Parę minut temu wróciłem do domu. Usiadłem na sofie w salonie i zacząłem rozkładać pieniądze na stole. Przez cały dzień zarobiłem jakieś dwa tysiące z czego jestem naprawdę zadowolony. Niestety muszę oddać trochę Luke'owi, w końcu to on załatwił mi tą robotę i jestem mu coś winien.
Wyciągnęłam z plecaka ostatnie opakowanie z narkotykami i rzuciłem je na blat stołu. Włączyłem telefon i podłączyłem go do ładowania. W czasie tego krótkiego wyjazdu komórka mi się rozładowała i nie miałem żadnego kontaktu z Grace. Nie żeby miała dzwonić, w końcu sam jej powiedziałem, że ma na razie dać mi spokój. Wiem, że teraz jest zła, ale ja to wszystko naprawię. Jestem tego pewny. Między nami jeszcze będzie okay.
Kiedy wpisałem kod pin momentalnie zaczęły przychodzić nieodebrane połączenia od mamy. Poczułem, że moje serce przyspieszyło swoje bicie. W sumie to śmieszne, że mam 19 lat, a ciągle boje się mojej własnej matki.
- Cholera - westchnąłem i czym prędzej wybrałem potrzebny numer.
Odebrała po paru sekundach.
- Justin? - usłyszałem jej głos - Wszystko z tobą w porządku? Jesteś cały i zdrowy? Nie mogłam się do ciebie dodzwonić i..
- Jest wszystko okay, nie masz się czym martwić. Rozładował mi się telefon, dlatego nie odbierałem - wytłumaczyłem się szybko.
- Już do ciebie idę - odparła.
Kiedy miałem się rozłączyć, usłyszałem jeszcze jedno zdanie:
- Mogę iść z tobą? Proszę.
Ten głos należał do Grace. Świetnie, teraz obydwie tutaj idą.
Momentalnie wstałem z kanapy i spakowałem wszystkie pieniądze do plecaka. Postanowiłem, że wezmę jeszcze prysznic. Po ciągłym załatwianiu spraw potrzebuję trochę relaksu, a po za tym śmierdzę alkoholem i papierosami. Chyba nie muszę mówić, że większość dragów sprzedawałem na imprezach.
Zamknąłem drzwi w łazience i ściągnąłem brudne ubrania. Rzuciłem je na podłogę, po czym wskoczyłem pod prysznic. Jakieś 10 minut później usłyszałem dzwonek do drzwi, dlatego wyłączyłem wodę i owinąłem ręcznik wokół bioder. Wytarłem się do sucha i nałożyłem czyste bokserki, spodnie dresowe oraz luźny, biały t-shirt.
Otworzyłem drzwi i ujrzałem Pattie. Stała z pustym wyrazem twarzy. Była zła, widziałem to, ale zaraz mam zamiar jej wszystko wytłumaczyć.
- Hej - mruknąłem cicho, a kobieta mocnym krokiem weszła do mieszkania.
Rozejrzałem się po posesji, ale nigdzie nie widziałem Grace. Nie żebym na nią czekał. Po prostu byłem pewny, że z jej upierdliwością, na pewno namówi moją mamę i przyjdą tu razem. Ale tak się nie stało.
Zamknąłem drzwi i poszedłem za rodzicielką, która już stała w przedpokoju. Jej wzrok mógł zabić, przysięgam.
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? - wrzasnęła - Wiesz, że teraz przechodzimy trudny okres z Jazzy. Powiedziałeś, że będziesz pomagać, a tymczasem co robisz? Wyjeżdżasz sobie. Justin, ja...
- To była ważna sprawa, jasne? Przepraszam - westchnąłem.
- Kochanie, ja wiem, że masz własne życie i nie powinnam tego wszystkiego zwalać na ciebie, ale wiesz, że nie ma mi kto pomóc, dlatego to właśnie ty jesteś teraz moim wsparciem - wymamrotała.
