. Łzy mimowolnie cisnęły mi się do oczu i gdyby nie moje postanowienie, już dawno bym się popłakała. Jednak mocno zacisnęłam zęby i starałam się nie myśleć o tym co zdarzyło się w domu Justina.
Spoglądnęłam za siebie, żeby zobaczyć czy chłopak nie wpadł na pomysł pójścia za mną, jednak na szczęście nikogo nie było.
Po piętnastu minutach znalazłam się przed blokiem Sama. Zadzwoniłam na domofon, który od razu otworzył mi drzwi. Sanders nawet nie sprawdzał kto to, bo dobrze wiedział, że mam przyjść.
Westchnęłam i pobiegłam po schodach na górę, Kiedy znalazłam się przed drzwiami jego mieszkania, otworzyłam je. Nie było sensu pukać czy dzwonić. Muzykę było słychać na korytarzu, przez co stwierdziłam, że impreza już się zaczęła.
Przy stole siedziało parę osób, a kilka dziewczyn tańczyło już na parkiecie. Sam stał w kuchni, dlatego od razu ruszyłam w tamtą stronę. Na szczęście nie zostałam zauważona przez Luke'a, który siedział w salonie.
- Cześć - przywitałam się.
- Zmieniłaś zdanie - uśmiechnął się Sanders - Co się stało, że jednak wybrałaś mnie, a nie Biebera?
- Czy musimy o tym rozmawiać? - jęknęłam.
Chłopak właśnie wyciągał z lodówki różnego rodzaju napoje, a ja opierałam się o blat.
- Teraz nie - odparł po chwili namysłu - Ale wrócimy do tego. Pamiętaj, że jeżeli te kutas zrobił ci cokolwiek co,.
- Nic mi nie zrobił - zaprzeczyłam.
- W takim razie dlaczego jesteś tutaj, a nie u niego? - zapytał.
- Ja...
- No właśnie - uśmiechnął się delikatnie - Ale czy to coś poważnego?
I co ja mam mu odpowiedzieć? Według mnie to było coś cholernie poważnego, ale może według Justina to tylko kolejna głupia kłótnia? Nie mam pojęcia co o tym myśleć. Dlaczego Bieber to w ogóle powiedział? Tymi słowami chciał mnie zagiąć? Dobić do końca? Pokazać jak beznadziejna jestem? Jeśli tak, to udało mu się to cholernie, ponieważ aktualnie czuje się jak nic niewarte gówno. Ale nie chce mówić o tym Samowi. Dzisiaj mam zamiar świetnie się bawić, a temat Justina odłożyć na bok.
- Nie, nic - pokręciłam głową - Zwyczajna kłótnia. Ale to dobrze, przynajmniej teraz możemy się razem zabawić i upić,
- Zabawić? - powtórzył rozbawionym tonem i poruszył sugestywnie brwiami - Czy masz ochotę na se.. - przerwałam mu.
- Poproszę coś mocnego - odpowiedziałam.
- Jasne, ale nie o to mi chodziło - zaśmiał się.
- Och, ja bardzo dobrze wiem o co ci chodziło, ale nie mam zamiaru odpowiadać na takie pytania - chwyciłam od niego otwartą butelkę piwa i przyłożyłam do ust, po czym zrobiłam spory łyk.
- Czyli, że nic między nami nie zdarzy się dzisiejszej nocy? - wolał się upewnić.
- Nie chcę, mam chłopaka - odparłam bez namysłu.
- Jesteście pokłóceni.. - wymamrotał i przyłożył plastikowy kubek do swoich ust.
- I co z tego? - zmarszczyłam czoło - Nawet jeśli to to nie zmienia faktu, że ciągle jesteśmy razem. Przecież jedna, głupia kłótnia to nie od razu koniec związku, prawda?
- Wiesz... z twojej perspektywy to pewnie tak. Ale błagam cię, myśl jak facet.
- To znaczy? - starałam się go zrozumieć.
- Większość chłopaków właśnie tak myśli. No wiesz, jedna kłótnia i stwierdzają, że to koniec, dlatego idą na bzykanko do klubu czy coś takiego - wzruszył ramionami.
- Co ty mówisz?! - podniosłam wyżej brwi - Justin nigdy by mnie nie zdradził, nie zrobiłby mi tego.
- Naprawdę jesteś tego taka pewna? - przechylił głowę na bok.
- Ale o co ci chodzi? Czy ty coś sugerujesz? - westchnęłam.
- Nie, oczywiście, że nie. Po prostu znam go trochę i wiem, że...
- Gówno wiesz - wtrąciłam się - Nie znasz go tak jak ja. Jest dobry i..
- Grace, życie nie jest tak kolorowe jakbyś chciała. Wszystko może się zdarzyć i chce żebyś była na to przygotowana.
- Zaczynam się bać. Serio, mówisz jak moja matka - zaśmiałam się cicho - Nic się nie zdarzy, Justin nie jest taki.
- Młoda, masz o nim za dobre zdanie - odparł.
- Za to ty za bardzo złe. Dobra, nie rozmawiajmy o nim - westchnęłam - Masz fajki?
- Ta - wyciągnął z tylnej kieszeni paczkę papierosów i podał mi ją, dlatego chwyciłam jednego i wsadziłam sobie go do ust, po czym sięgnęłam po zapalniczkę, która leżała na stole i podpaliłam go - A tak przy okazji, spałaś już z nim?
- Co to w ogóle za pytanie? - zaciągnęłam się mocno dymem i chwilę przetrzymałam go w ustach, po czym wypuściłam.
- Normalne, odpowiedz.
Pokiwałam przecząco głową i wpatrywałam się w chłopaka. Nie miałam zamiaru rozmawiać z nim o tych sprawach.
- I tak się dowiem, kochanie - zaśmiał się.
- Na pewno nie ode mnie - mruknęłam.
- Zobaczymy - prychnął - A chciałabyś podejść do Luke'a albo kogoś? Bo Camili nie ma.
- Tu jest mi dobrze.
- No nie daj się prosić. To chociaż ze mną zatańcz - oblizał powoli usta.
- W porządku, chodź - pociągnęłam go w stronę parkietu.
Gdy stanęliśmy na środku, chłopak objął mnie w talii, a ja położyłam dłonie na jego ramionach. Jak na złość leciała powolna piosenka, dlatego nie miałam zbytnio wyboru i musiałam się dostosować do tego niezręcznego tańca.
Nie patrzyłam mu w oczy. Byłam skupiona na jego koszulce, wtedy było mi łatwiej. Nawet nie wiem czemu wyobrażałam sobie, że tańczę z Justinem. To było chore. Właśnie teraz powinnam go nienawidzić za to co powiedział, ale w myślach broniłam go. Był zły, miał prawo tak powied... Nie. Nie miał prawa. Nawet w najgorszych kłótniach nie wolno mówić takich rzeczy. To po prostu przesada. Nawet nie chce ponownie o tym myśleć. W tamtym momencie czułam się okropnie. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Trafił w czuły punkt i dobrze o tym wiedział, ale to nie znaczy, że zerwaliśmy. Tak myślę. Sander mówi mi co innego, ale przecież co on wie? Nigdy nie miał dziewczyny, więc tak naprawdę nie ma prawa się wypowiadać.
- Muszę iść siku - szepnęłam chłopakowi do ucha.
Właściwie nie miałam takiej potrzeby, ale mdliło mnie już od tańca.
- To idź, czekam tu na ciebie, kochanie - uśmiechnął się delikatnie.
- Ej, nie mów tak do mnie - pokręciłam głową - Nie jestem twoim kochaniem.
- Jasne, jesteś kochaniem Justinka, czyż nie? - zachichotał, ale kiedy zobaczył, że ja jestem poważna, dodał - Jezu, dobrze. Idź już do łazienki, młoda.
- Lepiej - uśmiechnęłam się i ruszyłam do toalety.
