piątek, 27 marca 2015

36. Wiem co kombinujesz!

 przeczytałaś? skomentuj!

Wsiadłam z pośpiechem do samochodu Sama i usiadłam na miejscu pasażera.
- Nienawidzę go! - wrzasnęłam do chłopaka, który bacznie mi się przyglądał.
- Nie rozumiem - westchnął i oparł się ręką o kierownicę - O jakim sekrecie mówiłaś?
Przegryzłam wnętrze policzka i wpatrywałam się w szybę przede mną. Nie mogłam mu nic powiedzieć, ale też nie chciałam kłamać.
- To teraz nie jest ważne - westchnęłam - Po prostu powiedziałam mu o czymś w sekrecie, a tu nagle wychodzi, że Camila też o tym wie. Zabije skurwiela.
- Masz okazję - mruknął.
Popatrzyłam na niego zdezorientowana, ale ten tylko kiwnął głową w kierunku siłowni. Podążyłam wzrokiem w tamtą stronę i wtedy go zobaczyłam. Nie panując nad sobą odpięłam pasy i już miałam wysiąść z samochodu, kiedy ręka Sandersa mnie zatrzymała.
- Co chcesz zrobić? - zapytał.
- Muszę mu to wszystko wygarnąć prosto w twarz. Inaczej nie dam rady, po prostu zwariuję! - odparłam głośniejszym tonem.
- Iść z tobą? - zaproponował.
- Nie - pokiwałam przecząco głową.
Widząc jego zaniepokojoną minę, dodałam:
- To są sprawy między nami, dlatego wolałabym iść sama... Rozumiesz?
- Tak - westchnął - Ale po prostu się o ciebie boję. Nie chce żebyś z nim rozmawiała. Już raz cię skrzywdził i nie pozwolę zrobić mu tego drugi raz.
- Ale nie mam zamiaru do niego wracać. Muszę coś tylko wyjaśnić - uśmiechnęłam się lekko.
- Uważaj na siebie.
Kiwnęłam głową i wysiadłam z samochodu. Rozejrzałam się dookoła. Było już ciemno, a zimny wiatr sprawiał, że okolica zrobiła się już naprawdę nieprzyjemna. Dzięki pobliskim latarniom ulicznym cokolwiek widziałam. Właśnie Camila i Michael odchodzili w stronę parkingu, natomiast Justin szedł chodnikiem. Wiedziałam, że muszę ten moment wykorzystać i po prostu go zatrzymać.
- Hej! - wrzasnęłam, jednak chłopak się nie obrócił.
Jego znajomi właśnie odjechali, a on skręcił w boczną uliczkę. Przyspieszyłam kroku i kiedy znalazłam się już naprzeciwko niego, chwyciłam go za ramię.
- Stój - syknęłam.
Bieber zatrzymał się, a po chwili zerknął na mnie. Był lekko zdziwiony.
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! Jak można być tak fałszywą osobą? Ja nikomu nic nie powiedziałam! Nikomu! - wrzasnęłam - Siedziałam cicho, chociaż równie dobrze mogłabym pójść na policję i wygadać im wszystko o tych pieprzonych narkotykach, wyścigach i innych nielegalnych rzeczach! Nie zrobiłam tego, bo mi zaufałeś. Więc dlaczego ty... No dlaczego?! Powierzyłam ci jeden sekret! Tylko jeden. A ty musiałeś to komuś powiedzieć, chociaż tak cholernie cię prosiłam, zaufałam...
- O czym ty mówisz? - jego głos był spokojny.
Otworzył lekko usta w zdziwieniu. Był świetnym aktorem, ale nie miałam zamiaru się na to nabrać. Nie tym razem. Teraz miałam pewność, że to on o tym powiedział. W końcu tylko Bieber o tym wiedział.
- Wygadałeś Camili, że zostałam zgwałcona! - wybuchnęłam, a chłopak zacisnął usta w cienką linię.
- Nic jej takiego nie powiedziałem - zaprzeczył.
- Och, daruj sobie - syknęłam - Nie rozumiem jednego. Co ci to dało? To miała być dla mnie jakaś kara za to, że cię rzuciłam? Bo jeśli tak, to jesteś sukinsynem! W końcu to z twojej winy się rozstaliśmy!
- Z mojej? - powtórzył zdziwionym tonem.
- Tak, z twojej - parsknęłam śmiechem - Przecież to ty mnie zdradziłeś.
To zdanie ledwo co przeszło przez moje gardło. Już nawet nie chodziło o to, że byłam na niego zła za to, co mi zrobił. Było mi po prostu smutno. Bo wybrał ją, ja mu już po prostu nie wystarczałam i to mnie bolało. Gdybyśmy razem porozmawiali, gdyby powiedział mi, że tak bardzo potrzebuje się ze mną przespać, to może bym się przełamała. Chociaż spróbowała.. Ale nie. On wolał zrobić to z kimś innym.
- Ale to ty mnie nie chcesz wysłuchać! - warknął - Nawet nie wiesz jak mnie to boli, że tak po prostu ze mną zerwałaś, że dla ciebie to było takie proste.
- Naprawdę tak myślisz? - zapytałam cicho, a nasze spojrzenia się skrzyżowały.
- Tak - odparł beznamiętnie.
- Nie wiedziałam, że masz o mnie tak złe zdanie - wymamrotałam - Ale naprawdę sądzisz, że zdradę można jakkolwiek wytłumaczyć? Wybrałeś Camile i tyle. Temat skończony. Chce żebyś po prostu o mnie z nią nie rozmawiał. Czy o tak wiele proszę?
- Kurwa, nie wiem o ci chodzi. Nigdy z nią nie rozmawiałem na twój temat, a zwłaszcza o tej sprawie - mruknął - Grace, ja naprawdę nikomu o tym nie powiedziałem.
- W takim razie skąd ona wie? - zapytałam.
- Nie mam pojęcia, na pewno nie ode mnie - odpowiedział.
- To co, może ode mnie? - zaśmiałam się histerycznie - Błagam cię, nie kłam mi w żywe oczy!
- Dlaczego wierzysz jej zamiast mnie? - zmarszczył czoło.
- Bo uwierzyłam ci już za dużo razy, a ty to zmarnowałeś - oblizałam powoli usta.
Chłopak wpatrywał się we mnie. Nic nie mówił. Czułam się dość niezręcznie, nie bardzo wiedziałam jak się zachować, co zrobić. To co chciałam powiedzieć, powiedziałam, ale miałam nadzieję, że on się chociaż przyzna. Dlatego stałam naprzeciwko niego i czekałam na cokolwiek. Jakikolwiek gest z jego strony.
- Przysięgam na wszystko, że nic jej nie powiedziałem - mruknął.
Pokręciłam głową, a do moich oczu napłynęły łzy. Nie potrafił się nawet przyznać.
- Grace, uwierz mi - westchnął.
- Nie potrafię - odparłam po chwili namysłu.
Staliśmy naprzeciwko siebie w ciemniej uliczce. Wiedziałam, że chłopak nie ma już nic więcej do powiedzenia, dlatego miałam zamiar się oddalić, kiedy nagle Justin zrobił krok do przodu. Z nerwów przegryzłam wnętrze policzka, ale się nie cofnęłam. Nie mogłam mu pokazać, że się boję jego bliskości. On nawet nie zdawał sobie sprawy jak na mnie działa. Wystarczyło jedno jego spojrzenie, a moje nogi były jak z waty. Kiedy tylko patrzyłam na jego usta, wyobrażałam sobie jak mnie całuje, gdy spoglądałam na jego dłoń, automatycznie chciałam go za nią chwycić. Kompletnie nad tym nie panowałam, to nie było ode mnie zależne. Nieważne ile razy mnie skrzywdził. W mojej głowie nie było już złych wspomnień związanych z nim, tylko same dobre. Nie chciałam pamiętać o tych złych rzeczach, dlatego starałam się je wymazywać z pamięci i cieszyć się wspólnymi, miłymi chwilami. Nie miałam nad sobą kontroli. Ciągle o nim myślałam. O tym jak do siebie wracamy i jak jest nam dobrze. Robiłam tak, ponieważ ciągle go kochałam. Ale to nie było takie proste jak się wydawało.
Blondyn przybliżył się do mnie jeszcze bardziej, a moje serce zaczęło bić cholernie szybko. Wciągnęłam głośno powietrze i przypatrywałam się mu. Delikatnie chwycił mnie za ręce. Wpatrywałam się w niego pustym wzrokiem. Nie potrafiłam nic zrobić. Jego gorący oddech uderzył o mój policzek.
- Pozwól mi to wszystko naprawić - szepnął - Daj mi drugą szansę, a nie zmarnuje jej.
Jego słowa sprawiły, że w moich brzuchu coś się przekręciło. Przełknęłam głośno ślinę. Podniosłam wyżej głowę i kiedy zobaczyłam, że chłopak nachyla się nade mną, schowałam usta do środka. Justin uśmiechnął się pod nosem, a potem przejechał kciukiem po mojej brodzie, a potem policzku. Mimowolnie otworzyłam buzię na ten gest przez co moje usta były dla niego w pełni widoczne. Wtedy przycisnął swoje wargi do moich. Nie potrafiłam się ruszyć. Nie potrafiłam go odepchnąć... A może nie chciałam? Jego usta były tak miękkie i ciepłe. Cholernie za nim tęskniłam. Nie kontrolując tego co zrobię, przycisnęłam się do niego jeszcze bardziej, a potem wplotłam palce w jego włosy. Jego dłonie masowały moje plecy. Było mi tak dobrze, chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie, jednak... Wtedy coś się zepsuło. Do moich myśli napłynęły wspomnienia. Cholernie wspomnienia, a dokładniej widok Justina i Camili. Odepchnęłam go od siebie. Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany, ale ja nie potrafiłam nic powiedzieć. Justin chciał dokończyć pocałunek, ale położyłam dłoń na jego klatce piersiowej. Zrozumiał, że ja nie chce tego dokańczać.
- Czyli dasz mi drugą szansę? - szepnął.
- Nie.
Moja odpowiedź zaskoczyła mnie, tak samo jak jego. To wyszło niekontrolowanie z moich ust.
- Nie? - powtórzył zdziwionym tonem.
- Nie - westchnęłam - Justin, to co było już nie wróci. My do siebie nigdy nie wrócimy.
- Myślałem, że... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Źle myślałeś - odparłam słabym głosem.
Zrobiło się naprawdę niezręcznie. Chłopak odsunął się ode mnie i spojrzał w niebo. Zacisnęłam usta w cienką linię i wpatrywałam się w Biebera.
- Pojedź ze mną do klubu, w którym zostałaś skrzywdzona - powiedział, a potem zerknął na mnie.
Zrobiło mi się gorąco, otworzyłam szerzej oczy i nie potrafiłam nic z siebie wykrztusić.
- Chce się dowiedzieć kto ci to zrobił. Ale najpierw muszę wiedzieć więcej szczegółów... Kiedy to się zdarzyło, najlepiej konkretna data i godzina - rzekł.
- Nie, Justin. Nie chce żebyś to robił - zaoponowałam - To nie jest dobry pomysł.
- Przestań być taka głupia. Robię to dla ciebie, dla twojej godności! - przeczesał ręką włosy.
- Ale ja tego nie potrzebuję! - warknęłam.
Wiedziałam, że ta rozmowa jest już skończona. Ostatni raz na niego spojrzałam, a potem odeszłam w przeciwnym kierunku.

3 miesiące później.

Nastał grudzień. W mojej głowie narodziła się jedna, nowa myśl.
Wyścig.
Dobrze pamiętałam datę. Wiedziałam, że mają być one w grudniu. Luke powiedział mi, że mam przypilnować Justina, aby nie startował w tym wyścigu, bo inaczej stanie mu się krzywda. Ale co ja mogę zrobić? Nie mam żadnego, pieprzonego prawa pójść do Biebera i zabronić mu w nich startować. Od naszej ostatniej rozmowy minęły trzy miesiące. Równe trzy miesiące. Nie widziałam się z nim. Nie dzwonił, nie pisał. Ale w końcu o to mi chodziło, prawda? Też tak myślałam, ale teraz już wiem, że nie miałam racji. Justin jest mi cholernie potrzebny. Bez niego czuje się.. niekochana? Tak, można tak powiedzieć. Co prawda jest moja mama, Sam i Alex, ale to ciągle nie to samo.
Z moją rodzicielką bardzo poprawiłam swoje relacje. Już się z nią w ogóle nie kłócę. Często rozmawiamy o tacie i o dawnych czasach. Chociaż wiem, że to nigdy nie wróci, to i tak lubię wspominać stare, dobre czasy.
Z Samem spotykam się często, prawie codziennie się widzimy. Chłopak znalazł pracę. Sprzedaje części samochodowe w sklepie, który znajduje się w centrum miasta. Mimo tego, nie zaniedbał mnie. Stara się pomagać mi w lekcjach, ale.. nie do końca mu to wychodzi. Właściwie nie wiem dlaczego postanowiłam się po prostu nie uczyć. To nie miał być bunt czy coś takiego. Zaraz na początku roku szkolnego, kiedy zapowiedzieli nam pierwsze kartkówki, starałam się powtarzać tematy, ale kompletnie mi to nie wychodziło. Nie mogłam się skupić, ciągle myślałam o Justinie albo o tacie. I tak też było z kolejnymi testami, dlatego stwierdziłam, że to bezsensu. Zawsze starałam się napisać chociaż na dwa. Sam był na mnie zły, ponieważ wiedział, że byłam piątkową uczennicą, ale nie mogłam nic na to poradzić. Sanders mówił, że nie chce, abym sobie siadła (tak jak on), ale szczerze powiedziawszy miałam to w dupie. Odkąd odszedł Justin, nic się dla mnie nie liczyło. Zabrakło mi chęci do życia, a poza tym ludzie się zmieniają. Ja jestem jedną z nich.
Zrozumiałam, że w życiu nie liczą się tylko jakieś cholerne regułki. Życie to kompletnie co innego i, kiedy przyjdzie nam się z czymś zmierzyć, nauka w szkole nam w tym nie pomoże. Moje nastawienie się kompletnie zmieniło.
A z Alex moje relacje również się poprawiły. Siedziałyśmy razem na każdej lekcji. Było tak jak za dawnych czasów. Dziewczyna mnie nieźle wspierała, jeśli chodziło o Justina. Doskonale mnie rozumiała. W stu procentach mogę nazwać ją moją prawdziwą przyjaciółką.
Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Ostatni raz zerknęłam w lustro, musnęłam jeszcze usta wiśniowym błyszczykiem i poprawiłam swojego kucyka. Założyłam puchową kurtkę, ocieplane buty oraz czarny plecak i wyszłam z domu.
- Hej! - przywitałam się z Alex.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, a potem mnie przytuliła. Jak zwykle było mroźno. Przez noc zdążył już napadać śnieg, przez co teraz cały widok przede mną był biały. Drogi były już oblodzone, a zimny wiatr powiewał co chwilę.
Zaczęłyśmy iść w kierunku szkoły. Był piątek, co oznaczało, że wystarczy przeżyć to popołudnie, a potem mamy weekend! Jednak dzisiejszy dzień sprawiał, że się stresowałam. Oczywiście nie chodziło o jakiś sprawdzian czy kartkówkę. Wieczorem był wyścig. A ja miałam plan pójścia tam i przekonania Justina, aby nie startował. Nie mam pojęcia jak to zrobię. Ale muszę coś wymyślić.
- Umiesz na dzisiejszy sprawdzian? - zapytała dziewczyna.
- Ugh, z czego jest? - westchnęłam cicho.
- Grace, nie mów, że znowu zapomniałaś! - krzyknęła - Obiecałaś Sandersowi, że zaczniesz się uczyć!
Wczorajszy wieczór spędziłam na myśleniu o Justinie o tym jak go przekonam. Ale nic ciekawego nie wpadło mi do głowy. Było gorzej niż myślałam. Z tego widzę będę musiała działać spontanicznie.
- Niczego mu nie obiecywałam - odparłam spokojnie - Powiedziałam tylko, że spróbuje się poprawić. Więc z jakiego przedmiotu?
- Angielski.
- To nie tak źle - wzruszyłam ramionami - Pouczę się na przerwie..
- Jak zawsze - jęknęła Alex, a potem przyspieszyła kroku.