- Rozumiem to. Wyjechałem w sprawie Jazzy, robię to wszystko dla niej - mruknąłem - A tak właściwie co było takie ważne, że tyle razy dzwoniłaś?
- Twoja siostra - szepnęła.
- Co z nią? - zapytałem szybko.
Moja mama spuściła wzrok co nie wróżyło nic dobrego. Oblizałem powoli usta i czekałem na to co powie.
- Więc.. ona wczoraj obudziła się i było naprawdę źle - zaczęła - Mówiła, że z jej wzrokiem jest coraz gorzej. Justin, musimy się pospieszyć. Ja już rozmawiałam z lekarzem i termin możemy mieć nawet jutro. Tylko musimy zapłacić...
- To trochę trudne, bo jeszcze nie mam całej kwoty - jęknąłem cicho i podrapałem się w skroń.
- Ale przecież mówiłeś, że twoja koleżanka ci pożyczy, więc w czym problem? Poprosisz ją już dzisiaj, a pieniądze oczywiście postaramy się jej oddać jak najszybciej - uśmiechnęła się delikatnie.
- To nie jest takie proste jak ci się wydaję - zmarszczyłem brwi na samą myśl o tym co zamierzam zrobić.
- Justin, błagam cię. Chociaż do niej zadzwoń i zapytaj..
- W porządku. Postaram się, żeby jutro już były pieniądze. Załatwię wszystko przez tą noc. Zaufaj mi, dobrze?
Pattie kiwnęła głową, dlatego uśmiechnąłem się słabo.
- Muszę już iść - powiedziała - Jazzy została sama z Jaxonem.
- Nie mów, że zostawiłaś ją z tym frajerem? - westchnąłem - Mamo, on ją może zgubić nawet we własnym mieszkaniu..
- Nie przesadzaj - zaśmiała się cicho - Cześć, kochanie.
Przytuliłem kobietę, a kiedy wyszła z domu, wypuściłem głośno powietrze. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i otworzyłem listę kontaktów.
Alex.
Amanda.
Angela.
Blanca.
Jest!
Camila.
Już miałem kliknąć zieloną słuchawkę, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Komórka prawie wypadła mi z ręki. Warknąłem do siebie i odłożyłem urządzenie na półkę.
Byłem pewny, że to mama. Zapewne zapomniała mi czegoś powiedzieć. Chwyciłem klamkę i pociągnąłem drzwi do siebie.
- Co było tak ważne, że postanowiłaś się wrócić? - zapytałem, a dopiero, kiedy ujrzałem osobę, która stała przede mną poczułem obawę i lęk.
Dopiero teraz zaczęły do mnie przychodzić największe wątpliwości. Czy warto przespać się z Camilą? A co z dziewczyną, która teraz stoi przede mną? Czy o niczym się nie dowie i będzie żyła w nieświadomości czy może jednak moje wyrzuty sumienia sprawią, że powiem jej o tym sam? Druga opcja na pewno odpada. W końcu teraz jakby.. nie jesteśmy razem. Mamy sobie dać trochę czasu. Z resztą Grace i tak tego nie zrozumiała, bo przecież teraz stoi naprzeciwko mnie i nie daje spokoju. Nie ma zamiaru odpuścić.
- Hej - wyszeptała.
- Cześć - odpowiedziałem dość wrednym tonem - Po co przyszłaś? Mieliśmy dać sobie trochę czasu, nie pamiętasz?
- Oczywiście, że pamiętam - powiedziała - Ale skoro twoja mama przyszła do mnie i powiedziała, że zaginąłeś to myślisz, że siedziałabym spokojnie na tyłku w domu?
- Jak widzisz, nie zaginąłem - uśmiechnąłem się ironicznie - Więc żegnam.
Właściwie to nie wiem dlaczego byłem dla niej taki chamski. W sumie to wszystko było tak cholernie trudne, że wyżywałem się akurat na niej. Na osobie, która jest dla mnie najważniejsza i nie powinna być w to wszystko wplątana. Ale akurat jej się obrywało najbardziej. Ona na to wszystko nie zasługuje.