Zamknęłam drzwi i stanęłam przed lustrem. Nie wyglądałam odpowiednio. Dziewczyny tutaj miały na sobie sukienki czy inne seksowne stroje, a ja? Krótkie spodenki i t-shirt. To na pewno nie jest odpowiedni strój na imprezę, ale gdybym tylko wiedziała, że sprawy się tak potoczą, w ogóle bym nie szła do Justina. Wolałabym już się zgodzić na propozycję Sama i przyjść do niego, a nie iść na nocowanie do Biebera i usłyszeć takie słowa od swojego własnego chłopaka. Gdybym tylko wiedziała..
Przemyłam twarz zimną wodą, a potem osuszyłam ją ręcznikiem. Ostatni raz zerknęłam w stronę lustra i otworzyłam drzwi. Już miałam wyjść, kiedy ktoś wepchnął mnie z powrotem do toalety.
- Jaki masz kurwa problem, żeby,. - zatrzymałam się w połowie zdania, kiedy ujrzałam osobę przede mną.
Luke stał z wyrytym uśmiechem na twarzy. Wpatrywał się we mnie ze zwycięstwem.
- Wypuść mnie - warknęłam i już chciałam przejść, kiedy blondyn lekko mnie popchnął, więc znowu znalazłam się daleko od wyjścia.
Gdy zamknął drzwi na klucz, moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej niż powinno.
- Co to za mina? - zaśmiał się - Chce tylko pogadać, nie bój się.
- Możemy porozmawiać na zewnątrz - syknęłam.
- Tam gra głośno muzyka, a muszę mieć pewność, że dobrze mnie usłyszysz - oblizał powoli usta.
- W takim razie mów co masz mówić i daj mi spokój - warknęłam.
- Jesteś niemiła - pokręcił głową - Według mnie powinnaś być wdzięczna, za to co ci zaraz powiem.
- To się okaże - odparłam twardo.
- Rozmawiałaś z Bieberem o wyścigu w grudniu? - zapytał.
- Tak, ale nie jestem w stanie go przekonać, aby nie startował - pokręciłam głową - On nie chce mnie słuchać.
- Czyli wolisz żeby zginął, tak? - zaśmiał się.
- Ciebie to śmieszy?! Jesteś psychiczny, wypuść mnie stąd! - krzyknęłam.
- Jak skończymy rozmawiać - warknął - I radzę ci tak nie krzyczeć, chyba, że chcesz mieć blizny na buzi.
Kiedy usłyszałam ostatnie zdanie, zamilkłam. Nie miałam już nic więcej do powiedzenia.
- Och, w końcu się zamknęłaś. To dobrze, słoneczko. A teraz przejdźmy do konkretów. Pamiętaj, że jeśli Bieber wystartuje w tym wyścigu, to zginie.
- Ale ja nie mam na to wpływu!
- To nie mój interes - odparł spokojnie - Masz sprawić, żeby w ogóle się tam nie zjawił. Rozumiesz, kurwa?
- Przecież ci mówię, że jestem w stanie przemówić mu do rozsądku! A po za tym w grudniu mnie tutaj nie będzie, więc jakim cudem mam go przekonać, co? Nie dopilnuję tego - powiedziałam.
- Jesteś mądra, coś wymyślisz - uśmiechnął się - Ale pamiętaj, że jeśli nie wypełnisz tego zadania, to twój chłopak będzie 3 metry pod ziemią.
- Dlaczego to robisz? - przegryzłam wnętrze policzka.
- Takie mam zlecenie - wzruszył ramionami.
- Zlecenie? - powtórzyłam zaciekawionym tonem - Kto ci to wszystko zleca? - zapytałam szybko.
- To nie twoja sprawa - oblizał usta - I tak już za dużo wiesz.
- Ale dlaczego Justin nie może startować w tym pieprzonym wyścigu? Co, ten twój cały szef boi się przegranej? Wie, że mój chłopak jest lepszy i wygra, więc się boi, tak?
- Radziłbym ci się zamknąć, pieprzona kurwo - warknął, po czym popchnął mnie z podwojoną siłą.
W porę chwyciłam się blatu i dzięki temu nie upadłam.
- Czyli mam rację - uśmiechnęłam się sztucznie - To musi być naprawdę tchórz, skoro..
- Słoneczko, radzę ci przestań, Przekaże mu każde słowo, które teraz  mówisz i jestem pewien, że on się na tobie odegra. Więc nie warto.
Zapalił papierosa, po czym dmuchnął mi dymem prosto w twarz. Zacisnęłam zęby. Nie mogłam dać mu się sprowokować.
- Tylko, że to prawda. Twój zasrany szef jest pieprzonym tchórzem z małym kutasem i..
Nie dokończyłam zdania, ponieważ Luke przyparł mnie mocno do ściany. Jego gorący oddech uderzył o moje usta.
- Głupia dziwko, mówię, żebyś się zamknęła! - wrzasnął.
Wzdrygnęłam się lekko, ale nie mogłam mu pokazać, że się boję, On tylko na to czekał, dlatego zaczęłam:
- Justin jest najlepszy w wyścigach, a twój szef jest zapatrzonym w siebie kretynem, który myśli, że może mnie zastraszyć, ale prawda jest inna. On..
Nie dokończyłam, ponieważ poczułam przerażający ból na nadgarstku. Zerknęłam w dół i zobaczyłam, że chłopak przywarł niedogaszonego papierosa do mojej skóry. Zawyłam z bólu.
- Grzecznie prosiłem, żebyś się zamknęła - uśmiechnął się ironicznie, po czym przycisnął peta mocniej i wyszedł z łazienki.
Momentalnie spojrzałam na nadgarstek. Był na nim wypalony ślad, który cholernie bolał. Podbiegłam do umywalki i odkręciłam kran. Włożyłam rękę pod zimną wodę. To lekko ukoiło mój ból, ale ciągle czułam niewyobrażające gorąco na skórze.
- Kurwa! - wrzasnęłam i kopnęłam kosz na śmieci - Nienawidzę go!
Łza spłynęła po moim policzku. W całym ciele czułam nienaturalne ciepło i nie mogłam nic na to poradzić, robiło mi się słabo. Wybiegłam prędko z łazienki i zaczęłam szukać Sama. Zerknęłam w stronę kuchni i zobaczyłam, że właśnie wyciąga z półek różne przekąski,
- Długo cię nie było - westchnął.
- No co ty kurwa nie powiesz? - warknęłam - Może trzeba było sprawić czy ze mną wszystko w porządku?
- A co niby miałabyś się utopić w kiblu? - zapytał, po czym wybuchnął głośno śmiechem.
- Po prostu daj mi coś do picia - syknęłam.

***
Po trzecim drinku byłam już lekko wstawiona. Luke najprawdopodobniej wyszedł zaraz po incydencie w łazience. Nie widziałam go już dzisiejszego wieczora, I bardzo dobrze. Czas spędzałam z Samem, ciągle piliśmy i tańczyliśmy. Starałam się nie myśleć o bólu, który ciągle się nasilał. Nie chciałam zawracać głowy Sandersowi i mówić mu o tym. Z resztą co on by zrobił? Zapewne nawet by mi nie uwierzył, gdybym powiedziała, że zrobił to jego przyjaciel.
- Mama do mnie dzwoniła - powiedziałam do chłopaka - Muszę spadać do domu.
Właściwie to nie była prawda. Moja rodzicielka myślała, że tą noc mam spędzić u Justina, ale cóż.. Plany się troszeczkę zmieniły.
- Od kiedy to słuchasz swojej mamy? - zapytał.
- Od dzisiaj, cześć.
Wyszłam z mieszkania i zbiegłam po schodach na dół. Nie mogłam tam siedzieć dłużej. Chciałam znaleźć się już w domu i przyłożyć lód do ręki. O niczym innym nie marzyłam.