***
Dzień w szkole cholernie się dłużył. Ale w końcu, kiedy ostatni dzwonek zadzwonił, odetchnęłam z ulgą.
- Więc będziesz na dzisiejszym wyścigu? - spytałam Alex.
Dziewczyna spojrzała na mnie zdenerwowanym wzrokiem.
- Nie - odparła - I tobie radzę też nie iść.
Kierowałyśmy się właśnie w stronę naszych domów. Brązowooka mieszkała parę ulic przede mną, dlatego zawsze chodziłyśmy i wracałyśmy razem.
- Niby czemu? - zapytałam zdziwiona.
- Dobrze wiesz, że spotkania z Justinem źle na ciebie wpływają, a poza tym Sam nic nie wie. Będzie zły - założyła kosmyk włosów za ucho.
- O niczym się nie dowie - wzruszyłam ramionami - Mówiłam ci o tym milion razy! Muszę go chociaż ostrzec.
- Niczego nie musisz - westchnęła - Jest już twoim byłym i masz o nim zapomnieć. Raz na zawsze..
- Kiedy ja nie potrafię.. - mruknęłam.
- Grace, gdyby mu zależało to zadzwoniłby do ciebie albo chociaż napisał głupiego sms-a - powiedziała - Ale tego nie zrobił, więc..
- Więc mu nie zależy - dokończyłam smutnym głosem.
- Skarbie, wiem, że to dla ciebie trudne, ale musisz pogodzić się z rzeczywistością, tak? Olej Justina oraz Luke'a i chodź ze mną i Michaelem do kina - zaproponowała.
- Nie będę się wam wpychać w randkę. Bawcie się dobrze beze mnie - wymamrotałam.
- Nalegam żebyś jednak poszła - uśmiechnęła się delikatnie - To ci dobrze zrobi.
- Odmawiam - odparłam.
- Czuję, że na tym wyścigu stanie się coś niedobrego. Proszę cię, chodź z nami - zerknęła na mnie.
- Nie ma mowy. Już postanowiłam.
Pożegnałam się z dziewczyną, a potem weszłam do swojego domu.
- W końcu co się może stać? - mruknęłam do siebie.

 ***
Po 22:00 byłam już gotowa. Miałam na sobie czarne spodnie i czerwoną koszulę w kartę. Poprawiłam zegarek na ręce i ruszyłam schodami w dół. Mama wyszła na zakupy, dlatego byłam sama w domu. Ubrałam kurtkę oraz buty i wyszłam z mieszkania, zamykając drzwi na klucz.
Taksówka czekała już na zewnątrz. Wsiadłam do środka i pokierowałam mężczyznę na lotnisko. Po dwudziestu minutach byłam na miejscu. Zapłaciłam kierowcy i wysiadłam z samochodu. Dzielnym krokiem ruszyłam w stronę tłumu. Było już tutaj bardzo dużo osób, ale nie zwracałam na nich uwagi. Patrzyłam tylko na dobrze mi znany samochód.
Justin zaglądał do maski swojego pojazdu, a obok niego stała jakaś blondynka. Westchnęłam w duchu. W sumie mogłam się tego spodziewać. Podeszłam jeszcze bliżej i kiedy byłam już pewna, że chłopak mnie usłyszy, zaczęłam:
 - Um... cześć? - bardziej zapytałam, niż powiedziałam.
Bieber obrócił się w moją stronę i obdarzył mnie pustym spojrzeniem.
- Lucy, idź zobacz kto jeszcze będzie startował - zwrócił się do dziewczyny - Co ty tu robisz? - zapytał mnie, jego głos był szorstki.
- Ja po prostu... No wiesz, chciałam... - nie mogłam się wysłowić.
- Powiedz to wreszcie - rzucił.
W brzuchu poczułam nieprzyjemne ukłucie. Nie podobało mi się to w jaki sposób się do mnie odzywa. Oczywiście nie liczyłam na to, że rzuci mi się na szyję czy coś podobnego, ale jednak w głębi duszy miałam nadzieję, że mnie zrozumie.
- Nie chce żebyś startował w tym wyścigu - zerknęłam na niego - Proszę?
- W porządku - wzruszył ramionami.
- Na serio?! - wrzasnęłam ucieszona.
Wiedziałam, że poszło mi za łatwo, dlatego czekałam, aż powie coś jeszcze.
- Pod jednym warunkiem - uśmiechnął się lekko i oparł się o swój samochód.
- Jakim? - zapytałam przerażona.
Nie miałam pojęcia co chłopak może wymyślić, a znając go, to jest zdolny do wszystkiego i...
- Wróć do mnie.
To jedno zdanie sprawiło, że w całym moim ciele poczułam gorąco. Wiedziałam, że nie mogę się zgodzić. Sam by mnie zabił, Alex tak samo, a poza tym ten związek mnie niszczył.
- Nie, nie... Zrobię wszystko, ale nie to. Mogę ci nawet zapłacić..
- W takim razie nie mamy o czym rozmawiać - westchnął cicho.
- Justin, proszę cię - wymamrotałam.
- Nie, Grace. Idź stąd.
Przegryzłam wnętrze policzka. Wiedziałam, że muszę coś wymyślić. Nie zastanawiając się długo, wsiadłam do jego auta, na miejscu pasażera i zapięłam pasy. Justin widząc to, również wsiadł do samochodu i spojrzał na mnie zdenerwowanym wzrokiem.
- Co ty kurwa robisz? - wrzasnął chłopak.
- Jadę z tobą - odparłam, wzruszając ramionami.
- Nie ma mowy! - krzyknął - Wysiadaj, no już!
Starał się mnie popchnąć ręką, ale byłam nieugięta.
- Nigdzie się nie wybieram - oblizałam powoli usta i wypuściłam głośno powietrze.
- Dobrze wiesz, że nie pojadę z tobą na ten wyścig! - syknął - To niebezpieczne, a ja nie chce żeby cokolwiek ci się stało. Martwię się o ciebie.
- Ciekawe - parsknęłam śmiechem.
- O co ci w tym momencie chodzi? - zapytał zdziwiony.
- Skoro się tak bardzo o mnie martwisz, to dlaczego nie widzieliśmy się od trzech miesięcy?! - wyrzuciłam ręce w powietrze.
Bieber oparł dłonie o kierownicę i głośno westchnął, a potem spojrzał na mnie.
- Podczas naszego ostatniego spotkania wyraziłaś się dość jasno. Powiedziałaś, że do siebie nigdy nie wrócimy..
- Ja...
- Sama nie wiesz czego chcesz - odparł smutnym głosem.
Chłopak wyciągnął z kieszeni klucz, wsadził go do stacyjki, a potem zaczął jechać prostą drogą.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam, marszcząc czoło.
- Odwiozę cię do domu - wzruszył ramionami.
- Nie! - krzyknęłam, a potem ugryzłam się w język.
Nie mogłam sprawić, żeby ta rozmowa spowodowała kłótnię. Nie chciałam tego.
- Dlaczego?
- Nie chcę żebyś potem wrócił na wyścig... - mruknęłam.

- Mógłbym ci powiedzieć, że nie wrócę, ale przecież ty mi nigdy nie wierzysz.. - powiedział, nie patrząc na mnie.
- Sądzę, że dałeś mi do tego mnóstwo powodów, dlatego mam do tego prawo - odparłam stanowczo.
- Wiem.
Po paru minutach jazdy, Justin zaczął się dziwnie zachowywać. Co chwilę krzywił twarz i poprawiał się na siedzeniu.
- Nie denerwuj się, dobrze? - mruknął cicho.
- Co? - odparłam rozkojarzona.
- Powiem ci coś zaraz, ale się nie denerwuj.. - przegryzł dolną wargę.
Moje serce zaczęło szybciej bić. Nie byłam pewna, co chłopak chce powiedzieć. Bałam się.
- No dobrze - kiwnęłam głową.
- Nie działają mi hamulce w samochodzie. Nie mogę zahamować, ale, Grace,  spokojnie, tak? - spojrzał na mnie przelotnie. Jego wzrok był zmartwiony.
Gdy to usłyszałam spanikowałam. Zaczęłam bawić się nerwowo palcami.
- Tak. Nie! Co my teraz zrobimy? - zamknęłam oczy ze strachu.
- Daj mi pomyśleć..
- W sumie to dobrze - uśmiechnęłam się w duchu.
- Co ty mówisz? - chłopak wyglądał na zszokowanego.
Zastanawiałam się czy warto to powiedzieć, ale przecież.. raz się żyje, więc czemu nie?
- Zawsze chciałam zginąć obok osoby, którą kocham - powiedziałam na wydechu.
Bieber zmarszczył czoło, a potem lekko się uśmiechnął.
- Myślałem, że mnie już nie kochasz. Byłem pewny, że mnie nienawidzisz za to co ci zrobiłem.. - oblizał powoli usta.
- Nigdy nie przestałam cię kochać - mruknęłam.
- Dobrze wiedzieć. Ale nie zginiemy, księżniczko, tak? - powiedział.
- Zawsze wiedziałam, że jesteś optymistą, ale nie sądziłam, że aż tak... - zaśmiałam się cicho, co w tej sytuacji było dość dziwne.
- Musimy wysiąść z samochodu - podrapał się po karku.
- Jak ty sobie to wyobrażasz?! - wrzasnęłam.
- Spadniemy na beton. Nic nam nie będzie, obiecuję - wysilił się na uśmiech.
Zerknęłam za szybę. Auto jechało strasznie szybko i.. nie miałam pojęcia, co ma zamiar zrobić.
- Ale Justin.. samochód jest rozpędzony i...
- Nie panikuj. Chodź tu do mnie - westchnął.
- Co? - szepnęłam spanikowana.
- Musisz usiąść na moich kolanach. Otworzę drzwi, a potem wypchnę nas z samochodu - powiedział.
- Justin, nie.. Przecież ja na ciebie spadnę. Coś ci się może stać.. - odparłam.
- Ale tobie nic się nie stanie, a to jest dla mnie najważniejsze - oblizał powoli dolną wargę.
- Przecież to ty przyjmiesz największe uderzenie. Nie zgadzam się! - krzyknęłam.
- Wiem co robię - jego głos był stanowczy.
- Nie, Justin. Wyskoczymy osobno - zaproponowałam.
Samochód jechał po prostej ulicy. Wiedziałam, że nie mamy za dużo czasu, bo za niedługo może na drodze pojawić się jakiś inny samochód czy coś takiego.
- Kochasz mnie? - zapytał, a mi zrobiło się gorąco.
- Wiem co kombinujesz! Nie pytaj mnie o to - zmarszczyłam brwi.
- Kochasz mnie? - powtórzył.
- Tak, najbardziej na świecie - odparłam zgodnie z prawdą.
- No to chodź tutaj.
Nie miałam pojęcia czy robię dobrze. Westchnęłam w duchu i odpięłam pasy, a potem przeszłam na miejsce pasażera. Usiadłam na Justinie i wpatrywałam się w niego. Był przerażony, widziałam to w jego oczach, ale starał się udawać twardziela.
- Dziękuje, Justin - szepnęłam, a do moich oczu napłynęły łzy.
- Wtul się we mnie i mocno mnie trzymaj, okej? - uśmiechnął się delikatnie.
Kiwnęłam głową i objęłam go rękami. Trzymałam go tak mocno, jak nigdy w życiu. Kierownica wbijała mi się w plecy. Właściwie teraz już nic nie widziałam, byłam wtulona w Justina i widziałam tylko jego czarną kurtkę. Czułam także jego niesamowity zapach. Zapach, którego tak bardzo mi brakowało. Po chwili usłyszałam jak drzwi się otwierają,  poczułam mocne szarpnięcie, a potem zimne powietrze. Następnie spadłam na klatkę piersiową Justina, który mocno mnie obejmował.