I kiedy obdarzyła mnie smutnym spojrzeniem i już chciała iść, zawołałem ją:
- Grace?
Powoli się obróciła. Gdy złapałem z nią kontakt wzrokowy uśmiechnąłem się lekko, ale dziewczyna tego nie odwzajemniła, dlatego westchnąłem cicho i podszedłem do niej. Chwyciłem jej podbródek i delikatnie podniosłem do góry, tak żeby na mnie spojrzała. Zadrżała, kiedy dotknąłem jej skóry.
- Naprawdę cię nie rozumiem - mruknęła - Justin, co się dzieje?
- Nic - wzruszyłem ramionami - Nic co dotyczy ciebie.
- W takim razie dotyczy kogoś innego? - zapytała.
- Nie - skłamałem.
- Justin.. - jęknęła - Nienawidzę, kiedy mnie okłamujesz.
- Muszę jeszcze coś załatwić. Proszę cię, idź już - uśmiechnąłem się lekko.
- Gdzie są te czasy, kiedy spotykaliśmy się każdego wieczora i spędzaliśmy miło czas, co? Gdzie jest ten czas, kiedy sprawiałeś, że chodziłam codziennie uśmiechnięta? Że byłam szczęśliwa? Dlaczego nie jest tak jak wcześniej? Co się zmieniło od tamtego momentu? Ja naprawdę nie wiem. Mam w głowie tyle pytań, ale żadnych odpowiedzi. Justin, powiedz mi.
- Pogadamy szczerze, okay? - przejechałem kciukiem po jej dolnej wardze.
- W porządku. Ale teraz? - przegryzła wargę.
- Mówiłem ci, że muszę coś załatwić. Ale jeszcze pogadamy, obiecuję. A teraz już idź - westchnąłem i schowałem dłonie do kieszeni.
- Justin, nie rób mi..
- Idź już, Grace - powiedziałem twardo na co dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła w przeciwnym kierunku.
Nawet się nie pożegnała. To znaczy wiem, że nie mam prawa nawet liczyć na całus w policzek, a co dopiero w usta, ale kiedy dotknąłem jej warg, miałem wielką ochotę pocałowania jej. To było silniejsze ode mnie, ale w porę się opamiętałem. Gdybym to zrobił, to spieprzyłbym wszystko. Przecież ona znowu by pomyślała, że jesteśmy razem, a ja nie mógłbym w spokoju wykonać mojego planu.
Wchodząc do domu byłem pewny, że Grace nie odpuści. Ona będzie tutaj przychodzić dopóki w końcu nie będzie między nami w porządku. Dlatego muszę uważać, żeby przypadkiem się nie spotkały z Camilą.
Chwyciłem telefon i trzęsącymi się rękoma wykonałem połączenie.
- No cześć, Justin - usłyszałem głos brązowookiej.
- Zdecydowałem się - westchnąłem - Zgadzam się, ale bez żadnych sztuczek, jasne? Masz przyjść dzisiaj.
- Jesteś zdenerwowany i niemiły. Radziłabym ci traktować mnie lepiej, bo inaczej mogę odwołać cały ten plan.
Warknąłem pod nosem. Wiedziałem, że tym razem to ona wyznacza zasady. Nie ja.
- Czy możesz przyjść dzisiaj do mnie? - poprawiłem się.
- Od razu lepiej, Justinku - zachichotała - Pewnie, że będę.
- Ale masz wziąć pieniądze, okay? - oblizałem usta.
- Dobrze, kochanie - ponownie zachichotała - Ale jesteś pewien, że chcesz to zrobić? Ja oczywiście do niczego cię nie zmuszam. Wiesz, pomyśl jak twoja dziewczyna może się czuć..
Jestem pewny.
Nie.
Tak.
Robię to dla Jazzy.
A Grace mnie zabije.
No chyba, że się nie dowie..
- Justin, jesteś tam?
- Tak - odparłem szybko.
- Okay, no to będę u ciebie koło 21:00. Do zobaczenia!