Droga do domu zajęła mi paręnaście minut, z niewiadomej przyczyny ciągle się za siebie oglądałam. To nie chodziło o to, że bałam się Luke'a czy jego szefa.. Dobra, to właśnie o to chodziło. Ciągle wydawało mi się, że ktoś za mną idzie, że widzę jakieś cienie, ale oczywiście to tylko moja pieprzona wyobraźnia.
- Cześć! - krzyknęłam, kiedy znalazłam się w przedpokoju.
- Co tak wcześnie? - moja mama znalazłam się w mgnieniu oka naprzeciwko mnie - Miałaś zostać u tego chłopaka na noc, prawda?
- Wiem, plany się trochę zmieniły - westchnęłam - Idę się kąpać.
Już miałam przejść obok mamy, kiedy ta chwyciła mnie za rękę.
- Dziecko, czy ja czuję od ciebie alkohol?
- Co? Oczywiście, że nie. To nowe perfumy i..
- Nie rozmieszaj się.
Och, nowe perfumy, serio? W myślach przybiłam sobie otwartą dłonią w czoło. To najgłupsze co kiedykolwiek wymyśliłam.
Chciałam się wyrwać z uścisku, natomiast mama na to nie pozwoliła i chwyciła mnie również drugą dłonią co oznaczało, tylko jedno.
- Auuu! - wrzasnęłam, kiedy poczułam mocny dotyk na ranie.
- Nie trzymam cię aż tak mocno, nie przesadzaj.
Mama podniosła moją ręką, żeby ją obejrzeć po czym otworzyła szeroko oczy.
- Co to jest?! - wrzasnęła na cały dom.
- To nic, to nic - tłumaczyłam się - Tylko się przewróciłam i..
- Przecież widzę, że ktoś zgasił na tobie papierosa! - krzyknęła - Śmierdzi od ciebie alkoholem, papierosami i jeszcze ktoś robi sobie z ciebie zapalniczkę! Jedziemy do Justina, ale już! Musimy to wyjaśnić. Ten chłopak nie ma prawa...
- To nie on - zaprzeczyłam, a moje serce przyspieszyło swoje bicie - Mamo, to naprawdę nie on!
- Nie kłam, Grace - warknęła - Nie dam się już nabrać. Ted, chodź!
- Mamo, błagam cię, to naprawdę nie on!
- Ted? - ponowiła swoje wołanie - Zawiedziesz nas do Justina, musimy sobie porozmawiać z tym chłopcem.
Mama i Ted zaczęli ubierać buty, natomiast ja ciągle starałam się odwieść ich od tego pomysłu.
- Chodź, jedziesz z nami. Ten chłopak za to zapłaci.
- Kurwa, mówię, że to nie on! Ośmieszycie się tylko! - wrzasnęłam.
- Proszę, już nawet klnie przez niego. Grace, do samochodu.
Wiedziałam, że oni i tak by tam pojechali, Beze mnie czy ze mną. Nie ma różnicy i tak by to wyjaśnili. Już wolę tam być, żeby jakoś załagodzić sytuację i wszystko wyjaśnić z Justinem.
Tak więc, właśnie wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę domu mojego chłopaka.
- Mówię wam, że to nie on. Ośmieszycie się tylko.
- Skoro to nie on, to niby kto? - zapytała mama.
- Nie znasz, ale to nie Justin.
- Bronisz go po tym jak się skrzywdził! To już podchodzi pod obsesję! - krzyknęła.
- To żadna obsesja - zaśmiałam się histerycznie - Zawróćmy, błagam.
- Jest za późno - powiedziała, kiedy zatrzymaliśmy się pod jego domem.
Ted zadzwonił na domofon, dlatego po chwili bramka się otworzyła, a w drzwiach pojawił się zdezorientowany Justin.
- Um,. tak? - zapytał i podszedł do nas.
- Jesteśmy oburzeni twoim zachowaniem! - wrzasnęła moja mama.
- Grace powiedziała pani co zrobiłem? - zapytał po czym spuścił głowę w dół.
- Oczywiście, że tak! - krzyknęła.
Justin teraz zapewne myślał o tym, co powiedział do mnie wieczorem. Ale nie to moja mama miała na myśli.
- Mamo, to nie on! Już ci mówiłam - syknęłam, nie patrząc na chłopaka.
Nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy. Nie po tym co powiedział.
- Tak? - zapytała.
Kiwnęłam głową, natomiast kobieta chwyciła mnie mocno za rękę i pociągnęła w stronę blondyna.
- Wiem, że ty to zrobiłeś! - skrzywiła się kobieta - Nie mogę sobie wyobrazić jak można być takim potworem, żeby zrobić takie coś!
- Co to jest? - zapytał zaciekawiony chłopak.
Podszedł do mnie bliżej, po czym chwycił mnie za rękę i zaczął powoli oglądać ranę. Poczułam dreszcze na całym ciele, kiedy mnie dotknął. Przymknęłam oczy. Po chwili puścił moją dłoń.
- Jak mogłeś zgasić na niej papierosa? - zapytał Ted - Jesteś obleśnym typem.
- Dokładnie! - wrzasnęła moja mama - Nie chce żebyś zbliżał się do mojej córki.
Czułam, że moje policzki płoną. Byłam kompletnie zażenowana. Oni nic nie wiedzieli. Czekałam, aż Justin zaprzeczy, ale stało się coś zupełnie innego.
- W porządku, nie będę się już do niej zbliżał - odparł bez namysłu.
- C-co? - zapytałam cicho - Przecież to nie ty! - wrzasnęłam.
- Uspokój się, Grace - powiedział chłopak - Obiecuję, że nie będę już z nią utrzymywał żadnego kontaktu.
- Mam nadzieję - odparła mama - Idziemy - westchnęła i pociągnęła Teda za rękę - Grace, no chodź!
- Daj jej się pożegnać, co? - mruknął Ted.
- Masz dwie minuty, czekamy w samochodzie - odpowiedziała mama.
Kiedy usłyszałam trzask drzwi, spojrzałam na chłopaka.
- Możesz mi powiedzieć co ty wyprawiasz? - zapytałam - Naprawdę chcesz żebym się już do ciebie nie zbliżała?
- Grace, to nie o to chodzi..
- W takim razie o co? Wytłumacz mi to! Dlaczego przyznałeś się do czegoś, czego nie zrobiłeś? - zapytałam.
- Nie zrozumiesz. Po prostu musimy dać sobie trochę czasu - mruknął.
- Gadasz jak jakaś pieprzona cnotka - warknęłam - Co się dzieje?
- Wiem, że cię skrzywdziłem, Grace. Wiem o tym, ale.. cholera - jęknął - Nie miałem tego na myśli. Nie chciałem powiedzieć tego co wcześniej.. no wiesz. Ale skarbie, tak właśnie musi być.
- Co musi być? Dlaczego mnie od siebie odpychasz? - zapytałam.
- Obiecuję, że między nami będzie jeszcze w porządku, ale teraz.. musisz już iść - odparł.
- Justin, proszę cię, nie rób mi tego! - krzyknęłam.
- Nie rób scen i idź wsiąść do tego samochodu - mruknął.
- Powiedz mi kurwa czy ja dla ciebie cokolwiek znaczę? - zapytałam cicho, a mój głos się załamał.
- Oczywiście, że tak, ale.. Po prostu mi tego nie utrudniaj - westchnął,
- Och, ja ci to utrudniam?! Z tego co widzę, dla ciebie to jest banalnie proste takie zostawienie mnie - warknęłam.
- Czy naprawdę myślisz, że dla mnie to jest proste? - przegryzł wargę - Naprawdę, księżniczko?
- W takim razie dlaczego to robisz?
Patrzyłam na niego, jego twarz pokazywała wiele emocji. Ale nie mogłam zrozumieć jednego. Skoro dla niego to ciężkie, to dlaczego chce mnie zostawić? No dlaczego?
- Grace, idź już - westchnął - Przepraszam.
- Nie chce żebyś mnie przepraszał - jęknęłam, a po moim policzku spłynęła łza - Nie chce.