Hej! Jestem zawiedziona ilością komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Nawet nie wiem dlaczego ten pojawił się wcześniej. Pomyślałam, ze skoro mam dzisiaj czas, no to zrobię niektórym małą przyjemność :D Ale błagam, jeśli przeczytaliście ten rozdział, to wyraźnie swoją opinię. Dla mnie to niezmiernie ważne.
35 komentarzy = następny rozdział
 #Klaudia

niedziela, 22 marca 2015

35. Wiesz co mi wyznał?


Mężczyzna spojrzał na moją mamę z pogardą, a potem wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.
Nie wiedziałam co się właśnie stało. Automatycznie chwyciłam się za bolący policzek, ale kiedy zobaczyłam krew na twarzy brunetki podbiegłam do niej.
- Nic ci nie jest? - zapytałam przestraszona.
Kobieta pokręciła przecząco głową i powoli wstała z podłogi, a potem usiadła na krześle.
Rozglądnęłam się dookoła. Nie miałam pojęcia do czego tutaj zaszło. Dlaczego Ted był taki zdenerwowany?
- Twoja warga jest rozcięta - stwierdziłam, a moja mama tylko wzruszyła ramionami.
- Naprawdę nic mi nie jest - westchnęła, a potem przyłożyła dłoń do ust i się skrzywiła.
Już miałam zamiar zacząć zadawać pytania, żeby dowiedzieć się czegokolwiek, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Moje serce przyspieszyło swoje bicie. Bałam się. To mógł być narzeczony mojej mamy, prawda? Może chce dokończyć to co zaczął. Podeszłam cicho do drzwi. Obok mnie znajdowała się półka, a niej była lampka. Nie myśląc długo chwyciłam ją do ręki i cicho westchnęłam. Z rozmachem otworzyłam drzwi i już miałam się zamachnąć, kiedy zobaczyłam... Justina. Wyglądał na zdezorientowanego. Najpierw spojrzał na mnie, a później przeniósł swój wzrok na moją rękę, w której trzymałam przedmiot. W pewnym sensie poczułam ulgę, że to nie Ted, ale z drugiej strony to był Bieber. On już nie miał prawda do mnie przychodzić, nie miał prawda się do mnie odzywać. Powiedziałam mu to. Zakończyliśmy to wszystko. Poczułam niewyobrażalną złość. Dlaczego nie da mi zapomnieć? Czemu nie może po prostu odejść i nie pokazywać mi się więcej na oczy? Czy ja naprawdę tak wiele wymagam?
Odłożyłam lampę na półkę i zmierzyłam go spojrzeniem.
- Czego chcesz? - warknęłam.
- Ja... - zaczął, ale mu przerwałam.
- No czego chcesz? - syknęłam - Justin, musisz o mnie zapomnieć, jasne? Naprawdę mam dość i chce żebyś dał mi spokój. Idź do swojej Camili i pieprz się z nią, a mi nie zawracaj głowy!
- Przyniosłem ci torebkę - oblizał powoli usta i wyciągnął przed siebie rękę, w której trzymał moją kopertówę - Zostawiłaś ją na cmentarzu.
Moje policzki zrobiły się czerwone. Poczułam się cholernie głupio. Dlaczego zawsze muszę coś zrobić, zanim pomyślę? Byłam na siebie zła, za to, że tak na niego naskoczyłam. On tylko chciał mi przynieść torebkę, chciał być miły.
Chwyciłam swoją kopertówę i zerknęłam na chłopaka. Nagle jego mina kompletnie się zmieniła. Jego czoło się zmarszczyło, a twarz wyrażała zaciekawienie.
- Twój policzek - zacisnął usta w cienką linię - Jest czerwony.
Automatycznie chwyciłam się za policzek i tylko pokręciłam głową.
- Przewróciłam się i...
- Znam cię na tyle długo, że wiem, kiedy kłamiesz - zaczął - Grace, co się dzieje?
- Nic - westchnęłam cicho.
Już miałam zamknąć mu drzwi przed nosem, kiedy zatrzymał je swoim butem i siłą wszedł do mieszkania. Chwyciłam go za ramię i próbowałam wyciągnąć z domu, ale na marne. Był ode mnie silniejszy. Wszedł do kuchni i zaczął się niespokojnie rozglądać. Potem jego wzrok natrafił na moją mamę, która właśnie przecierała chusteczką ranę.
Chłopak nic nie mówiąc, usiadł naprzeciwko mojej rodzicielki.
- Co tutaj się stało? - zapytał powoli.
Kobieta pokręciła przecząco głową, dlatego Justin zerknął na mnie.
- To Ted, ale nie mam pojęcia o co poszło - westchnęłam cicho - Mamo? - zapytałam z nadzieją.
- Po prostu... powiedziałam mu o czymś i strasznie się zdenerwował - mruknęła.
- Ale co mu powiedziałaś? - dopytywałam.
Ted zawsze wydawał się być miłym i spokojnym człowiekiem, a tu takie coś..
- Grace, nie mieszaj się w to, proszę - wymamrotała.
- On uderzył panią i Grace - powiedział twardym tonem chłopak - Nie miał prawa tego zrobić.
- Ale on naprawdę nie chciał - bąknęła - Sprowokowałam go i...
- Czym? - przerwał jej Bieber.
Oparłam się o ścianę i przypatrywałam mamie, która próbowała ująć to wszystko jakoś w słowa, ale ciężko jej to wychodziło.
- Po prostu.. na takiej imprezie biznesowej poznałam innego mężczyznę i my.. no wiecie - westchnęła, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
Otworzyłam szerzej oczy, nie mogłam uwierzyć w to co moja własna matka mówi. Zdradziła kogoś.. ponownie.
- Rozumiemy - odparł spokojnie chłopak - Ale to nadal nie usprawiedliwia go do uderzenia kobiet.
- Ja.. przepraszam cię, Justin - westchnęła kobieta, a ja zmarszczyłam czoło.
Za co go przeprasza?
-  Nie pozwoliłam ci się spotykać z moją córką, ale teraz wiem, że popełniłam błąd, dlatego już nie będę się między was mieszać.
- Ugh, mamo, przestań - warknęłam.
Przegryzłam wnętrze policzka. Atmosfera w pokoju robiła się coraz bardziej napięta. Nie winiłam za to mamy, w końcu nie powiedziałam jej o tym, że już nie jestem z Justinem.
- Wracając do tej sytuacji, już naprawdę zrozumiałam, że to co zrobiłam było złe - żaliła się - Na tej imprezie po prostu za dużo wypiłam i nie panowałam nad sobą. Chciałam być szczera z Tedem, myślałam, że zrozumie...
- Ale nie zrozumiał - wtrąciłam smutnym głosem.
- Właśnie - zgodziła się kobieta - Dlatego pamiętajcie, zdrada to coś okropnego. Mam nadzieję, że wam się nigdy to nie zdarzy. Ale ostrzegam, tak na wszelki wypadek. Jeden głupi ruch może zmienić wasze życie. Przez jedno głupstwo można stracić wszystko i...
- Wiem o tym, proszę pani - powiedział Justin, a potem zerknął na mnie.
Odwróciłam wzrok i wpatrywałam się w okno. Czułam jak moje policzki płoną. Rady od mojej mamy już nam się nie przydadzą, jeszcze parę dni temu możliwe, że coś by zmieniło, Justin by mnie nie zdradził, ale teraz.. To nie ma znaczenia.
- Wy jesteście jeszcze młodzi i nie znacie życia. Nie wiecie co wam się może przytrafić w życiu, ale musicie zapamiętać. Pokusy są wszędzie i...
Nie wytrzymałam. Słowa mojej matki sprawiły, że wszystko wróciło. Ta cholerna noc na nowo odtwarzała mi się w głowie. Justin i Camila.
Bez słowa wybiegłam z kuchni i ruszyłam do swojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na środku łóżka. To wszystko było tak cholernie popieprzone. Słowa mojej mamy idealnie ostrzegały nas przed czymś, co już się stało. I nie mam na to żadnego wpływu.
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Westchnęłam cicho. W głębi duszy miałam nadzieję, że Justin pójdzie już do domu, ale jak widać, pomyliłam się.
- Proszę - mruknęłam cicho.
Do pokoju wszedł chłopak, a na jego twarzy widniał lekki uśmiech. Stanął naprzeciwko mnie i bacznie mi się przyglądał.
- Przepraszam - powiedział po chwili - I wiem, że moje przeprosiny to tylko głupie słowa, które między nami niczego nie zmienią, ale chce żebyś wiedziała, że żałuje tego co zrobiłem. Tylko tyle.
- Skoro tak bardzo żałujesz, to po co to zrobiłeś? - bąknęłam.
Nie odpowiedział. Po prostu machnął ręką i wyszedł z pokoju. Poddał się.

***
- Sam, mów! - krzyknęłam ze śmiechem.
Właśnie siedziałam u niego w mieszkaniu. Chłopak miał mi zaraz powiedzieć, czy może zostać w tym mieście, czy nie, ale jak zwykle się ze mną droczył.
- Cóż... - zachichotał.
- Sanders, gadaj! - uśmiechnęłam się szeroko.
- Dobra, dobra. Już mówię - oblizał powoli usta - Mogę zostać. Powiedziałem mamie, że to dla ciebie trudny okres i potrzebujesz wsparcia, dlatego zgodziła się.
- O mój Boże! - pisnęłam - Tak się cieszę!
Rzuciłam się na chłopaka i objęłam jego szyję rękami. Byłam cholernie szczęśliwa, ponieważ oznaczało to, że nie zostanę sama i nadal będę miała przyjaciela przy swoim boku.
- Mogę ci obiecać, że tego nie pożałujesz - powiedziałam - Postaramy się odbudować naszą relację. Będziemy nocowali u siebie codziennie, spędzali jak najwięcej czasu ze sobą. Mówię ci, będzie cudownie!
- Chyba zapomniałaś o jednym, małym fakcie - mruknął.
- O jakim? - dopytywałam.
- Szkoła.
To jedno słowo sprawiło, że w moim brzuchu poczułam nieprzyjemne uczucie. Wiedziałam, że będę musiała chodzić tutaj do szkoły, ale jednak.. Jak na razie nie myślałam o tym. Mój tata często pozwalał mi wagarować, ale zakładam, że z mamą tak nie będzie.. Na samą myśl o ojcu, poczułam łzy w oczach.
- Olać szkołę - prychnęłam - Relacja z tobą jest ważniejsza. Ale jak sobie pomyślę, że za tydzień mam iść do tego miejsca, to chce mi się rzygać, naprawdę..
Chłopak jedynie się cicho zaśmiał, a potem usiadł obok mnie na kanapie. W tym momencie jedna myśl nie dawała mi spokoju. Musiałam się go o to zapytać.
- Sam? - mruknęłam cicho.
- Tak? - odparł i zerknął na mnie.
- Zanim poszłam do Justina.. w tą cholerną noc - zaczęłam - To ty zapytałeś się mnie jakbym się czuła, gdyby Justin mnie zdradził, a potem poszłam do niego i zobaczyłam go razem z Camilą...
- Czy ty coś sugerujesz? - zapytał zdziwionym tonem.
- Nie, jasne, że nie - zaprzeczyłam - Po prostu jestem ciekawa dlaczego tak powiedziałeś?
- Czysty przypadek - wzruszył ramionami.
- W porządku - westchnęłam - Wiesz... wolałam zapytać, niż żyć w ciągłej niepewności.
- Rozumiem - kiwnął głową - Ale chyba nie sądzisz, że miałem cokolwiek wspólnego z tym co zrobiła Camila, prawda?
- Zacznijmy od tego, że to nie zrobiła tylko Camila - zaśmiałam się ironicznie.
- Grace, przestań o tym myśleć. Zacznij żyć przyszłością, a o przeszłości zapomnij. Tak będzie lepiej.
Kiwnęłam głową, a w moim umyśle pojawiła się nowa myśl.
- Mam pomysł! - krzyknęłam.
- Jaki? - zapytał ze zdziwieniem na twarzy.
- Zacznijmy chodzić na siłownię - palnęłam, a chłopak wybuchnął śmiechem - No co?
- Jakoś nie wyobrażam sobie ciebie na siłowni - parsknął śmiechem, a ja pokazałam mu język.
- Niby czemu? Naprawdę chciałabym zacząć ćwiczyć coś porządniejszego. Mam zdecydowanie za mało siły, a po ostatnim incydencie z Tedem, czułabym się pewniej gdybym po prostu coś ze sobą zrobiła - powiedziałam.
- Rozumiem, ale przecież teraz Ted z wami nie mieszka, więc...
- Moja mama ciągle o nim gada. Boję się, że mogą do siebie wrócić. Ale ja już nie mam zaufania do tego faceta - westchnęłam.
- Może to i dobry pomysł? - uśmiechnął się chłopak - Ty zyskasz na pewności siebie, a ja przy okazji popatrzę na twój zgrabny tyłek - wybuchnął śmiechem, a ja pacnęłam go w ramię.
- Mogę cię zapewnić, że założę długie spodnie i najdłuższą koszulkę jaką mam - uśmiechnęłam się szyderczo.
- Jeszcze zobaczymy - pokręcił głową, a ja zachichotałam cicho.
- To co, idziemy? - zaproponowałam.
- Ale gdzie? - zapytał.
- No, na siłownie! - wrzasnęłam - Naprawdę mam ochotę teraz poćwiczyć.
- Boże, wiesz, że moglibyśmy teraz leżeć i oglądać jakiś beznadziejny film? I jeść popcorn? Ugh, strasznie się napaliłaś. Ale dobra, niech będzie - zgodził się.
- To ja pojadę teraz do siebie i spakuję rzeczy na siłownie, a potem spotkamy się przed budynkiem, w którym ona się znajduje, okay?
- W porządku - chłopak cmoknął mnie w policzek, dlatego wybiegłam z jego mieszkania i skierowałam się do swojego domu.