Zerknąłem na zegar, było już pod dwudziestej. Westchnąłem cicho i postanowiłem, że pójdę pościelić łóżko. Już miałem otworzyć drzwi do swojego pokoju, kiedy w porę się zatrzymałem.
- Nie - powiedziałem do siebie i cofnąłem się o parę kroków.
Otworzyłem drzwi do pokoju gościnnego i zapaliłem światło.
Camila nie będzie leżeć w łóżku, w którym ja śpię. Tamto miejsce należy tylko i wyłącznie do Grace. To właśnie tam po raz pierwszy ją rozebrałem i zrobiłem minetkę.
Gdy pomyślałem sobie o tym jak leżała pode mną taka bezbronna i kompletnie naga, momentalnie robiłem się twardy. Pościeliłem łóżko i wygodnie się na nim położyłem. Wyobrażałem sobie tą cudowną noc..
- Jesteś tylko i wyłącznie moja.
- A ty mój.
- Tak. Więc.. teraz jesteś moją dziewczyną, co?
To właśnie w moim łóżku zapytałem ją czy będzie moją dziewczyną. Eh, ile wspomnień może przynosić jeden pokój. Dlatego nie mogę pozwolić, żeby Camila tam leżała. Nie.
Nie mam pojęcia ile czasu minęło. Dzwonek zadzwonił do drzwi, na co się wzdrygnąłem. Nie chciałem tego robić. A zwłaszcza teraz, kiedy przypomniały mi się wszystkie cudowne chwile związane z Grace. Ale nie miałem wyboru, nie mogłem się już wycofać. Wyszedłbym na tchórza.
Zszedłem po schodach na dół i niechętnie otworzyłem drzwi.
W progu stała Camila. Miała na sobie króciutkie jeansowe spodenki oraz kremowy top. Jej włosy opadała luźno na ramiona, ślicznie pachniała.
- Cześć - uśmiechnęła się szeroko.
- Hej - odparłem - Wejdź.
Dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła wolnym krokiem do przodu. Gdy ściągnęła buty, zerknęła na mnie podejrzliwie.
- Jesteś zdenerwowany czy mi się wydaję?
- A jak myślisz? - westchnąłem.
- Że mi się wydaję - odpowiedziała.
- No i dobrze myślisz - uśmiechnąłem się, a dziewczyna zaśmiała się cicho.
Ciemnowłosa podeszła do mnie bliżej. Wiedziałem, że chce już przejść do rzeczy. Zawsze była tak cholernie niecierpliwa.
- Chcesz coś do picia? - zapytałem niezręcznie.
Czułem się naprawdę dziwnie. Jakby Camila miała mnie zaraz wykorzystać seksualnie. Zaśmiałem się w duchu.
- Nie - pokiwała głową - Ale mam ochotę na coś innego..
- Na co? - zapytałem.
- Na ciebie - odparła bez skrupułów, po czym rzuciła się na moją szyję i zaczęła składać na niej gorące pocałunki.
- Hej, hej - westchnąłem i odsunąłem ją od siebie na długość ramion - Poczekaj. Masz pieniądze?
- Tak - uśmiechnęła się.
- Tyle na ile się umawialiśmy? - wolałem się upewnić.
- No tak - jęknęła - Justin, dłużej nie wytrzymam. Chodź na górę..
Jęknąłem w duchu i chwyciłem jej torebkę do ręki. Kiedy wskazałem na nią palcem, dziewczyna kiwnęła głową, co oznaczało, że mogę sprawić, czy kasa jest w środku.
Zaglądnąłem do środka i wyciągnąłem brązową kopertę. W środku faktycznie było tyle na ile się umawialiśmy.
- Pozwól, że to już wezmę..
- Nie tak prędko, kolego - zachichotała - Najpierw masz się mną zająć, jasne?
- Camila... przecież się tobą zajmę, ale najpierw chce je schować - mruknąłem.
- Tylko połowę - oblizała usta - Resztę dostaniesz jak już skończymy.
- W porządku - zgodziłem się.