- Jezu, nie płacz - przybliżył się do mnie i otarł ją kciukiem - Nie warto, dobrze?
- Justin, proszę cię, nie zostawiaj mnie... - mruknęłam.
- Księżniczko, ja cię nie zostawiam - wymamrotał - Ja po prostu... idź już.
- Nie rób tego. Ja cię potrzebuje, Justin - mruknęłam.
- Kochanie, idź już - podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło - Jeszcze raz przepraszam.
- Ale za co ty mnie przepraszasz?!
- Za wszystko co zrobiłem, co robię i co zrobię - odparł bez emocji po czym zniknął w swoim domu.
Nie wytrzymałam i wybuchnęłam płaczem. Wsiadłam do samochodu i skuliłam się na tylnym siedzeniu. W aucie nikt nic nie mówił, słychać było tylko mój cichy szloch. Miałam dość wszystkiego i wszystkich.

***
Kolejny dzień cholernie się dłużył. Nie wychodziłam z domu, ciągle siedziałam w pokoju przed laptopem. Co chwilę sprawdzałam komórkę. Miałam nadzieję, że zaraz dostanę sms-a od Justina z pytaniem, kiedy się widzimy, ale nic takiego się nie wydarzyło. Właściwie chłopak dał mi wczoraj do zrozumienia, że nie ma zamiaru do mnie napisać, ale gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję i czekałam.
Wieczorem, kiedy obejrzałam kolejny nudny film, zawołała mnie mama na kolacje.
Westchnęłam i powolnym krokiem zeszłam na dół. Usiadłam przy stole i zerknęłam na talerz. Leżały na nim grzanki, a na nich narysowane było ketchupem serduszko i uśmiech.
- Serio? To ma mi poprawić humor? - zapytałam bez krzty humoru - Ale dziękuje - westchnęłam, po czym zaczęłam w spokoju spożywać kolację.
Właściwie teraz wszystko mnie wkurzało i nie mogłam na to nic poradzić. Nieważne czy Justin planował to zerwanie, czy też nie. Ważne jest to, że zrobił to wczoraj, zaraz po "napadzie" mojej mamy i Teda. Może gdybyśmy nie pojechali tam wczoraj to wszystko byłoby w porządku i dalej bylibyśmy razem?
Z moich myśli wybudził mnie dzwonek do drzwi. Westchnęłam cicho i mruknęłam:
- Pójdę otworzyć.
Doczłapałam się do drzwi i wolno je otworzyłam. Podniosłam wzrok i ujrzałam.. Pattie.
- Dzień dobry? - wysiliłam się na uśmiech.
- Cześć, kochanie. Jest u ciebie Justin? - zapytała.
- Nie, nie ma. Dlaczego pytasz? Czy on.. zniknął?
- Powiedział mi wczoraj wieczorem, że musi coś załatwić i miał wrócić dzisiaj koło dwunastej, ale jest dwudziesta, a go nadal nie ma. Mówił, że to jakiś ważny interes. To brzmiało podejrzanie, ale nie pytałam o nic więcej. Boję się, że coś mu się stało. Czy wiesz gdzie on może teraz być? Albo co to za sprawa? I zanim spytasz, nie odbiera telefonu. Jest poza zasięgiem sieci. Błagam, pomóż mi.



Cześć moi drodzy! Życzę Wam wszystkim udanych walentynek. Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba ♥ 
Jeśli to przeczytałaś, proszę, skomentuj, to ważne.
35 komentarzy = następny rozdział
Do zobaczenia! xoxo
#Klaudia

piątek, 6 lutego 2015

30. To ci się po prostu należało.

 Grace's POV

Tydzień mijał spokojnie. Z Justinem spotykaliśmy się prawie codziennie, jednak chłopak zachowywał się dość dziwnie. Był jakby nieobecny. Za każdym razem, kiedy próbowałam się czegoś dowiedzieć, zbywał mnie. Nie chciałam naciskać, jednak wiedziałam, że prościej będzie jak mi powie co mu leży na sercu. Justin nie zgadzał się ze mną w tej kwestii. Mówił, że wszystko jest w porządku i nie mam się czym martwić. Ewidentne kłamstwo.
Właśnie siedziałam w swoim pokoju i zastanawiałam się nad tym wszystkim. Za chwilę miał do mnie przyjść Sam. W sumie nie wiem po co. Od jakiegoś czasu nasze relacje nieźle się pogorszyły. Pewnie przez to, że chłopak zaczął spędzać czas z Camilą i Lukiem, a ja nie przepadam za tym towarzystwem, jednak zgodziłam się na to spotkanie. Mówił, że to dla niego ważne.
Westchnęłam i założyłam kosmyk włosów za ucho. Miałam świadomość, że Justin nie lubi, kiedy spotykam się z Samem, ale to było konieczne.
Po paru minutach usłyszałam pukanie do drzwi, a po chwili do pokoju wszedł Sanders. Jego włosy były w lekkim nieładzie. Miał na sobie koszulę w kratę oraz jeansy i bił od niego mocny zapach perfum. Uśmiechnęłam się delikatnie i mruknęłam:
- Hej.
Chłopak kiwnął głową i usiadł na krześle, zaraz naprzeciwko mnie.
- Więc.. w sobotę organizuje imprezę i.. - zaczął, ale mu przerwałam.
- Nie mogę przyjść - mruknęłam.
Miałam już inne plany. Umówiłam się z Justinem. Mamy spędzić ten dzień sami w jego domu.
- Ale to dla mnie ważne - zmarszczył czoło - Bo będzie tam Camila, Luke i..
- Sam, to są twoi znajomi, nie moi - powiedziałam cicho.
Nie miałam pojęcia do czego chłopak zmierza. Niby czemu zależy mu na tym, abym była na tej imprezie, skoro będzie tam Luke i Camila? Dobrze wie, że ich nie lubię.
- Wiem - uśmiechnął się delikatnie - Właśnie dlatego chce żebyś tam była. Poznasz ich.
- Dziękuje za zaproszenie, ale nie skorzystam - poprawiłam się na łóżku i mu się przyglądałam. Był zawiedziony.
-  Dlaczego nie możesz przyjść? - zapytał.
- Już się z kimś umówiłam - odparłam.
- Hm.. niech pomyśle. Z Justinem? - skrzywił się, a potem dodał - No błagam cię, co się z tobą dzieje? Od kiedy to spotkanie z jakimś chłopakiem jest ważniejsze od imprezy? Naprawdę się zmieniłaś.
- Nie zmieniłam się! - broniłam się.
- Właśnie, że tak - był pewny swojego zdania - Justin jest ode mnie ważniejszy. Widzę to. Nie wiem czy pamiętasz, ale te wakacje mieliśmy spędzić razem..
Przypomniała mi się sytuacja, która zdarzyła się na koniec roku szkolnego. Chłopak zaproponował mi, że spędzimy razem te wakacje, że zbliżymy się do siebie, ale potem.. powiedział, że może w końcu uda mu się mnie przelecieć.  Może właśnie dlatego coraz bardziej się od niego odsuwam? Może to mnie w nim odrzuca? Ta jego pewność siebie i brak jakiegokolwiek zahamowania.
- Przecież widzimy się dość często - schowałam kosmyk włosów za ucho.
- Dość często - powtórzył rozbawionym tonem - Grace, co się z tobą dzieje? Kiedyś zawsze chodziłaś ze mną na wszystkie imprezy. Nie było dnia żebyśmy się nie widzieli.
- Możemy do tego nie wracać? To było dawno i..
- Chce wiedzieć, dlaczego się zmieniłaś! - warknął.
- Nie musisz wszystkiego wiedzieć - mruknęłam - To nie jest ważne. Po prostu znudziło mi się ciągłe imprezowanie i..
- Weź przestań! Dobrze wiem, że nie o to chodzi. Powiedz mi prawdę, proszę - oblizał powoli usta i patrzył mi prosto w oczy.