***
Stałam przed siłownią i czekałam na Sandersa. Ten jak zwykle się spóźniał. Mówiłam wam kiedyś, że on nigdy nie przychodzi na czas? Nie? No to teraz mówię. To naprawdę irytujące, ponieważ ja zawsze staram się nie spóźniać.
- W końcu! - krzyknęłam, kiedy zobaczyłam chłopaka, który biegnie w moją stronę - Dłużej się nie dało?
- Spóźniłem się tylko 10 minut! - jęknął.
- Aż 10 minut! - parsknęłam śmiechem - I o 10 minut za dużo!
- Wejdźmy do środka - uśmiechnął się lekko i przepuścił mnie w drzwiach.
Na dole znajdowała się recepcja. Za ladą stała młoda dziewczyna z długimi, blond włosami, uśmiechała się szeroko. Sam podszedł do niej, a ja zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu. Po prawej stronie na parapecie leżało pełno kwiatów. Zaraz przy ścianie poukładane były czarne krzesełka, a naprzeciwko nich znajdowały się dwa korty do grania w squasha.
Po chwili podszedł do mnie chłopak i wręczył mi kluczyk do szafki.
- Widzimy się za 5 minut na siłowni, tak? - uśmiechnął się lekko.
- Tak - kiwnęłam głową.
Wspięłam się po schodach, które prowadziły do szatni dziewcząt, zaraz obok była szatnia dla chłopaków. Otworzyłam powoli drzwi, a moim oczom ukazało się duże pomieszczenie z żółtymi ścianami. Gdzie by nie spojrzeć znajdowały się szafki. Stało tutaj parę dziewczyn, które były naprawdę dobrze umięśnione. Poczułam się niezręcznie. Zdecydowanie nie wyglądałam tak jak one. Ale za niedługo zobaczę pierwsze efekty i będę mogła się jarać swoim brzuchem czy nogami. Ale najpierw trzeba poćwiczyć.
Westchnęłam cicho i zaczęłam szukać szafki o numerze 113. Gdy ją znalazłam przebrałam się szybko i wrzuciłam do niej swoje ubrania. Wyciągnęłam z torby wodę, słuchawki i telefon. Idealny zestaw. Coś czuję, że będę tutaj częściej bywać. Zamknęłam szafkę, a kluczyk schowałam do kieszeni czarnych getrów. Po chwili znalazłam się na siłowni.
Ściany były w kolorach ciemnoniebieskich, natomiast po lewej stronie znajdowało się duże okno z widokiem na park oraz pobliską ulicę. Miejsce było dobrze oświetlone, a na jasnych panelach znajdowała się pełno sprzętu do ćwiczeń, parę osób już nich korzystało. Przy sztangach i hantlach położona była bieżnia, dlatego podeszłam do niej i postanowiłam trochę pobiegać.
- Grace? - usłyszałam głos Sandersa.
Obróciłam się na pięcie i zobaczyłam chłopaka, który miał na sobie sportową koszulkę i czarne spodenki.
- Co jest? - uśmiechnęłam się lekko.
- Popatrz się na nich - wskazał tajnie palcem na chłopaków, którzy ćwiczyli parę metrów za nami - Oni wyglądają na cholernie umięśnionych, dlatego lepiej stąd chodźmy!
- Oh, błagam cię - zachichotałam - Za niedługo też tak będziemy wyglądać.
- Na pewno - jęknął.
Stanęłam na bieżni i włączyłam ją. Już po chwili powoli truchtałam. W międzyczasie włożyłam słuchawki do uszu i kliknęłam na swoją ulubioną piosenkę.
Sanders zaczął podnosić ciężary, ale nie patrzyłam na niego. Podziwiałam widok przed sobą. Było już późno, dlatego ciemne niebo sprawiało, że park nie był tak dobrze widoczny, natomiast najbardziej rzucały się w oczy światła aut, które jeździły po ulicy.
Po parunastu minutach przyspieszyłam. Zaczynało mi się to podobać, uśmiechnęłam się do siebie w duchu. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę pierwsze efekty. Następnie poczułam jak ktoś mnie szturcha w brzuch. Wyłączyłam piosenkę i zerknęłam na Sandersa.
- Co? - zapytałam z uśmiechem, nie przestając biegać.
- Zdenerwujesz się jak ci coś powiem - przeczesał ręką włosy, a moje serce zaczęło szybciej bić.
- No to powiedz, zobaczymy czy się zdenerwuje - odparłam.
- Jest tutaj Michael i Camila, a zaraz do nich ma dołączyć Justin - powiedział na jednym wydechu.
Otworzyłam szerzej oczy. Nie mogłam w to uwierzyć. Do jasnej cholery, dlaczego zawsze tam gdzie jestem ja, on jakimś cudem też się pojawia? To nie może być przypadek.
- Wychodzimy!
W momencie, kiedy to powiedziałam na siłownie wszedł Justin pieprzony Bieber. Na sam jego widok moje ręce zaczęły się trząść. Ale chłopak mnie nie zauważył (na szczęście), podszedł do swojej nowej dziewczyny i przyjaciela.
- Błagam cię, chodźmy stąd - powiedziałam cicho, udając niewzruszoną.
- Ale Grace... Wyjdzie na to, że uciekamy - westchnął cicho.
- On mnie jeszcze nie widział, błagam...
W momencie, kiedy obróciłam się w jego kierunku, nasze spojrzenia się spotkały.
Kurwa.
- Chyba już cię zobaczył - zaśmiał się cicho Sam, a ja westchnęłam.
- Dobra, poćwiczymy jeszczę parę minut, a potem jak gdyby nigdy nic wychodzimy, jasne?
- W porządku - wzruszył ramionami i wrócił do swoich ćwiczeń.
Nie włączyłam już kolejnej piosenki, ale też nie wyciągnęłam z uszu słuchawek. Po prostu biegałam na bieżni i starałam się nie myśleć o tym, że za moimi plecami stoi mój były chłopak.
- Wiesz co? - usłyszałam głos Sandersa - Pójdę po wodę, okay?
- Naprawdę nie wytrzymasz jeszcze paru minut? - jęknęłam w duchu.
- Zaraz wrócę, spokojnie - odpowiedział.
- Dobra, ale się pospiesz.
Chłopak kiwnął głową i odszedł, a ja zostałam sama. Niekontrolowanie obróciłam się w stronę Justina, ale ten na szczęście na mnie nie patrzył. Był zajęty ćwiczeniami ze swoim przyjacielem. Camili nigdzie nie widziałam.
Nie chciałam słyszeć ich rozmowy, ale jak na złość mówili tak głośno, że wszystko doskonale rozumiałam.
- Nadal jesteś z Alex? - zapytał chłopaka Justin.
- Tak - odparł - A ty jesteś ciągle sam?
- Nic się nie zmieniło od tamtego czasu - odparł Bieber, a po moim ciele przeszedł dreszcz.
- No to do niej podejdź, w czym problem? - westchnął Michael.
- Po co? Jak dla mnie to jest bezsensu, ona i tak mi nie wybaczy, więc nawet już się nie staram. Myślisz, że na pewno nas nie słyszy?
- Stary, ma słuchawki - zaśmiał się Michael.
- To ci coś powiem. Wpadłem na pewien pomysł, nie mogę ci go do końca wyjaśnić, ale chociaż posłuchaj. Pojadę do jej rodzinnego miasta, do klubu, w którym kiedyś się bawiła - powiedział Bieber.
- Niby po co? - głos chłopaka był zdezorientowany.
- Więc.. można by powiedzieć, że w tamtym klubie Grace miała pewnego rodzaju.. sprzeczkę i chce przejrzeć kamery z monitoringu i zobaczyć, kto ją tam.. zaczepiał - powiedział blondyn na jednym wydechu.
- Przecież już nie jesteście razem, więc po co się tak starasz? - jęknął zielonooki.
- Może właśnie przez to wrócimy do siebie... - mruknął Justin z nadzieją.
Wyłączyłam bieżnię i zeskoczyłam z niej. Chwyciłam butelkę z podłogi i nie obracając się, wyszłam z sali. Nie mogłam w to uwierzyć. Justin chce się dowiedzieć kto mnie skrzywdził. On chce rozdrapywać stare rany. Ale ja tego nie chcę. Ta sprawa jest już zamknięta.
Westchnęłam cicho i skierowałam się do szatni. Na dzisiaj wystarczy tych ćwiczeń. Ale w momencie, kiedy otworzyłam drzwi, chciałam wyjść z tego pomieszczenia. Byleby być jak najdalej od niej.
 - Cześć, Grace - uśmiechnęła się sztucznie Camila.
Nie odpowiedziałam. Po prostu zmierzyłam ją wzrokiem i podeszłam do swojej szafki. Zaczęłam wyciągać z niej swoje rzeczy.
- Szkoda, że zerwałaś z Justinem - usłyszałam jej cichy chichot. Zacisnęłam mocno pięści - Ale tak na wszelki wypadek, trzymaj się od niego z daleka.
- Niby czemu? - syknęłam.
- Bo on jest mój - mruknęła z dumnym uśmiechem na twarzy.
- Ciekawe - parsknęłam śmiechem - Widocznie leci na dziwki. Stacza się, ale tak naprawdę gówno mnie to obchodzi.
-  Czyli masz w dupie to, że teraz jest moim chłopakiem? - zapytała.
- Tak, dokładnie tak - zgodziłam się i zaczęłam się przebierać.
Chciałam po prostu stąd wyjść. O niczym innym nie marzyłam.
- Wiesz co? Powinnaś spojrzeć w lustro, gdzie ty masz w ogóle tyłek? - zaśmiała się.
- Lepszy zgrabny tyłek, niż o trzy rozmiary za duża dupa jak twoja - warknęłam i wcisnęłam do torby dezodorant.
- Jest umięśniona - syknęła.
- Jest spasiona - poprawiłam ją i zamknęłam szafkę na kluczyk.
Już miałam wyjść z szatni, kiedy dziewczyna stanęła przed drzwiami. Torowała mi drogę.
- Przepuść mnie - zacisnęłam usta w cienką linię.
- Jak leże u Justina wieczorem, to sobie rozmawiamy, wiesz? - przekręciła głowę na bok - I czasem gadamy o tobie.
- Świetnie, a teraz mnie wypuść - warknęłam.
- Wiesz co mi wyznał? - podniosła wyżej brwi - Że zostałaś zgwałcona - parsknęła śmiechem.
Przegryzłam wnętrze policzka i patrzyłam pustym wzrokiem na dziewczynę. Moje serce biło niewyobrażalnie szybko, a nienawiść do Biebera wzrosła do maksimum.
- To nieprawda - palnęłam.
- A było ci chociaż dobrze? - zachichotała.
- Jesteś spierdolona! - wrzasnęłam i popchnęłam ją, dzięki czemu mogłam wyjść.
Biegnąc przez korytarz, zobaczyłam już przebranego Sama, który czekał na mnie przy recepcji. Po moich policzkach spływały łzy. Chwyciłam Sandersa za rękę i pociągnęłam go w stronę wyjścia.
- Chodź, musimy stąd wyjść - zawyłam.
- Dobrze, kochanie - szepnął - Ale najpierw oddaj mi klucz.
Podałam go chłopakowi, a on oddał go recepcjonistce.
- Ja mu zaufałam, rozumiesz? Powiedziałam mu o moim sekrecie, a on go wydał! Nienawidzę go!
Moje emocje były kompletnie rozdarte. Aktualnie miałam ochotę zabić Justina za to, że powiedział o tym Camili. Obiecał, że nikomu o tym nie powie! Obiecał mi to!


Pozdrawiam mojego tatę, który ciągle mi przeszkadzał, moją mamę, która cały czas coś ode mnie chciała, brata, który co 5 minut pytał, kiedy skończę oraz psa, który właśnie gryzie mnie w stopę i odciąga od komputera :))))
35 komentarzy = następny rozdział
#Klaudia

niedziela, 15 marca 2015

34. Obydwoje nie umiemy dotrzymywać obietnic.

przeczytałaś = skomentuj

Nie mogłam nic powiedzieć czy zrobić. Po prostu usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w jeden punkt.
Mama Sandersa właśnie rozmawiała z moją mamą. Nie mam pojęcia o czym, nie słuchałam co mówi.
- Grace? - usłyszałam jej głos.
Wyrwana z transu obróciłam głowę jej kierunku.
- Twoja mama już tutaj jedzie i za chwilę powinna być - mruknęła cicho.
Jedynie kiwnęłam głową i zaczęłam bawić się nerwowo palcami.
To wszystko nie tak miało wyglądać. Chciałam po prostu wrócić wcześniej do domu i spędzić końcówkę wakacji z tatą. Tylko tyle. Miałam nadzieję, że w ten sposób zapomnę o Justinie i wszystkim tym co doświadczyłam w Blater. Czy to coś złego?
Westchnęłam cicho i nagle moje poczucie winy maksymalnie wzrosło. Co jeżeli wróciłabym jeszcze wcześniej? Czy gdyby tak się stało mój tata ciągle by żył? Nie znałam odpowiedzi na żadne z tych pytań. Próbowałam się dowiedzieć czegoś od mamy Sama, ale ta jak na złość nie chciała nic powiedzieć, dlatego musiałam czekać na moją rodzicielkę. Miałam nadzieję, że wyjaśni mi wszystko dokładniej.
Po parunastu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Brunetka podbiegła do nich i je otworzyła. Po chwili do mieszkania weszła mama, a za nią Ted.
- Kochanie? - podeszła do mnie - Chodź na górę, musimy porozmawiać.
Tępo przytaknęłam i ruszyłam za nią. Podążałam za zielonooką wolnym krokiem, w końcu zatrzymałyśmy się w moim pokoju.
Rozglądnęłam się, właściwie od ostatniego czasu, kiedy tutaj byłam nic się nie zmieniło. Jedynie na parapecie pojawiło się więcej kwiatów oraz pościel została zmieniona. Najprawdopodobniej przez mojego tatę.
- Więc.. możesz mi powiedzieć co tak właściwie się stało? - zaczęłam - Dlaczego dowiaduje się o.. tym wszystkim dopiero teraz?
- Zostałam poinformowana o śmierci twojego taty dzisiaj rano i...
- Więc czemu nie powiedziałaś mi od razu? Dlaczego ukrywałaś ten fakt przede mną? - zapytałam z żalem w głosie.
- Słuchaj, Grace. Musiałam to wszystko przemyśleć na spokojnie, porozmawiać z Tedem - westchnęła i usiadła na krześle.
W tym czasie ruszyłam w stronę łóżka i rzuciłam się na nie. Chwyciłam poduszkę do ręki i nerwowo bawiłam się jej materiałem. Do moich oczu powoli napływały łzy. Dopiero teraz zdawałam sobie sprawę z tego, że mój tata naprawdę nie żyje. W głębi duszy miałam nadzieję, że moja mama wszystkiemu zaprzeczy, ale tak się nie stało.
- Co ma do tego Ted? - zmarszczyłam czoło.
- Nie możesz mieszkać w tym domu sama, dlatego przeprowadzasz się do nas. Już na zawsze, rozumiesz? - uśmiechnęła się lekko.
- Co? - otworzyłam szerzej oczy, a do moich oczu napłynęło jeszcze więcej łez.
Nie chodziło o to, że nie chciałam mieszkać z mamą. Już mi to przeszło. Bardziej dobiło mnie to, że muszę tam wrócić. Tam gdzie to wszystko się zaczęło. Będę codziennie widywać Justina, Luke'a i o mój Boże.. Camile, a to naprawdę nie jest dobry pomysł. Nie lubię się bić, właściwie z nikim nigdy tak na poważnie się nie pobiłam, ale jeśli spotkam tą sukę to wszystko może się zmienić.
- Wiem, że to dla ciebie szok, ale nie masz innego wyjścia. Wszystko będzie dobrze, skarbie - ponownie jej kąciki ust delikatnie się podniosły - Musisz się teraz spakować, dobrze? Weź wszystkie swoje rzeczy, które tutaj są i pojedziemy do domu.
- Ale tutaj jest mój dom.. - mruknęłam.
- Już nie, Grace - założyła kosmyk swoich włosów za ucho - Czy pani Sanders powiedziała ci jak to się stało? Z twoim tatą?
- Nie - odparłam od razu.
- W takim razie.. twój ojciec chciał do nas przyjechać. Wiesz, odwiedzić i porozmawiać o tym jak się u nas czujesz. Ale w czasie podróży miał wypadek i..
- O mój Boże! - wrzasnęłam - To wszystko przeze mnie. On zginął przeze mnie! Gdyby nie wsiadał do tego auta ciągle by żył. To wszystko moja wina, on chciał przyjechać do mnie, sprawdzić mnie.
Wtedy nie wytrzymałam i wybuchnęłam głośnym płaczem. W jednej chwili podeszła do mnie moja mama i mnie mocno przytuliła.
- Shhh, nie wolno ci tak mówić - uspokajała mnie - To nie twoja wina, jasne? Nikt z nas nie mógł tego przewidzieć. Widocznie tak musiało się stać.. Nie możesz tak myśleć. A teraz muszę iść na dół i porozmawiać z panią Sanders, a ty w tym czasie spakuj się, dobrze?
- Mhm - przytaknęłam głową i wytarłam mokre od łez policzki.
Kiedy mama wyszła z mojego pokoju nerwowo rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Znalazłam walizkę pod łóżkiem, dlatego zaczęłam wrzucać do niej wszystkie ciuchy z szafy, które nie zabrałam wcześniej. Moja lewa ręka była w gipsie, dlatego wszystko robiłam dwa razy wolniej niż zwykle. To było naprawdę uciążliwe.
Kiedy skończyłam, zeszłam na dół. Położyłam wszystkie swoje rzeczy na podłodze i zerknęłam na dorosłych, którzy siedzieli w salonie przy stole i rozmawiali. Gdy mnie zobaczyli od razu ich rozmowa ucichła.
- Chodź, pojedziemy już - mruknęła moja mama i chwyciła moją torbę.
Wychodząc z domu, nie odzywałam się do nikogo. Nie sądziłam, że to wszystko może być tak cholernie trudne. Prawdopodobnie ostatni raz widzę ten dom. Już nie będę w nim mieszkać. To właśnie tu się wychowałam, a teraz tak po prostu mam to wszystko zostawić w cholerę i odjechać? To niemożliwe.