Wyciągnąłem z koperty wyznaczoną kwotę i włożyłem ją do półki.
- To chodź na górę - chwyciłem dziewczynę za rękę i pociągnąłem ją w stronę pokoju gościnnego.
Zapaliłem małą lampkę, a Bailey spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Zapal lampę - westchnęła - Chce cię dobrze widzieć.
To właśnie Grace zawsze chciała, żeby było ciemno w pomieszczeniu albo żeby się świeciła tylko mała lampka. Ona się wstydziła, co było przeurocze.
Ale tym razem nie byłem tutaj z nią, tylko z Camilą. Każda dziewczyna ma swoje wymagania. Po raz setny tego dnia jęknąłem w duchu, zapaliłem światło i zgasiłem małą lampkę.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - zaśmiałem się cicho.
Brązowooka miała niezłe ciało, dlatego nie mogłem narzekać na widoki. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i położyłem go na parapecie. Podszedłem bliżej dziewczyny.
- Mam prośbę - westchnęła - Wiem, że pytałeś się mnie czy chce coś do picia, a ja odmówiłam, ale jednak zmieniłam zdanie..
- Jasne, co chcesz? - zapytałem.
- Może być woda - wzruszyła ramionami.
Kiwnąłem głową i pobiegłem do kuchni.
Mi by się przydało coś mocniejszego, żeby nie być świadomym kogo pieprze.
Nalałem wody z czajnika do szklanki i pewnym siebie krokiem ruszyłem do ciemnowłosej. Chciałem już mieć to wszystko za sobą.
Wchodząc do pokoju, zobaczyłem, że Camila trzyma mój telefon w dłoni.
- Co do chuja? - warknąłem - Nie dotykaj czegoś, co nie jest twoje.
- Jezu, przepraszam. Chciałam tylko sprawdzić, która jest godzina - wzruszyła ramionami i odłożyła komórkę na parapet - Jesteś strasznie nerwowy, Justin. Trzeba cię rozluźnić, kochanie.
- Zaczynamy? - westchnąłem.
- Tak - kiwnęła głową, dlatego przyssałem się do jej szyi, na co głośno jęknęła.
Grace's POV
Właśnie siedziałam w mieszkaniu Sama. Zaraz po tym jak Justin kazał mi iść, poszłam do mojego przyjaciel. Właściwie mogłam mu się wyżalić, co aktualnie bardzo potrzebowałam. Jak zwykle mnie wysłuchał za co byłam mu bardzo wdzięczna.
- Naprawdę nie wiem jaki Justin ma problem. Jeszcze niedawno było okay, a teraz... Teraz to nie wiem - przegryzłam wargę.
Leżałam na łóżku Sandersa, a ten siedział naprzeciwko mnie. Miał na sobie czarne spodnie i szarą koszulkę z nadrukiem jakiegoś zespołu.
- Może ma cię dość, bo mu nie dajesz - wzruszył ramionami - Pewnie poszedł na dziwki.
- Boże, nawet tak nie żartuj! - krzyknęłam, na co chłopak się zaśmiał.
- Czyli mu nie dajesz? - zapytał - Ojoj, biedny Justin.
- Weź przestań. To nie jest śmieszne. Nie wolno z tego żartować. Dla mnie to poważny temat - przewróciłam oczami.
- No, ale Grace... Nie możesz mnie winić. Staram ci się pomóc, tak? Więc pokazuje ci jak myśli normalny facet. Skoro nie zaspokajałaś jego potrzeb to może mu się znudziłaś i postanowił znaleźć sobie jakąś osobistą dziwkę?
- Co ty tak gadasz o tych dziwkach? - westchnęłam - Wiesz coś o czym ja nie wiem?
- Nie - odparł szybko.
Za szybko.
- Hej, mówi mi tu prędko! - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej - Widziałeś go w jakimś klubie nocnym?
- Jezu, nie - zaśmiał się - No co ty.
- Pewnie nie chcesz mi powiedzieć, bo wtedy musiałbyś się przyznać, że ty też tam byłeś, prawda? - zapytałam z nutką rozbawienia w głosie.