Zaczęłam się zastanawiać czy warto mu powiedzieć. Właściwie to wszystko wydarzyło się dawno. Jeśli opowiedziałabym wszystko Sandersowi to ten nie dałby mi spokoju. Od nowa zacząłby się ten cały koszmar. Na nowo wywołałby wspomnienia. Przypominałby mi o tym wszystkim na każdym kroku. A tego nie chce.
- To jest prawda! - skłamałam - Jeśli ty ciągle chcesz chodzić na imprezy to proszę bardzo. Mi nic do tego, naprawdę. Ale nie zmuszaj mnie, jasne?
- Przecież cię nie zmuszam. Po prostu chce żebyś przyszła.. - podrapał się po karku.
- Nie przyjdę. Jak już mówiłam, jestem umówiona. Przykro mi -  przegryzłam wargę.
- Och, wcale ci nie jest przykro! - krzyknął.
- Sam, ja naprawdę nie chce się kłócić - westchnęłam - Nie przyjdę na tą imprezę, więc jeśli tylko po to przyszedłeś, to temat skończony.
- Jesteś uparta - mruknął zachrypniętym tonem, ale można było w nim wyczuć nutkę rozbawienia.
- Kiedy indziej, okay? Obiecuję, że pójdziemy razem na imprezę, ale nie w tą sobotę.
- W porządku, ale jeśli zmienisz zdanie to wpadaj - uśmiechnął i podszedł do mnie - Mam nadzieję, że tak będzie - dodał, po czym cmoknął mnie w czoło i wyszedł z pokoju.

Następnego dnia zaczęłam się pakować, ponieważ miałam nocować u Justina. Nie wiem jakim cudem udało mi się namówić mamę. Po wielokrotnym obiecywaniu, że będę spała w innym pokoju, w końcu zgodziła się.  Dlatego po śniadaniu ubrałam się w krótkie, czarne spodenki, a do tego założyłam białą koszulkę w niebieskie paski i czarny kardigan. Chwyciłam plecak z łóżka i pobiegłam po schodach na dół.
W kuchni siedziała już moja mama i Ted. Byli ubrani w służbowe ubrania, co oznaczało, że zaraz jadą do pracy.
- Hej - przywitałam się - Idę już do Justina, więc..
- Grace, przecież jest dopiero 10:00 - westchnęła - Skoro idziesz do niego na noc to wystarczy, że będziesz tam po południu. Ale nie rano...
- Ale on sam zaproponował żebym przyszła rano, więc się zgodziłam - wytłumaczyłam się - Poza tym dzisiaj będzie u niego młodsza siostra, więc na pewno czas szybko zleci.
- Niech będzie, ale zadzwoń jakbyś czegoś potrzebowała, dobrze? - uśmiechnęła się - I pamiętaj, nie rób głupstw. Ufam ci.
- Jasne! - ubrałam buty i pomachałam im - To do zobaczenia!
Wyszłam z domu, nie czekając na odpowiedź i szybkim krokiem zaczęłam iść w dół drogi. Trochę się bałam. Właściwie nie miałam czego, ale obawy wciąż nawiedzały mój umysł. Po ostatnim nocowaniu w jego domu nie skończyło się to za dobrze. Ale nie wracajmy do tego. To się więcej nie powtórzy.
Włożyłam słuchawki do uszu, włączyłam mój ulubiony kawałek i przyspieszyłam kroku. Po około 15 minutach znalazłam się przed jego furtką. Zadzwoniłam na domofon, a po chwili bramka się otworzyła. Weszłam do ogrodu i schowałam telefon oraz słuchawki do kieszeni. Miałam naprawdę dobry humor. Słuchanie muzyki mi go poprawiało, dlatego teraz tryskałam radością.
Momentalnie się uśmiechnęłam, kiedy zobaczyłam, że Justin wyszedł ze swojego domu. Miał na sobie trzy czwarte, czarne spodnie i żółtą koszulkę. Przeczesał swoją grzywkę do góry i szeroko się uśmiechnął.
- Cześć! - krzyknęłam i podbiegłam do chłopaka, po czym wtuliłam się w niego.
Dopiero teraz zauważyłam, że za nim stała Jazzy. Była ubrana w czarne getry i pomarańczową podkoszulkę, a włosy miała zawiązane w kucyka.
- Hej, Jazzy - uśmiechnęłam się do dziewczynki, a ta objęła moją nogę i wtuliła się w nią.
Zaśmiałam się na jej gest, a potem wszyscy weszliśmy do środka. Ściągnęłam trampki i ruszyłam za nimi. Prawdopodobnie właśnie oglądali bajki albo kolorowali kolorowanki, ponieważ telewizor był włączony, a na stole leżało pełno kartek i kredek.
Usiadłam na sofie i zerknęłam na brązowooką, która ponownie zajęła się rysowaniem. Dlatego w wolnej chwili pociągnęłam chłopaka za rękaw koszulki i szepnęłam mu na ucho:
- Czemu ona jest taka smutna?
Naprawdę zachowywała się jakoś tak dziwnie. Nie śmiała się tak jak zawsze, a każdy jej uśmiech był.. wymuszony? Chciałam wiedzieć co jest grane, dlatego niecierpliwie czekałam na odpowiedź.
Chłopak lekko się spiął, a po chwili mruknął:
- Po prostu.. dowiedziała się, że za jakiś czas musi gdzieś wyjechać i z tego powodu jest taka przytłoczona. Tak myślę - westchnął.
- Gdzie wyjeżdża? - zapytałam zaciekawiona.
- Do naszej dalszej rodziny - wzruszył ramionami.
- To chyba fajnie, nie? - uśmiechnęłam się - Jak byłam mała to uwielbiałam spędzać czas ze swoimi kuzynami.
- Grace, pogadamy o tym potem - syknął, a potem zaczął patrzeć prosto w ścianę.
Zdziwiłam się na jego zachowanie, ale już się nie odzywałam. Nie miałam pojęcia, dlaczego jest taki nieobecny. Siedział na kanapie, a dłonie miał złożone jak do modlitwy. Jego wzrok był pusty.
- Justin, który kolor wybrać? - zapytała Jazzy swojego brata - Lepiej żeby moja sukienka była żółta czy różowa?
Ale Bieber nie odpowiadał. Wyglądał jakby w ogóle nie usłyszał pytania, dlatego usiadłam obok dziewczynki i poleciłam jej żółtą kredkę, a potem sama zaczęłam rysować. Co chwilę zerkałam na chłopaka, ale ten nie zwracał na mnie uwagi. Nie byłam pewna o co mu chodzi. Westchnęłam cicho i postanowiłam, że na razie nie będę o to pytać. Kiedy znudziło nam się już to zajęcie, Jazzy zaczęła oglądać bajkę, ale też nie mogła się na niej skupić, bo co chwilę zerkała na swojego brata. Nie chciałam, żeby zdenerwowała go, dlatego postanowiłam ją czymś zająć.
- Jazzy? - zapytałam, a kiedy zwróciła na mnie swoją uwagę, zaproponowałam - Może miałabyś ochotę na babeczki, co?
- Jasne - uśmiechnęła się i ruszyła za mną do kuchni.
Dziewczynka usiadła na stołku, a ja oparłam się o blat i bacznie jej się przyglądałam. Widać było, że to jej trochę poprawiło humor. Uśmiechnęłam się w duchu.
- To gdzie są te babeczki? - zapytała i rozejrzała się po pokoju.
- Cóż, najpierw musimy je zrobić - zaśmiałam się.
 Otworzyłam lodówkę i ku mojemu zdziwieniu znalazłam wszystkie potrzebne składniki. Widocznie Pattie zrobiła wcześniej zakupy. Wyciągnęłam z półki miskę i zaczęłam wrzucać do niej mąkę, cukier, proszek do pieczenia, śmietanę i jajka.