Justin's POV

- Jestem chujem - powiedziałem do Michaela, który właśnie siedział u mnie w domu.
Nie mieliśmy nic ciekawszego do roboty, dlatego z nudów oglądaliśmy telewizję.
- Nie przeżywaj tak tego - zaśmiał się chłopak - Jak nie ta, to następna.
- Nie rozumiesz - westchnąłem - Ja po prostu nie lubię z kimś się rozstawać z mojej winy, czaisz?
Blondyn zrobił łyk swojego piwa, a po chwili zerknął na mnie.
- Bieber, przesadzasz. Z tego co wiem to ona z tobą zerwała, więc..
- Ale przeze mnie, jasne? Zdradziłem ją. Kurwa, rozumiem, że była zła, ale nawet mnie nie wysłuchała. Nie chciała usłyszeć tego co mam do powiedzenia, tak po prostu mnie olała - wyżaliłem się.
Chwyciłem do ręki telefon i po raz setny wykręciłem numer Grace. Ta jak zwykle nie odbierała.
- Stary, przestań. Robisz z siebie kretyna. Nie dzwoń do niej ciągle, daj jej trochę odpocząć - wymamrotał.
Już sam nie wiedziałem co robić. Nie miałem pojęcia gdzie teraz mieszka, więc nie mogłem do niej pojechać. Nie odbierała ode mnie telefonów i nie odpisywała na sms-y, dlatego nie miałem jak się z nią skontaktować.
To było chore, co ta dziewczynka ze mną zrobiła. Nie miałem na to wpływu, po prostu musiałem sprawdzić czy wszystko z nią w porządku.
- A gdybym pogadał z jej przyjacielem i dowiedział się, gdzie aktualnie mieszka? - myślałem na głos - Może dałaby mi drugą szansę?
- I co dalej? - zaczął Michael - To będzie związek na odległość? Błagam cię, stary. Skoro wyjechała to znaczy, że nie chce mieć z tobą nic do czynienia. Zrozum to.
- Nie pomagasz mi - warknąłem.
- Staram ci się przemówić do rozsądku, ona cię już nie chce i musisz to zrozumieć. Sam powiedziałeś, że wtedy w szpitalu kazała ci się wynosić i..
- Wiem, co mówiłem - syknąłem - Ale to nie zmienia faktu, że wtedy działała pod wpływem emocji.
- Według mnie bronisz ją na siłę, ale rób co chcesz - wzruszył ramionami.
Postanowiłem, że złożę wizyty pewnej osobie. Musiałem z nią pogadać i wszystko wyjaśnić.
- Chodź, stary - westchnąłem - Muszę pojechać do Camili.
- Tylko nie zabij jej tam na miejscu czy coś - parsknął śmiechem, ale ja nie miałem humoru, dlatego nie uraczyłem go nawet uśmiechem za ten świetny żart. Mam nadzieję, że czujecie sarkazm.
Chwyciłem kluczyki z półki i wyszedłem z mieszkania. Potem wsiadłem do samochodu i ruszyłem w wyznaczonym kierunku.
Pod jej domem byłem w ciągu pięciu minut. Górowały nade mną emocje i nie byłem pewny czy nic jej nie zrobię. Najchętniej udusiłbym ją za to wszystko.
Zadzwoniłem na dzwonek, a po chwili w drzwiach ukazała się dziewczyna.
Miała na sobie krótkie, dresowe spodenki i biały top. Włosy zawiązała w kucyka, a w uszach miała kolczyki w kształcie serduszek.
Bez witania wszedłem do jej domu. Stanąłem w przedpokoju i mierzyłem ją wzrokiem. Zastanawiałem się co chce jej powiedzieć albo raczej wykrzyczeć prosto w twarz.
- Jesteś jebaną dziwką - warknąłem, a na ustach dziewczyny pojawił się sztuczny uśmiech.
- Mi też cię miło widzieć, Justin - zachichotała - Gdy ostatnim razem się widzieliśmy, nie byłeś taki nieczuły.
- Nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej - zacisnąłem usta w cienką linię - Co ci to wszystko dało? Co chciałaś tym osiągnąć? Chodziło o mnie czy może o Grace?
- A co, zerwała z tobą? Jak przykro - wysunęła dolną wargę w udawanym smutku - Wiesz, na jej miejscu zrobiłabym to samo. W końcu ją zdradziłeś, jesteś złym człowiekiem.
- Jakim cudem Grace znalazła się wtedy w moim domu, co? - warknąłem.
I nagle dostałem olśnienia. Przypomniało mi się, że Camila trzymała w rękach moją komórkę, kiedy poszedłem po coś do picia.
- Wysłałaś do niej sms-a z mojego telefonu, prawda? - dodałem.
- Tak, Justin. I dobrze zrobiłam, a wiesz czemu? Bo gdyby ci na niej naprawdę zależało to nie przespałbyś się ze mną. Załatwiłbyś inaczej te pieniądze, a nie szedł na łatwiznę. Nie musisz dziękować, kochanie - przegryzła dolną wargę.
- Zależało mi na niej, ciągle zależy. Naprawdę potrzebowałem tych pieniędzy i nie miałem czasu, jasne? Chodziło o moją młodszą siostrę, a ty... Ty dobrze wiedziałaś co robisz! Wykorzystałaś sytuację, w której się znalazłem - warknąłem.
-  Postaw się na moim miejscu! Między nami było wszystko okay, dopóki nie pojawiła się ta suka. To ona wszystko zepsuła! Gdyby nie przyjechała do naszego miasta to bylibyśmy ciągle razem - powiedziała na jednym wydechu.
Zacisnąłem dłonie w pięści. Miałem wielką ochotę uderzyć ją w twarz. Jednak ciągle pamiętałem o zasadzie, że nie biję się dziewczyn.
- Słuchaj, nigdy nie byliśmy razem. Naprawdę nie wiem co ubzdurałaś sobie w tej pustej głowie, ale to zupełnie nie chodziło o nią. Nawet gdyby nie było Grace to i tak nie bylibyśmy razem - parsknąłem śmiechem - A jeśli myślisz inaczej, to jesteś po prostu tępa.
- Pamiętaj, że ja sobie ciebie tak łatwo nie odpuszczę - uśmiechnęła się lekko, a ja zmarszczyłem czoło - A po za tym w mojej pustej głowie jest pełno nowych pomysłów, więc radzę ci nie odbudowywać związku z Grace, bo i tak go zniszczę. A po za tym mam parę uroczych zdjęć z naszej ostatniej nocy. Myślisz, że podobałyby się Grace?
- Jesteś psychiczna! - krzyknąłem - Radzę ci się do mnie nie zbliżać, a tym bardziej do Grace albo pogadamy inaczej.
- Jesteś bardzo nerwowy - zaśmiała się pod nosem - Czyżby to z tego powodu, że zobaczysz dzisiaj swoją księżniczkę? To znaczy ona już nie jest twoja księżniczką i nigdy nią nie będzie - przewróciła oczami.
Zacisnąłem mocno zęby i starałem się uspokoić.
- Niby czemu miałbym się z nią dzisiaj zobaczyć? - zapytałem bez emocji.
- Nie idziesz na pogrzeb jej taty? - założyła ręce na piersi.
Zmroziło mi krew w żyłach. Nie wiedziałem co powiedzieć. Jaki pogrzeb? O co chodzi? Miałem cichą nadzieję, że to tylko Camila próbuje znowu mnie w coś wrabiać.
- Sądząc po twojej minie nic nie wiesz - parsknęła śmiechem - Trochę przykro, ale w sumie po co Grace miałaby mówić swojemu byłemu, że jej tatuś nie żyje, no nie?
- Skąd o tym wiesz? - oblizałem powoli usta i czekałem na jej odpowiedź.
- Alex powiedziała swojemu bratu, on Luke'owi, a Luke mi - uśmiechnęła się delikatnie.
Nic nie mówiąc, wyszedłem z mieszkania i od razu wyciągnąłem komórkę. Musiałem zadzwonić do Alex i dowiedzieć się jak najwięcej.