- Nie, Grace - zachichotał - Naprawdę nie.
- Ugh, to ja już nie mam pojęcia.
Aktualnie czułam się bardzo źle. Dzisiejszego dnia Justin potraktował mnie chamsko.
Jak widzisz, nie zaginąłem. Więc żegnam.
Przypomniałam sobie jego słowa.. A potem jakby chciał się poprawić, bo zaczął mnie delikatnie dotykać, co było przyjemne.Ale następnie znowu jakby zapaliła się mój jakaś lampka w głowie, bo się odsunął i kazał mi iść.
To wszystko było cholernie dziwnie. Zachowywał się jak dziewczyna podczas okresu. Miał humorki, co mnie nieźle irytowało. To przecież ja mam do tego prawo, a nie on!
- Grace? - zapytał mnie Sanders.
- No? - spojrzałam na niego.
- Co byś zrobiła gdyby Justin cię zdradził? Albo coś takiego?
W brzuchu poczułam nieprzyjemny ucisk, a przez całe moje ciało przeszedł dreszcz.
- Nawet nie chce sobie tego wyobrażać - odpowiedziałam - Zresztą po co o tym myśleć, skoro on by mi nigdy czegoś takiego nie zrobił, co?
- Jesteś tego taka pewna - westchnął - Według mnie masz o nim za dobre zdanie.
- Okay.. zaczynam się bać - skrzywiłam się - Widziałeś go z jakąś dziewczyną?
- Nie, jasne, że nie.
- O mój Boże - jęknęłam - Ty masz rację . Na pewno znalazł sobie kogoś innego, dlatego mnie tak zbywa.
- Ale ja nic takiego nie powiedziałem! - uniósł dłonie w geście obronnym - Po prostu staram się go zrozumieć. Bo gdybym ja miał dziewczynę taką jak ty to opiekowałbym się nią codziennie i nie pozwoliłbym być jej tak zrozpaczonej i smutnej. Grace, popatrz jak ty wyglądasz. Czy właśnie tak powinna zachowywać się dziewczyna, kiedy jest w związku? Nie, powinnaś tryskać radością, a tak nie jest!
- Jesteś do niego źle nastawiony.. - westchnęłam.
- A ty jesteś do niego dobrze nastawiona - oblizał usta - Dlatego nie widzisz jego wad.
- Oczywiście, że widzę - wzruszyłam ramionami - Każdy z nas je ma, Justin nie jest wyjątkiem.
Sam już miał coś odpowiedzieć, kiedy usłyszałam, że dostałam sms-a.
- Podaj mi telefon - mruknęłam, a kiedy chłopak przewrócił oczami, dodałam - No proszę, rusz ten swój tyłek i podaj mi go.
Brązowooki dźgnął mnie palcem w brzuch, a potem wstał z łóżka i sięgnął po telefon.
Przejechałam palcem po ekranie i, kiedy przeczytałam nadawcę moje serce zaczęło bić szybciej.
- To od Justina - wymamrotałam.
- Co ci napisał? - zapytał.
Justin Bieber:
Wpadnij do mnie teraz. Chcę Ci powiedzieć jak bardzo Cię kocham. Tylko nie dzwoń, po prostu wejdź do domu. Czeka tam na ciebie niespodzianka, misiaczku!
- To dziwne - westchnęłam i podałam mu komórkę.
- Co jest w tym dziwnego? Kutas chce cię przeprosić, ale proszę cię.. Nie daj mu się tak łatwo omotać, dobra? Masz mu wygarnąć w twarz wszystko co myślisz.
- Nie o to mi chodziło. To dziwne, bo on mnie nigdy nie nazywa misiaczkiem - zmarszczyłam czoło - Jak już to kochanie, księżniczka, skarb, ale nie misiaczek.
- Może zmienił ci ksywę - wzruszył ramionami - Och, jaki on romantyczny.
- Przestań - jęknęłam i uderzyłam go z łokcia w brzuch.