Jazmyn obserwowała mnie z zaciekawieniem. Właściwie nigdy nie przepadałam za gotowaniem. Ale tym razem postanowiłam się poświęcić. I było warto, ponieważ uśmiech nie schodził z mojej oraz Jazzy twarzy.
- Wolisz czekoladowe czy może bananowe? - zapytałam.
- Czekoladowe - odparła bez zastanowienia, dlatego dodałam do miski kakao i  rozpuszczoną tabliczkę czekolady.
Gdy wymieszałam wszystko, rozłożyłam foremki na blaszce i wtedy dziewczynka zaczęła rozkładać tam ciasto. Kiedy skończyła, włożyłyśmy czarną blaszkę do piekarnika.
- Za 20 minut będą gotowe - powiedziałam, a brązowooka kiwnęła głową i pobiegła do Justina, dlatego ruszyłam za nią.
- Justin, zrobiłyśmy babeczki! - wrzasnęła, a chłopak uśmiechnął się i przytulił ją do siebie.
Przypatrywałam im się z boku. Bieberowi coś siedziało na sercu i nieważne ile razy powie, że wszystko jest w porządku, ja wiem swoje. Kiedy złapałam z nim kontakt wzrokowy uśmiechnęłam się delikatnie, a on.. odpowiedział mi uśmiechem. W duchu się zdziwiłam, ale nie narzekałam. Westchnęłam i poszłam do kuchni, po czym wyciągnęłam blaszkę z piekarnika i rozłożyłam babeczki na talerzu. Ruszyłam w stronę salonu i usiadłam obok rodzeństwa.
Jak mnie zobaczyli uśmiechnęli się i chwycili słodkości z talerza. Atmosfera zrobiła się milsza, nie była już tak napięta jak wcześniej, dlatego dziękowałam w duchu, że jeszcze pamiętałam jak się robiło babeczki. W sumie jeszcze jak mama mieszkała ze mną to piekłyśmy je razem dość często. Może dlatego mam teraz taki uraz do gotowania?
- Za chwilę przyjdzie po ciebie mama - powiedział Justin do swojej siostry.
- Nieee - przeciągnęła - Chce tu zostać.
- Wiesz, że nie możesz - uśmiechnął się delikatnie - Musisz teraz dużo odpoczywać.
Jazmyn westchnęła po czym wsadziła sobie duży kawałek babeczki do ust.
Po jakimś czasie postanowiłam, że przed przyjściem Pattie możemy jeszcze w coś zagrać, czy w coś się pobawić, dlatego zaczęłam:
- Jazzy, co chcesz jeszcze robić?
- Oglądać bajki - uśmiechnęła się delikatnie i zaczęła przeglądać wszystkie płyty DVD, które leżały na stoliku.
- Ale to możesz robić, kiedy jesteś sama w domu - westchnęłam - Może pobawimy się w coś razem? Póki jesteś tutaj.
- To może w berka? - zaproponowała dziewczynka.
- Nie ma mowy, tu jest za mało miejsca - do rozmowy wtrącił się Justin - Po za tym masz się nie przemęczać, pamiętasz?
Zmarszczyłam czoło w zdziwieniu, ponieważ.. co to miało znaczyć? Ale jak na razie nie chciałam o to pytać. Może niedawno była chora i jeszcze jest osłabiona po chorobie? Tak, pewnie tak.
Zaczęłam przypominać sobie wszystkie zabawy z czasów dzieciństwa i wtedy wpadłam na genialny pomysł.
- Już wiem! - krzyknęłam i pobiegłam do przedpokoju.
Zaczęłam szukać w półce jakiegokolwiek szalika, chustki czy czegoś czym można by przewiązać sobie oczy. W końcu znalazłam czarną bandamkę, więc pobiegłam w stronę rodzeństwa.
- Możemy zagrać w ciuciubabkę! - krzyknęłam i czekałam na ich reakcje.
Justin się uśmiechnął i wziął swoją siostrę na ręce, a następnie podszedł do mnie. Postawił Jazzy na kafelkach, a ode mnie wziął bandamkę.
- Zawiąż mi ją, okay? - zapytałam, a chłopak kiwnął głową, dlatego po chwili już nic nie widziałam.
Zaczęłam się kręcić wokół własnej osi, a kiedy kompletnie straciłam orientację, gdzie się znajduje, zaczęłam iść przed siebie. Starałam się złapać kogokolwiek, dlatego wyciągałam przed siebie ręce, ale niestety to nie pomagało. Albo oni byli tak dobrzy w tej grze, albo ja tak beznadziejna.
- Uważaj, ściana! - usłyszałam głos Justina, dlatego stanęłam jak wryta.
Nie chciałam przywalić prosto w nią, więc zaczęłam się cofać. Po chwili wpadłam na kogoś, dlatego trzymając kawałek ubrania, ściągnęłam sobie bandamkę z oczu.
- Mam cię! - zaśmiałam się, kiedy zobaczyłam, że złapałam Jazmyn - Obróć się - nakazałam.
Dziewczynka zrobiła to, więc już chciałam zawiązać bandamkę, ale usłyszałam jej piskliwy głosik.
- Macie mnie uprzedzać jak będzie ściana.
- Jasne - kiwnęłam głową - Mogę zawiązać?
- Tak - zgodziła się, więc to zrobiłam.
Po chwili zaczęła się kręcić wokół własnej osi, a kiedy krzyknęłam 'stop', obróciła się na pięcie i zaczęła nas szukać.
- Jazzy, możemy pograć w coś innego.. - powiedział Justin, a ja zmarszczyłam czoło.
Wydawało mi się, że gra się podoba, więc w czym był problem?
- Nie, nie trzeba - wymamrotała dziewczynka.
Ale po paru minutach brązowooka zaczęła się dziwnie zachowywać. Wiedziałam, że się denerwuje, ponieważ nie mogła nas złapać, ale to nie było normalne.
- Ja nic nie widzę! - wrzasnęła i zaczęła panikować.
Pobiegła do przodu i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, potknęła się o dywan i upadła na ziemię.
Justin momentalnie znalazł się przy niej i ściągnął jej bandamkę z oczu.
- Justin! - krzyknęła - To było straszne, ja naprawdę nic nie widziałam i nie mogłam nad sobą zapanować, bo.. - rozpłakała się na dobre.
- Sh, kochanie, shh.. - uspokajał ją.
Zrobiło mi się naprawdę głupio. Nie miałam pojęcia, że ona tak zareaguje. Kiedyś zawsze się w to bawiłam z kuzynami i nikt nigdy nie miał problemu, że na chwilę nie widzi. Przegryzłam nerwowo wargę i podeszłam do nich. Jazmyn znajdowała się w objęciach brata i cicho szlochała.
-  Ja myślałam, że straciłam wzrok, Justin - jęknęła.
- To byłą tylko gra, spokojnie - powiedział chłopak - Obiecałem ci coś kiedyś, pamiętasz? - kiedy Jazzy kiwnęła głową, Bieber dodał - No właśnie, więc nie masz się czego obawiać. Już jest wszystko w porządku.
Gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, powiedziałam:
- Pójdę otworzyć, to pewnie Pattie.
Ruszyłam wolnym krokiem w stronę przedpokoju. W myślach ciągle się zastanawiałam nad tym wszystkim. Dlaczego Jazzy tak strasznie panikowała? Rozumiem, że czarny widok przed oczami mógł ją trochę przestraszyć, ale żeby od razu myśleć, że straciła wzrok? Nie rozumiałam jej zachowania.
- Dzień dobry - przywitałam się, kiedy zobaczyłam mamę Justina i Jazmyn.
- Cześć, kochanie - uśmiechnęła się szczerze - Przyszłam po Jazzy.
- Jasne, zapraszamy - wpuściłam ją do środka, po czym zamknęłam drzwi.
Stanęłam naprzeciwko Justina, który bacznie mi się przypatrywał.
- Co? - zapytałam zdezorientowana.
- Możesz iść na górę? - przegryzł dolną wargę, czekając na moją reakcję.