Grace's POV

Na pogrzeb przyszło sporo osób, nie wszystkim znałam, ale większość kojarzyłam z widzenia.
Stałam za mamą, która przyjmowała od wszystkich kondolencje. Nie mogłam tego dłużej znieść. Każdy do nas podchodził, przytulał i mówił jak bardzo nam współczuję. Naprawdę nie chciałam tego słuchać.
Uśmiechnęłam się w duchu, ponieważ kobieta, która właśnie przytulała mamę była ostatnia. Wszyscy się już rozeszli.
Zerknęłam w niebo, które robiło się coraz ciemniejsze. Zbierało się na burzę i deszcz. Wiatr coraz mocniej dawał się we znaki, ale starałam się nie zwracać uwagi na to, że jest mi cholernie zimno. Otuliłam się mocniej swoim czarnym swetrem i poprawiłam ciemną sukienkę, którą postanowiłam dzisiaj założyć. Kopałam kamyki, które leżały przede mną i starałam się zająć czymś swoje myśli.
Mama ostatni raz zerknęła na grób, a potem spojrzała na mnie.
- Grace, idziemy już - szepnęła.
- Nie, mamo. Możecie jechać, ja wrócę sama - wysiliłam się na uśmiech.
- Zaraz będzie padać. Proszę cię, pojedź z nami, jeszcze się przeziębisz. To naprawdę nie jest dobry pomysł żebyś została tutaj sama - namawiała mnie.
- Nie zmienię zdania. Chce tu jeszcze trochę pobyć - westchnęłam.
Moja rodzicielka nie próbowała się już ze mną kłócić. Po prostu kiwnęła głową i odeszła w stronę parkingu. A ja stałam i wpatrywałam się w tabliczkę. Nie mogłam w to uwierzyć. Człowiek, który był dla mnie najważniejszy na świecie, był moim wzorem do naśladowania, aktualnie znajdował się dwa metry pod ziemią.
Założyłam kosmyk włosów za ucho i podniosłam swoją głowę, żeby spojrzeć w stronę wąskiej uliczki. Szedł nią Sam, widocznie musiał się już pożegnać z Alex i innymi znajomymi. Zaraz po tym miał do mnie przyjść. Po paru sekundach poczułam jak jego silne ramiona oplatają moje ciało.
- Wszyscy już pojechali? - mruknęłam.
- Tak - odparł, a dopiero po chwili dodał -  Jeśli chcesz to możemy teraz pojechać do mnie..
- To niesprawiedliwe - westchnęłam - Wszyscy ode mnie odchodzą. Chłopak, tata... Z Alex układa mi się coraz gorzej. Nie wiem dlaczego, ale nie mogę zaakceptować jej związku z Michaelem. Ona twierdzi, że to przez zazdrość, ale to bzdura. Ja po prostu nie chce żeby on ją skrzywdził tak jak zrobił to z Nicki..
- Nie mów, że wszyscy od ciebie odchodzą, dobrze? - szepnął do mojego ucha - Ja wciąż tutaj jestem i nigdzie się nie wybieram.
- Kłamiesz - wymamrotałam cicho - Za chwilę koniec wakacji, więc wyjedziesz i mnie zostawisz. Tak jak wszyscy..
Trwaliśmy w milczeniu. Nikt z nas nic nie mówił, a atmosfera robiła się coraz bardziej napięta. Wiedziałam, że to nie jego wina, że musi wracać do swojego domu, ale w głębi duszy miałam nadzieję, że jednak zostanie, że mnie nie opuści.
- Mam pomysł - jego uścisk się lekko poluzował, dlatego zerknęłam w górę na jego twarz - Pogadam z mamą, może pozwoli mi tutaj zostać..
- Naprawdę zrobiłbyś to dla mnie? - zapytałam, a do moich oczu napłynęły łzy. Łzy szczęścia.
- Oczywiście, skarbie - pocałował mnie delikatnie w czoło.
- Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie - westchnęłam cicho - Dziękuje ci, Sam.
- Chodź, odwiozę cię do domu, a potem pojadę do mamy - zaproponował, ale ja musiałam znowu odmówić.
- Nie chce - uśmiechnęłam się - Mam nadzieję, że rozumiesz..
- W porządku, ale jakby coś się działo to dzwoń - pogłaskał mnie po plecach, a potem odszedł w stronę parkingu.
W głębi duszy byłam w pewnym sensie szczęśliwa, chociaż może wydawać się to absurdalne, bo właśnie skończył się pogrzeb mojego ojca. Ale byłam wdzięczna za to co dla mnie robi. Nie każdy by się tak poświęcał.
Chciałam sprawdzić czy Sanders już wyjechał z parkingu, ale gdybym tylko wiedziała kogo tam ujrzę, nigdy w życiu bym nie spojrzała w tamtym kierunku.
Na jego widok moje serce przyspieszyło swoje bicie, a do oczu napłynęło jeszcze więcej łez. Ale nie były to łzy szczęścia, tylko bólu jaki mi sporządził.
Wyglądał niesamowicie. Miał na sobie czarny garnitur, a jego włosy były zaczesane delikatnie do góry. Gdy tylko pomyślałam sobie o tym, że ten chłopak jeszcze parę dni temu należał do mnie, miałam ochotę przywalić sobie otwartą dłonią w twarz.
Jak mogłam go rzucić? Był idealny w każdym calu. Ale co z tego? Zachował się okropnie i nigdy mu tego nie wybaczę. Jest najbardziej fałszywym człowiekiem jakiego kiedykolwiek spotkałam.
Moje nastawienie do siebie ciągle się zmieniało. Na początku miałam do siebie żal, że tak pochopnie z nim zerwałam. Z takim pieprzonym ideałem. Ale potem przypominałam sobie go i Camile, ich widok na zawsze pozostanie w mojej pamięci .Momentalnie zrobiło mi się niedobrze i byłam z siebie dumna, że z nim zerwałam. Ja nie jestem dziewczyną, którą można się bawić. Nie będę też tą drugą.
Po chwili chłopak stanął obok mnie, a ja poczułam ogromny żal. Dlaczego nie mogę po prostu o nim zapomnieć? Dlaczego to jest takie trudne? Czemu on nie chce mi w tym pomóc i po prostu nie pokazywać mi się na oczy?
- Cześć, Grace - usłyszałam jego aksamitny głos.
Nie odpowiedziałam. Po prostu wpatrywałam się w swoje baleriny i udawałam, że go nie widzę. Tak było prościej.
- Mogę cię przytulić? - zapytał cicho.
Znowu nie odpowiedziałam, ale moje serce przyspieszyło swoje bicie. Zacisnęłam usta w cienką linię i starałam się uspokoić swój oddech. To było chore jak on na mnie działał. Sprawiał, że nie panowałam nad sobą, kiedy był w pobliżu.
Kiedy zaczął się do mnie zbliżać, nie protestowałam. Po prostu stałam jak kołek i nic nie mówiłam. Po chwili jego ramiona otoczyły moje ciało. Swoją brodę podparł na mojej głowie. Nie zareagowałam, stałam w bezruchu.
- Wiem, że teraz jest ci ciężko - zaczął - I nie mam zamiaru mówić, że wiem jak to jest albo, że rozumiem twój ból. Bo nie wiem i nie rozumiem. Będę mógł cokolwiek na ten temat powiedzieć dopiero wtedy jak ktoś z mojej rodziny umrze, czego oczywiście nikomu nie życzę - zatrzymał się na chwilę - Ale wierzę, że jesteś silna i dasz sobie radę, wiesz? Jesteś moją małą dziewczynką, która da sobie radę, tak?
Kiwnęłam delikatnie głową. Nie mam pojęcia dlaczego się nie wyrywałam. Chyba dlatego, że nie miałam na to siły, możliwe też, że po prostu brakowało mi jego dotyku. Jeszcze niedawno mógł mnie pocałować czy przytulić w każdej chwili, a teraz? Teraz nie był moim chłopakiem. Między nami wszystko było popsute.
Na samą myśl o tym, że jestem sama zaczęłam płakać. Na cmentarzu było cicho. Jedynie szum drzew delikatnie zagłuszał mój szloch.
- Wiesz co? - zaczął Justin - Obiecałaś mi kiedyś, że nie będziesz płakać, pamiętasz?
- A ty obiecałeś mi, że mnie nie skrzywdzisz - bąknęłam, a potem wybuchnęłam jeszcze głośniejszym płaczem.
Atmosfera zrobiła się strasznie napięta. Nie wiem czemu to powiedziałam. Nie chciałam, żeby czuł się przeze mnie winny czy coś takiego. Po prostu pamiętam, że obiecał mi, że mnie nigdy nie skrzywdzi, dlatego musiałam mu o tym przypomnieć.
- Obydwoje nie umiemy dotrzymywać obietnic - parsknął cichym śmiechem.
Ale to nie był normalny śmiech. Był raczej sztuczny, ironiczny.
- Widocznie tak - odparłam cicho, a potem odsunęłam się od niego.
Spojrzałam w jego karmelowe oczy i poczułam jak robi mi się gorąco. Jeszcze niedawno uwielbiałam w nie patrzeć. Widziałam w nich radość, szczęście, ale teraz wszystko się zmieniło. Był smutny. Tak jak ja.
Deszcz zaczął powoli spadać z nieba. Zerknęłam w górę. Zimny wiatr uderzył o moją twarz, a po moim policzku spłynęła kolejna łza. Po chwili mieszały się one z kroplami deszczu.
Ostatni raz spojrzałam na grób i tą przeklętą tabliczkę, która tylko dobijała mnie jeszcze bardziej.
- Był dobrym tatą, ale kiedyś nie potrafiłam tego docenić. To smutne, że dopiero teraz zdaję sobie z tego sprawę - westchnęłam - Spędzałam z nim za mało czasu, zdecydowanie za mało. Chciałabym to naprawić, ale już jest za późno.
- Myślę, że nigdy nie jest za późno - powiedział Justin - Zawsze możesz tutaj przyjść i powiedzieć co ci leży na sercu, wiesz? Twój tata na pewno da ci jakiś znak, że cię słyszy. Jestem tego pewny.
- Dziękuje - powiedziałam cicho - Do widzenia, Justin.
Popatrzyłam w jego smutne oczy i zaczęłam iść chodnikiem w stronę ulicy, na której mieszkam. Cieszyłam się, że jest taka brzydka pogoda. Idealnie pasowała do mojego humoru. Po parunastu minutach byłam już przed domem. Domem, w którym będę teraz mieszkać.
Westchnęłam cicho i otworzyłam drzwi. Ale to co tam zobaczyłam sprawiło, że już nigdy nie chciałabym do niego wracać.
Moja mama siedziała na środku kuchni, a wokół niej były porozbijane talerze i porozrzucane sztućce. Z jej oczu spływały łzy, a nad nią górował Ted. Wymierzył jej uderzenie w policzek, a potem kolejny raz i kolejny. Nie miałam pojęcia co się dzieje.
Podbiegłam do niego, chciałam go zatrzymać, ale nigdy nie spodziewałabym się, że sam uderzy mnie prosto w twarz z pięści.


Hej! Wiem, że w tym rozdziale nic specjalnego się nie dzieje i jest dość krótki, musiało być tak trochę smutno, ale spokojnie, za tydzień będzie bum heheh
 Jeśli to przeczytałaś, proszę, skomentuj, to ważne.
35 komentarzy = następny rozdział
Do zobaczenia misiee! xoxo
#Klaudia

sobota, 7 marca 2015

33. Zapomnij.

Justin's POV

- Więc... idziesz już do domu? - zapytałem niezręcznie Camile, która właśnie opadła na łóżko.
Po skończonym numerku miałem nadzieję, że już sobie pójdzie, ale jak zwykle się pomyliłem.
- Nie - odparła z lekkim uśmiechem na twarzy - Zapłaciłam za całą noc.
- Ty chyba nie myślisz, że my.. znowu.. - zacząłem, ale dziewczyna mi przerwała.
- Nie - wzruszyła ramionami - Sądzisz, że naprawdę mi na tym zależy? Tylko na tym?
- Mam odpowiadać na to pytanie? - zaśmiałem się pod nosem.
Poprawiłem się na łóżku i zerknąłem na Bailey, która była już lekko zirytowana.
- Justin.. - westchnęła - Po prostu jeszcze się poprzytulajmy, a rano sobie pójdę. No chyba, że wolisz, abym dała ci tylko połowę pieniędzy i..
- Stop - syknąłem.
Wiedziała, że temat pieniędzy jest dla mnie bardzo ważny. W końcu tylko dlatego to wszystko zrobiłem. Miała mnie w garści.
- W porządku, zostań - jęknąłem - Idę do łazienki, zaraz wracam.
Ciemnowłosa kiwnęła głową, dlatego wyszedłem z pokoju gościnnego i już miałem otworzyć drzwi do toalety, kiedy zatrzymał mnie rozbity wazon na środku przedpokoju. Kucnąłem obok rozbitych kawałków i zacząłem się nad tym wszystkim zastanawiać. To niemożliwe, żeby wiatr przewrócił wazon..
Pokręciłem głową i ruszyłem załatwić swoją potrzebę. Kiedy zamknąłem klapę od ubikacji, zerknąłem w lustro. Przeczesałem ręką włosy i nie potrafiłem nie myśleć o Grace. Zastanawiałem się co teraz robi. Wiedziałem, że jutro wieczorem poważnie z nią porozmawiać i postaram się wytłumaczyć, dlaczego zachowywałem się dość dziwnie. Oczywiście, nie mam zamiaru mówić jej całej prawdy. Wiem, że jest cholernie delikatna i łatwo ją skrzywdzić. A tego bym nie chciał.
Poszedłem do pokoju gościnnego, zgasiłem światło i położyłem się obok brązowookiej. Naprawdę tego nie chciałem, ale znając Camile, to ona byłaby w stanie nie dać mi całej sumy pieniędzy, dlatego wolałem mieć wszystko pod kontrolą i nie ryzykować.
Dziewczyna wtuliła się we mnie, dlatego zamknąłem oczy i zacząłem sobie wyobrażasz, że to Grace. Późniejsze myśli zaczęły zachodzić za daleko i wiedziałem, że jeśli w porę się nie opamiętam to będę miał problem. Po za tym już czułem, że robię się twardy na samą myśl o mojej dziewczynie, dlatego pokręciłem głową i starałem się zasnąć.