- Ja.. uh w porządku? - bardziej zapytałam, niż odpowiedziałam - W takim razie do widzenia.
Weszłam po schodach na górę i znalazłam się w sypialni Justina. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego chłopak chciał, abym wyszła? Czy ma przede mną jakieś sekrety?

Justin's POV

Kiedy Grace zniknęła mi z oczu, zwróciłem się do siostry:
- Spakuj wszystkie swoje rzeczy, dobrze? Ja muszę pogadać z mamą.
Jazmyn kiwnęła głową i ruszyła do salonu, dlatego pociągnąłem rodzicielkę za rękaw i zacząłem iść w stronę kuchni.
- Czego się dowiedziałaś? - zapytałem od razu. 
 Nie chciałem owijać w bawełnę. Cały dzień zastanawiałem się nad tym wszystkim. Nie mogłem skupić się na czymś innym. Wiedziałam, że dzisiaj mama ma rozmowę z lekarzem, który ma przeprowadzić operację, dlatego byłem kłębkiem nerwów.
- Normalnie trzeba czekać jakieś 2-3 miesiące na operacje, ale jeśli będziemy mieli odpowiednią sumę pieniędzy to może uda się nawet za 2-3 tygodnie - powiedziała i założyła ręce na piersi.
- A czytałaś coś o tym lekarzu? Czy jest odpowiednio dobry? - wolałem się upewnić.
- Tak, Justin - kiwnęła głową - Najlepszy w mieście.
- W porządku. W takim razie zapłacimy i Jazzy będzie miała operację. A nie wiesz może ile to trwa? - oblizałem powoli usta.
- Tak około 30 minut - westchnęła - Ale po zabiegu konieczne są wizyty kontrolne. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to dostanie jeszcze jakieś krople do oczu. A gdy wzrok się ustabilizuje, lekarz dobierze jej odpowiednie okulary.
-  Okulary? - zapytałem - Jazmyn nie będzie z tego powodu zadowolona - zaśmiałem się cicho.
- Tak, pewnie tak - zawtórowała mi - Ale kupimy różowe, więc mam nadzieję, że da się na nie namówić.
- Wszystko pójdzie dobrze - powiedziałem pewnym siebie głosem - Musi.
- Ale Justin... Muszę się ciebie o to spytać - westchnęła - Skąd zdobędziesz pieniądze?
- Mamo, to nie jest ważne - włożyłem dłonie do kieszeni.
- Chce wiedzieć - była nieugięta - Pamiętaj, że ja ci to wszystko oddam. Ale ratami, bo wiesz, że...
- Przestań. Nie chce od ciebie żadnych pieniędzy - uśmiechnęłam się - Pożyczę od koleżanki, więc jest w porządku.
- Koleżanki? - zapytała zdziwiona - Od Grace?
- Nie, ona o niczym nie wie i chciałbym, żeby tak zostało - westchnąłem.
- No dobrze.. - kiwnęła głową - Co to za koleżanka?
- Nie znasz jej, ale pomoże mi - oparłem się o blat - Więc o to się nie martw.
- Boże, muszę jej podziękować - na jej twarz pojawił się szczery uśmiech - Jak dobrze, że na tym świecie są jeszcze tak bezinteresowni ludzie.
Gdybyś tylko wiedziała...
- Tak, tak - przegryzłem wnętrze policzka.
Do kuchni właśnie weszła Jazmyn. Była już spakowana, więc mama podziękowała mi jeszcze raz i się pożegnaliśmy.
Wiedziałem, że teraz będę musiał porozmawiać z Grace. Muszę jej wytłumaczyć moje dziwne zachowanie. To znaczy nie wytłumaczyć, bardziej wynagrodzić, ponieważ nie chce jej nic mówić o chorobie Jazzy. Wtedy musiałbym wspomnieć o propozycji Camili, a to na pewno by się jej nie spodobało. Miałem już pewny plan, który chciałem dzisiaj wdrożyć w życie.
Wspiąłem się na górę po schodach i wszedłem do sypialni. Dziewczyna właśnie leżała na łóżku i wpatrywała się w sufit. Usiadłem obok niej i chwyciłem ją za rękę. Nie patrzyła na mnie, ale jej kąciku ust podniosły się, kiedy poczuła mój dotyk.
- Dzisiejszy dzień spędzimy razem, kochanie - wymamrotałem cicho.
Rudowłosa podniosła się do pozycji siedzącej i zmarszczyła brwi.
- Najpierw chce się dowiedzieć co się dzieje - oblizała powoli usta i bacznie mi się przypatrywała.
Zapewne chciała zobaczyć coś co sprawi, że będzie pewna, że kłamie. Ale nie mogłem nic po sobie pokazać, dlatego westchnąłem cicho i zacząłem:
- Nic się nie dzieje, już mówiłem. Wiem, że wcześniej byłem trochę nieobecny, ale musiałem się nad czymś mocno zastanowić. Tak poza tym dziękuje, że przez chwilę zajęłaś się Jazzy. Wiesz, te babeczki poprawiły jej humor - uśmiechnąłem się.
- Ale gra w ciuciubabkę już nie bardzo - jęknęła - Możesz mi powiedzieć dlaczego się tak dziwnie zachowywała? Przecież to była tylko gra..
Zastanawiałem się co jej powiedzieć. Ja akurat w pełni rozumiałem Jazzy. Wiedziałem, że się przestraszyła tego, że naprawdę straciła wzrok. Na początku nie sądziłem, że ta gra może jej o tym przypomnieć, ale kiedy Grace założyła jej bandamkę, poczułem, że to nie był najlepszy pomysł.
- Wiesz... dzieci tak czasem mają. Panikują bez powodu - wzruszyłem ramionami - Nie przejmuj się.
- Ale ona wyglądała na naprawdę przestraszoną. Nie chciałam żeby tak się czuła, miało być fajnie..
- Nic się nie stało - zacząłem masować kciukiem jej dłoń - Jest w porządku, kochanie. To co dzisiaj robimy? - zapytałem, nie chcąc dłużej rozmawiać o mojej siostrze - Wychodzimy gdzieś czy może wolisz zostać w domu?
- Wybieram drugą opcję - odparła - Możemy pooglądać jakieś filmy.
- W porządku - uśmiechnąłem się - To idź zrobić popcorn, a ja włączę laptopa i pościele łóżko.
- Okay - zgodziła się i wyszła z pokoju.
Odetchnąłem z ulgą, ponieważ na szczęście Grace nie pytała o nic więcej. Poukładałem równo poduszki, a kołdrę wytrzepałem i położyłem na łóżku. Zasłoniłem żaluzje, żeby było ciemno w pokoju. Tak o wiele lepiej ogląda się filmy. Przynajmniej według mnie. Włączyłem laptopa i wpisałem hasło. Wiedziałem, że to Grace będzie wybierać film, dlatego usiadłem obok i na nią czekałem. Po chwili wróciła z miską popcornu.
- Wybieraj film - powiedziałem.
Kiwnęła głową i zaczęła przeglądać różne kategorie. W końcu zdecydowała się na horror. Nawet nie wiem jaki tytuł. Włączyła go, dlatego położyłem się na łóżku, pociągnąłem Grace za koszulkę, więc ułożyła się wygodnie na mojej klatce piersiowej i zaczęliśmy oglądać.
Kiedy film się skończył dziewczyna zaczęła szukać kolejnego. Ale znowu nie mogłem się na niczym skupić. Ciągle myślałem o tym planie, który dzisiaj pozna Grace. Niestety. Nie chciałem tego, ale Jazzy jest moją siostrą i nie mogę pozwolić, żeby cokolwiek jej się stało.
Podczas drugiego filmu, mój telefon zaczął dzwonić, dlatego odsunąłem od siebie dziewczynę, wstałem z łóżka i wyszedłem na korytarz. Dzwonił Paul.
- Siema, Bieber! - usłyszałem głos po drugiej stronie linii - Mam sprawę.
-  No? - westchnąłem.
- Potrzebuję czegoś na imprezę. Najlepiej mocnego..
- Jasne, a ile? - zapytałem rutynowo.
- Będziesz z 20 osób, więc..
- Rozumiem. Pieniądze wyślesz na konto czy wolisz się spotkać?
- Mogę zapłacić, jak towar już będzie - odparł po chwili namysłu.
- Widzimy się za 2 dni - uśmiechnąłem się w duchu, ponieważ w ten sposób już powoli zaczynam zarabiać na Jazzy.
Wiedziałem, że te 10 tysięcy od Camili starczą na operację, ale co potem? No właśnie, wizyty, krople do oczu i inne lekarstwa, to wszystko kosztuje. Ciągle byłem umówiony z Lukiem, więc chłopaki do mnie dzwonili z zamówieniami.
Rozłączyłem się i poszedłem do Grace. Podczas filmu mój telefon zadzwonił jeszcze parę razy. Nie wiem czemu akurat teraz wszyscy czegoś chcieli. Chociaż może chodziło o to, że jest weekend, więc potrzebują towar.
Mój telefon ponownie zadzwonił, dlatego znowu wyszedłem na korytarz i odebrałem zamówienie. Zapisałem wszystko w notatniku i wszedłem do sypialni. Grace właśnie wstawała z łóżka, a z jej miny mogłem wywnioskować, że nie jest zbytnio zadowolona.
- Co jest? - westchnąłem i schowałem telefon do kieszeni.
- Pamiętasz, że mieliśmy ten dzień spędzić razem? - warknęła - A z tego co widzę, twój telefon nie przestaje dzwonić, więc... - przerwałem jej.
- Kochanie, weź przestań - uśmiechnąłem się lekko - No nie gniewaj się - przyciągnąłem ją do swojego ciała.
- Idę do domu - powiedziała szorstkim tonem i starała się wyrwać z mojego uścisku - Ciągle wychodzisz, nawet nie wiesz o czym są te filmy! Dzięki za takie wspólne spędzanie czasu.
- Nie wychodź, proszę - oblizałem usta - To są ważne telefony..
- Ważne telefony - powtórzyła rozbawionym tonem - Więc ta twoja gówniana praca jest ważniejsza ode mnie?
Zmarszczyłem brwi, ponieważ skąd wiedziała, że chodziło o narkotyki? Przecież wychodziłem na korytarz, więc nie miała prawa tego usłyszeć... Widząc moją minę, dodała:
- Wszystko było słychać - wzruszyła ramionami - Następnym razem mów ciszej albo nie stój pod drzwiami.
- Jezu, nie gniewaj się - jęknąłem - Chciałem z tobą spędzić trochę czasu, ale zrozum, że nie mogę tak po prostu olać moich klientów, jasne? Ta praca wymaga tego abym był dostępny 24 godziny na dobę. Wiedziałem w co się pakuję, więc teraz musisz to zaakceptować.
- Już ci mówiłam co sądzę o tej pracy! - krzyknęła - Wiesz, że wolałabym abyś robił wszystko tylko nie to!
- Grace, dla ciebie wszystko jest takie proste - westchnąłem zirytowany jej zachowaniem - Gdybym znalazł coś ciekawego to pewnie bym zmienił pracę.. Z resztą nie powinnaś narzekać. Gdyby nie to, nie siedziałabyś teraz w tym domu. Możliwe, że musielibyśmy gnieździć się w starym mieszkaniu z moją mamą albo jeszcze lepiej! Siedzielibyśmy u ciebie  z twoją mamą, która założę się, że zaglądałaby nam do pokoju co 5 minut, żeby sprawdzić czy nie dotknąłem jej świętej córki.
- Wiesz co? Wolę to niż patrzeć jak siedzisz w tym gównie. Zrozum, że za to można iść siedzieć! - warknęła - Jak myślisz, co by czuła twoja mama i Jazzy, gdyby dowiedziały się, że pójdziesz do więzienia? Byłyby z ciebie dumne? Justin, one cię potrzebują!
Przegryzłem wnętrze policzka. Poczułem się trochę głupio. Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. Ale nie mogłem dać jej do zrozumienia, że ma rację, dlatego powiedziałem:
- Jestem naprawdę ostrożny - wytłumaczyłem się - Nie złapią mnie.
- Skąd możesz to wiedzieć? - zapytała, a jej oczach zobaczyłem łzy. Odwróciłem wzrok.
Wiedziałem, że teraz jest ten moment. Muszę wprowadzić mój plan w życie. Chciałem przespać się z Camilą. Tylko jeden, jedyny numerek. Ale wiedziałem, że wyrzuty sumienia by mnie zeżarły, dlatego chce żeby Grace ze mną zerwała. Dokładnie teraz. A potem jakoś bym ją udobruchał i wszystko byłoby w porządku. Myślałem nad tym cały dzisiejszy dzień i wydaję mi się to najlepszym pomysłem.
- Możesz przestań wpierdalać się w moje życie? To jest po prostu przesada - westchnąłem.
Nie patrzyłem jej w oczy. Nie potrafiłem.
- Ja się tylko martwię! - krzyknęła - Bo mi na tobie zależy - odparła cicho.
- Po prostu przestań - westchnąłem - Za bardzo ingerujesz w moje życie, jasne?
- Przecież ci mówię, że nie robię tego specjalnie! Po prostu nie chce żebyś poszedł siedzieć!
- Nie pójdę - warknąłem - Jesteś cholernie upierdliwa i byłoby miło gdybyś przestała.
- Ja chyba śnie! - otworzyła szerzej oczy - Ty ciągle nie widzisz problemu! Jesteś zapatrzony w siebie! Nie liczysz się z tym co może czuć twoja mama, Jazzy czy ja, kiedy się dowiemy, że skończysz w pierdlu! - wybuchnęła.
Poczułem, że już jesteśmy na tym etapie, żeby dokończyć ten cholernie popieprzony plan.
- Wiesz co? Czasami mi się wydaję, że to kurwa dobrze, że zostałaś zgwałcona. To ci się po prostu należało - powiedziałem na wydechu.
Czekałem na jej reakcje. Miałem nadzieję, że wrzaśnie "nienawidzę cię!", "z nami koniec!", "zrywam z tobą!" czy kopnie mnie w jaja albo uderzy w policzek. Ale nic takiego się nie stało. Ona po prostu stała i na mnie patrzyła.
Jej oczy robiły się coraz bardziej szklane, a dolna warga zaczęła się trząść, tak samo jak ręce. Kiedy złapałem z nią kontakt wzrokowy, poczułem się jak ostatni chuj. Jej wzrok mówił wszystko, dosłownie wszystko. Wiedziałem, że przegiąłem. I kiedy miałem ochotę przytulić ją do siebie i powiedzieć, że tak nie myślę, co oczywiście było prawdą, zaczął dzwonić telefon, którzy tylko dobił mnie w tej sytuacji. Dziewczyna ostatni raz obdarzyła mnie smutnym spojrzeniem, a potem wybiegła z pokoju. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę co zrobiłem. Jak ją to musiało zaboleć. Normalna Grace już dawno zaczęłaby się na mnie drzeć, ale ona tego nie zrobiła. To oznaczało jedno. Trafiłem w jej naprawdę czuły punkt.
Westchnąłem i nie zastanawiając się dłużej, pobiegłem na dół, ale jej już nie było. Tak samo butów. Wybiegłem na zewnątrz w samych skarpetkach i zobaczyłem ją jak przechodzi przez furtkę, a w dłoni trzyma telefon i mówi:
- Sam, jednak przyjdę. Widzimy się za 15 minut. Stara Grace wraca!



Przepraszam za opóźnienie! 
Mam nadzieję, że skomentujecie, ponieważ to dla mnie naprawdę ważne ♥ 
35 komentarzy = następny rozdział
Do zobaczenia!
#Klaudia