Obudziłem się przed dziewiątą. Bailey jeszcze spała, dlatego delikatnie ją od siebie odsunąłem i zszedłem po schodach na dół. Wyciągnąłem z półki i torby Camili równe dziesięć tysięcy i wsadziłem je do plecaka. Wyjąłem telefon z kurtki i zadzwoniłem do osoby, z którą miałem się dzisiaj spotkać.
- Hej, mamo - powiedziałem - Możemy dzisiaj iść do lekarza. Mam pieniądze.
- O mój Boże! - wrzasnęła - Nie wierzę, że to się dzieje.. Twoja koleżanka to skarb! Musisz ją zaprosić do nas na obiad. Zrobię kurczaka i..
- Przestań - westchnąłem cicho - Ona nie lubi takich rodzinnych spotkań, okay?
- Nie ma mowy, Justin - mruknęła - Musisz ją chociaż spytać. Nie wiem jak ja się jej odwdzięczę.
- Błagam, skończ - pokręciłem głową.
Jej słowa sprawiały, że czułem się jeszcze gorzej i nie mogłem nic na to poradzić.
- O której mam po was przyjechać? - dodałem.
- Byłoby dobrze jakbyś o 10.00 już był pod naszym blokiem - powiedziała radosnym tonem - Ale spytaj tą dziewczynę czy przyjdzie!
- Dobrze, mamo - zgodziłem się, chociaż i tak nie miałem zamiaru tego robić - Widzimy się za godzinę, a potem pojedziemy do szpitala.
Rozłączyłem się szybko, kiedy zauważyłem Camile. Schodziła powolnym krokiem i nie spuszczała ze mnie wzroku.
- Hej - uśmiechnęła się.
- Cześć - odpowiedziałem i schowałem telefon do kieszeni spodni.
Na szczęście dziewczyna była już ubrana, dlatego wystarczyło ją grzecznie wyprosić i pojechać do mamy.
- Zjemy śniadanie? - zapytała, wkładając kosmyk włosów za ucho.
- Naprawdę nie mam czasu, więc byłoby miło gdybyś już poszła.. - westchnąłem i wysiliłem się na uśmiech. Wyszło trochę sztucznie, ale co ja poradzę?
- Nie zjemy nawet śniadania? - wyglądała na zaskoczoną.
- Oczywiście, że nie - odparłem obojętnie - Camila, noc już minęła, jasne?
- Ale ja myślałam, że.. potem chociaż pogadamy - przegryzła dolną wargę.
- Przecież rozmawiamy - mruknąłem rozbawionym tonem - Idź już.
Ciemnowłosa kiwnęła głową i zaczęła ubierać buty, a ja  w międzyczasie otworzyłem jej drzwi.
- Kiedy się zobaczymy? - zerknęła na mnie.
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami - Teraz muszę coś załatwić, więc cześć.
Zmierzyła mnie spojrzeniem, a potem wyszła z domu jak gdyby nigdy nic.
Westchnąłem i postanowiłem, że zacznę się już ubierać. Włożyłem na siebie jasne rurki i o rozmiar za duży T-shirt. Chwyciłem telefon i wybrałem numer Grace. Chciałem się z nią umówić na wieczór... ale pierwszy raz nie odebrała ode mnie telefonu.  Przegryzłem nerwowo wargę i schowałem komórkę do kieszeni, a potem chwyciłem kluczyki oraz plecak z kasą i wyszedłem z domu.
Wsiadłem do samochodu i zapaliłem silnik. Po paru minutach drogi, zacząłem się zastanawiać czy nie wstąpić do Grace. Chociaż zapytać czy wszystko z nią w porządku. Już miałem skręcić w lewo, kiedy nagle zmieniłem zdanie. Miałem się bardziej przygotować na to spotkanie. Teraz nie byłem gotowy. Musiałem mieć pewność, że niczego nie schrzanię i wszystko jej dobrze wytłumaczę.
Zaparkowałem pod moim dawnym blokiem i czekałem, aż mama i Jazmyn przyjdą. Po parunastu minutach zobaczyłem dwie postacie, które zaczęły się kierować w moją stronę. Momentalnie się uśmiechnąłem i wysiadłem z auta.
- Hej, kochanie - odezwała się moja mama - Przepraszamy za spóźnienie, ale jak zwykle Jazzy nie mogła się zdecydować, którą sukienkę wybrać.
- Nie szkodzi - wzruszyłem ramionami, po czym wziąłem na ręce siostrę - Jak się czujesz? - zapytałem i cmoknąłem ją w policzek.
- Dobrze - kiwnęła głową - Justin.. czy to boli?
Przegryzłem wnętrze policzka i przyglądałem się jej twarzy. Wyglądała jak mały aniołek.
- Nie wiem - odparłem szczerze - Chyba nie..
Dziewczynka westchnęła cicho, dlatego postawiłem ją na ziemi.
- Jedziemy? - zapytała niecierpliwie Pattie.
Kiwnąłem głową i wsiadłem do samochodu, a kobieta i Jazmyn zrobiły to samo.
Starałem się jechać powoli i ostrożnie. Zatrzymywałem się na każdym czerwonym świetle. Nie wyobrażałem sobie tego, że mógłbym spowodować wypadek z dwoma najważniejszymi kobietami w moim życiu.
Gdy jeździłem z Grace, też zawsze starałem się zwalniać.
Po dwudziestu minutach znaleźliśmy się przed szpitalem. Wysiedliśmy z samochodu i zaczęliśmy się kierować w stronę głównych drzwi. Trzymałem Jazzy na rękach. Wiedziałam, że to właśnie mama będzie wszystko załatwiać. Ja się na tym kompletnie nie znałem, a po za tym byłem pewny, że Pattie da sobie radę.
- Zaraz wracam, dobrze? - zwróciła się do nas kobieta - Poczekajcie tu na mnie, a ja pójdę porozmawiać z lekarzem.
Kiwnąłem głową i usiadłem na krzesełku razem z siostrą.
- Wszystko będzie dobrze - uśmiechnąłem się do niej szczerze - Nie stracisz wzroku, pamiętaj o tym.
Brązowooka kiwnęła głową, ale nie wydawała się być przekonana. Wyglądała na zmartwioną.
Zacząłem rozglądać się i szukać Pattie. Poczułem jak kamień spada mi z serca, kiedy ujrzałem mamę. Szła w naszą stronę z lekarzem.
Wyglądał na starszego i doświadczonego. To mnie trochę uspokoiło.
- Justin, nie możesz tam iść - westchnęła cicho i zabrała ode mnie Jazzy - Możesz już jechać do domu i..
- Nie ma mowy, poczekam tutaj - powiedziałem szybko.
- Ale ja nie wiem ile to będzie trwało, zadzwonię do ciebie po wszystkim, dobrze? - oblizała powoli usta i czekała na moją reakcję.
- Nie - wzruszyłem ramionami - Będę się tutaj kręcił.
- Jak wolisz - odparła ciemnowłosa i zaczęła iść za doktorem.
Siedziałem na krześle i obserwowałem każdego kto wchodził i wychodził ze szpitala. Potem nerwowo stukałem podeszwą buta o podłogę, a następnie bawiłem się palcami. Nie potrafiłem normalnie usiedzieć na miejscu, dlatego zacząłem iść wgłąb korytarza. Miałem nadzieję, że znajdę jakiś automat, bo byłem naprawdę głodny. Kiedy przeszedłem parę metrów zobaczyłem, że na końcu korytarza jest policja. Zaciekawiony całą sytuacją podszedłem bliżej.
- Ciągle go szukamy, ale nikt go nie widział, bo nawet nie wysiadł z samochodu.. Po prostu odjechał z miejsca wypadku, jednak chłopak, który czekał na autobus powiedział, że samochód był pomarańczowy. Tyle wiemy - powiedziała policjantka do paru osób. Nie widziałem ich, stali tyłem.
- Nadaliśmy komunikat w radiu i powiadomiliśmy sąsiednie miasta, że poszukujemy takie auto - do rozmowy włączył się drugi policjant.
- Robimy co możemy - ponownie odezwała się policjantka - Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy i, że go znajdziemy. 
Rodzina kiwnęła głową, a potem zwrócili uwagę na lekarza, który również stał obok nich.
- Na szczęście noc przebiegła spokojnie. Tomografia nie wykazała żadnego urazu mózgu, a resztę pokażą badania - powiedział mężczyzna w czarnych włosach - Więc sytuacja nie jest najgorsza. Grace oprócz ogólnych potłuczeń nie ma obrażeń wewnętrznych. Tylko niestety lewa ręka jest złamana.
Westchnąłem cicho. Wszystko mi przypomina o Grace, nawet ta dziewczyna  z wypadku ma tak na imię. To przerażające, że teraz wszędzie ją widzę i o niej myślę.
- Możemy ją zobaczyć? - odezwał się mężczyzna, który najprawdopodobniej był ojcem tej dziewczyny.
- Oczywiście, ale proszę wchodzić pojedynczo.
- Właśnie.. - odezwała się policjantka z blond włosami - My też chcielibyśmy z nią porozmawiać. Może widziała na miejscu coś więcej niż świadkowie.
Oblizałem usta i zacząłem się wracać. Nie miałem zamiaru spotkać się z policjantami. Zwłaszcza, że w moim plecaku było dziesięć tysięcy i jestem pewien, że ich by to zainteresowało. Lepiej nie kusić losu. Z powrotem usiadłem na krzesełku i bezsensownie wgapiałem się w podłogę. Po parunastu minutach zwróciłem uwagę na chłopaka, który właśnie wbiegł do szpitala. Zerknąłem na niego.
- Sanders - warknąłem cicho.
Chłopak nerwowo rozglądnął się po pomieszczeniu, a potem zauważył mnie i prędko podbiegł.
- Gdzie jest Grace? - zapytał.
- Skąd mam wiedzieć? - zaśmiałem się cicho - Dlaczego miałaby być w szpitalu?
Mój dobry humor momentalnie się zmienił. Przypomniały mi się słowa tego lekarza...
Grace oprócz ogólnych potłuczeń nie ma obrażeń wewnętrznych.
- Kurwa - powiedziałem do siebie.
Sam patrzył na mnie zdezorientowany, a potem pokręcił głową i zaczął biegnąć wgłąb korytarza, dlatego ruszyłem za nim. Policja już musiała wyjść, ponieważ przed salą stała tylko mama Grace i Alex.
Jak mogłem ich nie poznać? 
- Co z nią?! - krzyknął Sanders i patrzył błagalnym wzrokiem na kobietę.
- Już w porządku, na szczęście skończyło się na złamanej ręce - odezwała się kobieta.
- Mogę do niej wejść? - zapytał chłopak, a ja przyglądałem się ze zdenerwowaniem tej całej sytuacji.
- Teraz jest tam Ted, więc musisz poczekać - odpowiedziała.
Podszedłem do Alex i pociągnąłem ją w swoją stronę. Staliśmy trochę dalej od rodzicielki Grace.
- Co tak właściwie się stało? Dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił? - zapytałem dziewczynę.
- Wczoraj miała wypadek samochodowy - odezwała się, a potem zmierzyła mnie wzrokiem i podeszła do Sama.
Wyglądała jakby miała do mnie żal..
Pokręciłem głową i poczułem, że łzy napływają mi do oczu. Wtedy, kiedy spędzałem czas z Camilą, rudowłosa miała wypadek i spędziła noc w szpitalu. Beze mnie. Nie miała mojego wsparcia.
Zacisnąłem dłonie w pięści i przegryzłem wargę. Czułem się jak gówno. Może gdybym ten czas spędził z dziewczyną to nie byłoby tego pieprzonego wypadku?
Po paru minutach z sali wyszedł jakiś mężczyzna, najprawdopodobniej partner mamy Grace, a potem wszedł tam Sam.
Usłyszałem jak starsi żegnali się z Alex, ponieważ stwierdzili, że pojadą do domu po rzeczy dla Meet, bo ma spędzić tutaj więcej czasu.
Stukałem nerwowo palcami o ścianę i wpatrywałem się w drzwi. Tylko czekałem na moment, aż Sanders z nich wyjdzie i będę mógł zobaczyć moją księżniczkę.
Po jakichś piętnastu minutach u Grace nie było już nikogo, dlatego wiedziałem, że teraz moja kolej. Nerwowo nacisnąłem klamkę i wszedłem do sali.
Było tu ciepło. Białe ściany sprawiały, że pomieszczenie nie należało do najprzyjemniejszych. Po prawej stronie, na łóżku leżała Grace. Była cała w ranach i siniakach. Zerknęła na mnie, a kiedy złapałem z nią kontakt wzrokowy, odwróciła wzrok. Do jej oczu napłynęły łzy.
Wiedziałem, że taki wypadek to szok, ale żeby płakać?
Chwyciłem taboret, który znalazłem obok drzwi i usiadłem obok dziewczyny.
- Hej - uśmiechnąłem się delikatnie, a kiedy rudowłosa nie odpowiedziała, dodałem - Jak się czujesz?
Meet przestała się wpatrywać w ścianę i zaszczyciła mnie swoim spojrzeniem.
- Naprawdę cię to interesuje? - warknęła, a ja otworzyłem szerzej usta.
Byłem zaskoczony jej zachowaniem. Miałem raczej nadzieję, że będzie smutna i po prostu się do mnie przytuli, a nie będzie miała do mnie jakieś pretensje. Przecież ten wypadek to nie była moja wina.
Za każdym razem kiedy patrzyłem na jej twarz, czułem się głupio. Ciągle przypominała mi się Camila i ta cała sytuacja. Nie mogłem powstrzymać tych głupich myśli. Chciałem po prostu zapomnieć o wczorajszej nocy, ale jak widać to nie było takie proste.
- Skąd to pytanie? - wymamrotałem - Oczywiście, że tak.
- Mhm - zacisnęła usta w cienką linię i zaczęła bawić się materiałem kołdry.
- Więc jak się czujesz? - ponowiłem pytanie, a dziewczyna znowu zaczęła mnie ignorować i po prostu wpatrywała się w ścianę za mną - Naprawdę nie wiem  o co ci chodzi. Stałem na tym pieprzonym korytarzu i zastanawiałem się czy wszystko z tobą w porządku. Cholernie się martwiłem, jasne? Rozumiem, że możesz być na mnie zła za to, że nie spędzałem z tobą czasu i przez ostatnie parę dni byłem dość.. dziwny, ale to się zmieni. Wiesz, że jesteś dla mnie..
- Zamknij się - syknęła - W ogóle po ze mną rozmawiasz? Po co tu przyszedłeś?
- To chyba jasne, że się o ciebie troszczę. Chce z tobą być w tak trudnej chwili - odpowiedziałem cicho.
- Justin, przestań grać. Kłamiesz od samego początku, naprawdę mam dość. Po prostu ze mną zerwij, a nie graj na dwa fronty. Zrozumiałeś?! - podniosła swój głos.
- Zerwać z tobą? - zapytałem, a moje serce zaczęło szybciej bić - Nie zrobię tego. O czym ty w ogóle mówisz? Nie kłamię i nie gram, naprawdę się o ciebie martwię.
- Czyli ze mną nie zerwiesz? - zapytała, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
- Nie - odparłem.
- W takim razie ja to zrobię - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się sztucznie - A teraz wyjdź stąd.
Nie mogłem uwierzyć w to co ta dziewczyna mówi. Wypuściłem głośno powietrze  z ust i niekontrolowanie dotknąłem palcami jej dłoń, zadrżała na ten gest. Chwyciłem ją mocno za rękę.
- Proszę cię, uspokój się - powiedziałem cicho - Nie dali ci jakichś leków czy coś? Gadasz bzdury, bo nie gram na dwa fronty. Nie wiem kto ci naopowiadał głupot, ale uwierz mi, że liczyć się tylko ty i zrobię dla ciebie wszystko, bo..
- Kurwa, nie dali mi żadnych leków! - krzyknęła i schowała swoją rękę pod kołdrę, tak, że nie mogłem jej teraz dotknąć - Wynocha! - warknęła i wybuchnęła głośnym płaczem.
Wstałem z siedzenia i chciałem ją przytulić, zrobić cokolwiek, żeby się uspokoiła, ale kiedy zrozumiała co zamierzam zrobić zaczęła płakać jeszcze głośniej i piszczeć.
- Idź do Camili! - wrzasnęła, a ja poczułem, że robi mi się naprawdę gorąco - Widziałam was Justin, rozumiesz to?! Widziałam! Myślałam, że chociaż ty jesteś inny, że chociaż tobie mogę zaufać! Opowiedziałam ci wszystko, a teraz tego żałuję.  Nie powinnam była tego robić... To był mój pieprzony błąd. Ale wiesz czemu to zrobiłam? Bo się w tobie zakochałam, bo cię kurwa kocham - powiedziała, a potem zakryła usta, jakby żałowała tego co powiedziała - Zdradziłeś mnie. Idź stąd, nie chcę cię więcej widzieć na oczy! Chce żebyś po prostu zniknął z mojego życia, chce zapomnieć o tobie i całych tych wakacjach, o każdej chwili spędzonej z tobą!
Grace wrzeszczała, a ja nie potrafiłem nic powiedzieć, czy zrobić. Patrzyłem na nią. Wpadała w furię.
- Jesteś głuchy? Wyjdź stąd! - warknęła.
- Grace... - zacząłem, ale ta nie pozwoliła mi dokończyć zdania.
- Powiedziałam ci coś! - krzyknęła - Saaaaaaam? - zawołała.
Do pokoju wszedł Sanders, a zaraz za nim Alex. Patrzyli na nas z niedowierzeniem, a potem czarnowłosa podeszła do Meet i zaczęła ją uspokajać.
- Chodź, stary - usłyszałem głos Sandersa.
Ostatni raz popatrzyłem na Grace, która była cała czerwona z płaczu, a potem wyszedłem z sali.

Grace's POV

Minęły trzy dni od wypadku. Właśnie dzisiaj otrzymałam zwolnienie od lekarza. Na szczęście mogę już wrócić do domu. Przez ten czas nie widziałam Justina. Nie próbował do mnie przychodzić, ani do mnie dzwonić, za co jestem mu naprawdę wdzięczna.
Moja mama właśnie poszła do lekarza by spytać się czy na pewno mogę już wyjść. Postanowiłam, że pójdę do automatu i kupię sobie batona. Od zerwania z Bieberem ciągle jem słodycze. To naprawdę pomaga.
Wstałam z łóżka i spakowałam do torby ostatnie rzeczy, a potem wyszłam z sali i zaczęłam iść korytarzem.
Kiedy miałam skręcić w prawo, zobaczyłam dobrze mi znaną dziewczynkę, która siedziała na krześle i wpatrywała się w podłogę.
Chciałam przejść niezauważona, jednak w momencie, kiedy patrzyłam na nią, ona podniosła wzrok.
- Hej, Grace - powiedziała cichym głosem.
- Hej, Jazzy - odparłam - Co tu robisz? Z kim tu jesteś?
- Miałam zabieg i teraz muszę chodzić na wizyty kontrolne. Ale to dobrze, bo dostaję naklejki - uśmiechnęła się dumnie.
- Zabieg? - powtórzyłam zdziwionym tonem.
- Tak, bo źle widziałam, ale już jest dobrze - pokiwała głową.
- A z kim tu jesteś? - ponowiłam swoje pytanie.
Rozglądnęłam się po korytarzu, ale nie widziałam nigdzie nikogo z jej rodziny.
- Z mamą, a Justin ma tu zaraz przyjechać - odparła.
W brzuchu poczułam ukłucie. To było śmieszne jak reagowałam na chociażby wzmiankę o nim.
- A gdzie jest twoja mama? - uśmiechnęłam się lekko.
- Rozmawia jeszcze z lekarzem - odpowiedziała.
Kucnęłam obok dziewczynki i głęboko się w nią wpatrywałam.
- A ty co tu robisz? - dodała.
- Miałam wypadek - odpowiedziałam - I spędziłam ostatnie dni w szpitalu, ale na szczęście dzisiaj już wracam do domu.
- Prawda, że w szpitalu jest okropnie? - zapytała, a ja wiedziałam co ma na myśli. Ta atmosferę i w ogóle te wszystkie pielęgniarki to naprawdę nie jest coś co lubię.
-  Prawda - zaśmiałam się, a dziewczynka zawtórowała mi.
Już miałam zadać jej kolejne pytanie, kiedy zobaczyłam Justina, który szedł w naszą stronę. Momentalnie poczułam ciarki na plecach.
- Muszę już iść, cześć Jazzy - pogłaskałam ją po głowie, a potem odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę sali na której leżałam.
- Grace, czekaj! - usłyszałam wołanie Justina i wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego. Zacisnęłam mocno zęby.
Po chwili poczułam ucisk na prawym nadgarstku i przez jego siłę obróciłam się w jego stronę.
- Wychodzisz już ze szpitala? - usłyszałam jego pytanie.
Kiwnęłam głową, nie patrząc na niego. Tak naprawdę chuj go to obchodzi?
- Wiesz.. myślałem nad tym co mi ostatnio powiedziałaś. O tym, że mnie kochasz i...
- Zapomnij - powiedziałam momentalnie.
W pewnym sensie byłam na siebie zła, że mu to powiedziałam podczas kłótni. Miał nade mną władzę i wiedział, że mi ciągle na nim zależy. To znaczy już nie.
- Nie mam zamiaru zapominać. Przestań być taka uparta i mnie wysłuchaj. Chce ci tylko powiedzieć, że..
- Gówno mnie obchodzi co masz mi do powiedzenia - warknęłam - Zapomnijmy o tej całej chorej sytuacji między nami i będzie dobrze.
- Nie będzie dobrze - odparł i poczułam jak palcami podnosi mój podbródek. Spojrzałam na niego z pogardą - Nie mam zamiaru zapominać.
- Jak wolisz. Ja już zapomniałam - uśmiechnęłam się sztucznie.
To co mówiłam było kompletną bzdurą, zwykłym kłamstwem, ale on nie musiał o tym wiedzieć.
- A tak po za tym - zaczęłam - Dzięki, że powiedziałeś mi o tym, że Jazzy miała problemy ze wzrokiem. Ale nie mam żalu. Już się przyzwyczaiłam do tego, że o większości rzeczy mi nie mówisz.
Wzruszyłam ramionami, a potem wyrwałam się z jego uścisku i odeszłam.

***
Kolejnego dnia, kiedy mama i Ted pojechali do pracy (po moim wielokrotnym błaganiu i mówieniu, że dam sobie radę), zaczęłam pakować moją walizkę. Już postanowiłam.
Wyjeżdżam.
Wrzucałam po kolei wszystkie ubrania z szafy do torby. Nawet ich nie składałam. Nie było po co. Parę razy dzwoniłam do taty, ale nie odbierał. Nie miałam pojęcia dlaczego.. Zazwyczaj nawet jeśli miał ważne spotkanie to i tak ze mną rozmawiał, chociażby żeby powiedzieć, że zadzwoni potem albo pisał sms-a, że pogadamy później. Ale tym razem tak nie było. Kolejne połączenie.. i nic. Zaczęłam się już martwić. Chciałam go uprzedzić, że postanowiłam wrócić wcześniej. On by mnie zrozumiał. Mama i Ted nie wiedzieli o niczym, ale właśnie położyłam kartkę na stole z wyjaśnieniami. Starałam się opisać wszystko co aktualnie czuję. Nie wiem czy list był wzruszający, ale na pewno był szczery. Zapięłam walizkę i wsunęłam na stopy trampki. Postanowiłam, że do Alex i Sama zadzwonię dopiero jak już będę u siebie w domu. Dlaczego nie teraz? Odpowiedź jest prosta. Oni na pewno by mnie przekonali żebym została do końca wakacji. Ale ja już postanowiłam. Nie chce tutaj dłużej siedzieć i myśleć o Justinie. To jest bez sensu, a to miejsce przypomina mi o nim jeszcze bardziej.
Zerknęłam na zegar. Była już 20:00 i powoli się ściemniało. Mama i Ted mieli nocną zmianę, wracali dopiero rano, dlatego miałam pewność, że nie spotkam się z nimi. Zadzwoniłam już po taksówkę, która miała mnie zawieźć do domu. Założyłam bluzę i wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz.
Pojazd miał na mnie czekać na parkingu obok parku, ponieważ chciałam zrobić jeszcze małe zakupy w sklepiku. Dużo jedzenia na drogę, to jest to o czym marzę.
Szybkim krokiem ruszyłam w stronę parkingu, a po paru minutach znalazłam się przed drzwiami sklepu. Wsadzałam do koszyka, wszystko co popadnie. Nawet nie patrzyłam na ceny, co było dziwne, ponieważ zazwyczaj byłam oszczędna i starałam się pilnować ile wydaję. Ale teraz dla mnie nic się nie liczyło. Zapłaciłam za wszystko i wyszłam ze sklepu. Zauważyłam żółtą taksówkę, dlatego lekko się uśmiechnęłam. Zaczęłam iść w jej kierunku, kiedy zobaczyłam... Justina.
Wybiegł za mną ze sklepu i teraz stał naprzeciwko mnie. Musiałam być naprawdę roztargniona, że nie zauważyłam go wcześniej. A może nie chciałam?
Patrzył mi w oczy, a potem skierował swój wzrok na torbę. Schował paczkę papierosów, którą zapewne kupił w sklepie i odezwał się:
- Wyjeżdżasz?
Wzruszyłam ramionami. Za każdym razem, kiedy go widziałam starałam się zachowywać jakby wszystko co do tej pory mnie spotkało gówno mnie obchodziło, lecz prawda była inna. Przeżywałam to wszystko dwa razy bardziej niż powinnam. Nawet zastanawiałam się czy nie podejść do Camili przed wyjazdem i udusić ją na miejscu, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. To nie była tylko jej wina, jestem tego pewna. Może i to była jej intryga, ale Justin uległ. Nigdy mu tego nie wybaczę.
- Grace, nie możesz wyjechać - zaczął - Nie teraz kiedy..
- No kiedy co? - odezwałam się - Kiedy zerwaliśmy?
 - To ty ze mną zerwałaś - powiedział - Wiesz co teraz robisz?
- Co? - zapytałam i poprawiłam torbę, która spoczywała na moim ramieniu.
- Uciekasz - odparł.
- Możliwe - uśmiechnęłam się sztucznie - Było miło, a teraz cześć.
Już miałam go wyminąć, kiedy złapał mnie za rękę.
- Możesz przestać mnie dotykać? Nie masz już do mnie żadnych praw, dlatego odpuść sobie! - warknęłam.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że to co do tej pory przeżyliśmy razem nic dla ciebie nie znaczyło, tak? - zapytał, a moje serce zaczęło bić szybciej.
Nie odpowiedziałam, tylko przegryzłam wnętrze policzka. Wiedziałam, że gdybym odpowiedziała szczerze to to dałoby mu do zrozumienia, że jest jeszcze szansa.
- Widzisz.. - uśmiechnął się lekko - Możesz mnie posłuchać, chce ci coś powiedzieć.
- Mów - westchnęłam.
- Wtedy w szpitalu... powiedziałaś, że mnie kochasz - wymamrotał - Ja po prostu chce ci powiedzieć, że też cię ko..
- Justin - warknęłam - Nie mów czegoś, czego nie rozumiesz. Wiesz co? Ty nie umiesz kochać.
- Skąd możesz to wiedzieć? - zapytał, a w jego oczach zobaczyłam ból.
- Gdybyś mnie kochał to byś mnie nie zdradził, więc skończ odstawiać te szopki. Jeśli chcesz żeby twoje wyrzuty sumienia zniknęły, o ile w ogóle je masz, to przykro mi, ale ci w tym nie pomogę.
- Skoro jesteś tego wszystkiego taka pewna, to co do ciebie czuję? Powiedz mi - syknął.
- Nie mam pojęcia, ale nie interesuje mnie to - wzruszyłam ramionami - Mogę ci tylko powiedzieć, że jesteś jak twój ojciec. On też zdradził Pattie, więc możesz się jej spytać jak się czuła. Uwierz mi, ja się czuję dwa razy gorzej.
- Kurwa, posłuchaj mnie! - krzyknął - Kocham cię i naprawdę cię za to wszystko przepraszam. Wiem, że nawaliłem, wiem o tym. Ale miałem swoje powody i chce żebyś wiedziała, że to wszystko co do tej pory przeżyliśmy nie było kłamstwem! Zależy mi na tobie..
- Nie zależy ci, w końcu ja ci nie daję - uśmiechnęłam się ironicznie, a do moich oczu napłynęły łzy.
- Przestań mówić takie bzdury - westchnął.
- Ale to nie są bzdury! Ja po prostu cytowałam ciebie - warknęłam.
Chłopak się we mnie wpatrywał. Zabijał mnie swoim głębokim spojrzeniem. Wiedziałam, że on żałuję, ale czasu nie da się cofnąć. Już nigdy mu nie zaufam.
- Przepraszam - szepnął po chwili.
Już miałam powiedzieć, żeby wsadził sobie w dupę te przeprosiny, ale się powstrzymałam. W sumie to nie wiem czemu.
Wyminęłam go i zaczęłam iść w stronę taksówki. Chłopak momentalnie ponownie zagrodził mi drogę.
- Ile razy mam ci jeszcze powiedzieć, że cię kocham, co? - zapytał.
- Jak pieprzyłeś Camile, to jej też mówiłeś jak bardzo ci na mnie zależy i jak mnie kochasz? - oblizałam usta - No mówiłeś, Justin?
- Wiem, że jesteś zła, ale nie chce żebyś wyjeżdżała z myślą, że jestem kutasem, który cię zdradził - wymamrotał i zerknął na mnie.
- Nie jestem zła. Jestem zawiedziona, zrozpaczona i rozdarta psychicznie. Sprawiłeś, że już nigdy nikomu nie zaufam. Dzięki, Justin - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Grace.. - westchnął - To nie tak..
- Mam nadzieję, że już się nie zobaczymy - mruknęłam - Cześć.
Wyminęłam chłopaka i zaczęłam iść w stronę taksówki. Wsiadłam do środka i rzuciłam wszystkie rzeczy na siedzenie obok. Powiedziałam ulicę, na której mieszkam, a taksówkarz kiwnął głową i zapalił silnik. Ostatni raz zerknęłam w stronę Justina. Stał na środku parkingu i patrzył na mnie. Złapałam z nim ostatni kontakt wzrokowy. Kiedy auto skręciło w lewo, straciłam go z oczu. Momentalnie wybuchnęłam głośnym płaczem. Wyciągnęłam słuchawki z torby i telefon z kieszeni. Włączyłam piosenkę i powoli starałam się uspokić nucąc kawałek, który rozbrzmiewał w moich uszach.

Jesteś tą, za którą chcę podążać
Jesteś tą, którą chcę przytulać
Nie pozwolę, by kolejna minuta przepadła
Chcę Ciebie i Twojej pięknej duszy
Twojej pięknej duszy...
Możesz potrzebować czasu, żeby to przemyśleć
Ale ja po prostu wolę iść do przodu
Przyniosę Ci ulgę, jeśli dasz mi szansę
Nigdy nie doprowadzę się do płaczu, spróbujmy.*

 Po paru minutach mój telefon zaczął dzwonić, ale kiedy zobaczyłam, że to Justin odrzuciłam połączenie.
- Miałeś dać mi spokój - powiedziałam z żalem do komórki, a potem usunęłam jego numer z kontaktów.
Ten rozdział jest już zakończony.
Wiecie co? Czasami zdaje nam się, że coś jest na zawsze, że nigdy tego nie stracimy. Gówno prawda. Nic nie jest na zawsze. Los sprawia, że prędzej czy później i tak będziemy cierpieć. Chwilę z Justinem były cudowne, nie powiem, że nie. Właściwie to nie wiem czemu, ale wcześniej nie zastanawiałam się nad tym jak to wszystko się  skończy. W głębi serca miałam nadzieję, że to się po prostu nie skończy. Kiedy spędzałam z nim cudowny czas, nie zastanawiałam się nad końcem. Jednak teraz wiem, że powinnam bardziej się cieszyć każdą chwilą spędzoną z tym kretynem. Bo może nasza historia nie skończyła się dobrze, ale na pewno nauczyłam się czegoś i dzięki niemu jestem chociaż trochę pewniejsza siebie. Tak myślę. Czy jest mi żal? Pewnie, ale życie nauczyło mnie, że nie warto dawać drugiej szansy, ta osoba i tak ją zmarnuje, a tylko da ci nadzieję, niepotrzebną nadzieję. Teraz nie mogę w to uwierzyć. Jeszcze tydzień temu było wszystko w porządku, a teraz nie jesteśmy razem. To straszne, jak sprawy mogą się potoczyć. Teraz nawet do mnie nie dociera, że Justin już nie jest moim Justinem. Ale czas leczy rany, prawda?
Po trzech godzinach jazdy, taksówka zatrzymała się przed moim domem. Zapłaciłam za kurs i z wszystkimi rzeczami wyszłam z auta.
- W końcu w domu - powiedziałam do siebie.
W kuchni paliło się światło, dlatego zatańczyłam w duchu taniec szczęścia, ponieważ tata jest w domu.
Zadzwoniłam na dzwonek do drzwi i czekałam aż mój ojciec wyjdzie mi otworzyć. Naprawdę się za nim stęskniłam. Ale moja mina zrzedła, kiedy drzwi otworzyła mi moja sąsiadka, a dokładniej mama Sama.
- Uh, dobry wieczór? Co pani tu robi? - zapytałam niezręcznie.
- Podlewam kwiaty - odparła - Dziecko, tak mi przykro.. Twoja mama mówiła, że zostajesz jak na razie u niej.
- Plany się zmieniły - odparłam - To gdzie mój tata? Znowu ma jakieś spotkanie? - zaśmiałam się cicho. On zawsze był pracowity.
- Spotkanie? - zapytała z szokiem na twarzy - Kochanie, o czym ty mówisz?
- Spotkanie biznesowe - wzruszyłam ramionami.
- To ty nie wiesz? - zapytała, a ja zmarszczyłam czoło.
- O czym?
- Nie ode mnie powinnaś się tego dowiedzieć. Zadzwońmy po twoją mamę, tak będzie lepiej - wymamrotała.
- Nie, proszę mi powiedzieć teraz.. Chce wiedzieć - odparłam.
- Na pewno? Nie jestem pewna czy.. - zaczęła, ale jej przerwałam.
- Na pewno - uśmiechnęłam się delikatnie, ale kiedy usłyszałam to jedno zdanie, moje serce zaczęło bić niewyobrażalnie szybko, a w głowie poczułam pustkę i ból.
- Twój tata nie żyje.


*Beautiful Soul - Jesse McCartney

Hej! Rozdział troszkę dłuższy niż zwykle, ale to chyba dobrze, nie?
Mam nadzieję, że Wam się podobaaaaaaa! :D
 Jeśli to przeczytałaś, proszę, skomentuj, to ważne.
35 komentarzy = następny rozdział
Widzimy się za tydzień!
#Klaudia