- To idziesz do niego? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
- No jasne, że tak - wzruszyłam ramionami - Muszę sprawdzić co się dzieje - zachichotałam - Ciekawe co to za niespodzianka..
- Może przygotował jakaś romantyczną kolację, a potem będzie bzykanko! - poruszył zabawnie brwiami.
- Nie brzmisz jak Sam Sanders. Prawdziwy ty już dawno zacząłby na niego najeżdżać i mówić mi, że mam nie iść do niego, tylko siedzieć w domu.
- O, widzisz. Jednak mnie nie znasz - westchnął - Ale skoro to ma być jakaś kolacja, musisz wyglądać rewelacyjnie!
- Masz tu jakąś moją sukienkę? - zapytałam.
- Powinna jakaś być - wzruszył ramionami.
I tak właśnie zrobiłam. Ubrałam się w czarną, krótką sukienkę, która leżała w łazience i rozczesałam włosy. Zrobiłam perfekcyjny makijaż. Na szczęście miałam kosmetyki w torebce, dlatego nie miałam z tym żadnego problemu. Gorzej było z butami... Bo w mieszkaniu Sama były tylko moje czarne trampki przed kostkę, a nie miałam czasu iść do domu po inne buty. W końcu Bieber chce żebym przyszła do niego teraz, dlatego muszę się pospieszyć.
Kiedy gotowa wyszłam z łazienki, Sam stał już pod drzwiami i bawił się kluczykami od swojego auta.
- Wyglądasz ślicznie, młoda - uśmiechnął się szeroko - A te buty są najlepsze. Bieber nawet nie jest świadomy tego co ma w ramionach.
- Jeszcze mnie nie ma w ramionach - zachichotałam.
- Ale będzie miał - odparł - Rodzice mi przywieźli samochód, więc.. jeśli chcesz to mogę cię podwieźć.
- Jesteś dzisiaj zdecydowanie za miły - przegryzłam wargę - Nie żeby mi to przeszkadzało.
- Chodźmy.
Kiedy zeszliśmy po schodach na dół i ruszyliśmy w stronę parkingu, zerknęłam na chłopaka. Wyglądał jakby trochę posmutniał.
- Co jest?
- A co jeśli to nie jest jakaś romantyczna kolacja? Grace, ja naprawdę nie chce, żebyś przez niego cierpiała - wymamrotał.
- Sam, spokojnie. Przecież inaczej nie pisałby tego sms-a...
- Może masz rację. Tak czy inaczej uważaj na siebie - uśmiechnął się i wsiadł do czarnego samochodu.
- Jasne - kiwnęłam głową i usiadłam na miejscu pasażera.
Po 10 minutach znalazłam się pod domem Biebera.
- Świecą się światła - powiedział Sam - Twój chłopak jest w domu, tyle dobrze. Ja jadę do kumpla, ale jakby się coś działo to dzwoń, dobrze?
- Dobrze - odparłam - Dziękuje ci.
- Nie ma za co, młoda. Baw się dobrze.
Kiwnęłam głową i wysiadłam z samochodu. Było już ciemno, a zimne powietrze uderzyło we mnie z podwojoną siłą, dlatego owinęłam ręce wokół mojego ciała.
- Dlaczego świecą się światła w pokoju gościnnym? - zapytałam siebie - O mój Boże, pewnie Jazzy jest u chłopaka.
Momentalnie się uśmiechnęłam. Naprawdę się stęskniłam za tą małą księżniczką. Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie i otworzyłam bramkę, a kiedy stanęłam przed drzwiami przypomniał mi się sms.
Tylko nie dzwoń, po prostu wejdź do domu.
Kiwnęłam głową i pociągnęłam klamkę w dół, a potem pchnęłam drzwi. Poprawiłam włosy, a następnie weszłam wgłąb mieszkania. Coś mi tu nie pasowało.. Czułam jakieś napięcie w powietrzu. Idąc dalej, niechcącą kopnęłam buty. Już miałam je odłożyć na miejsce, kiedy zobaczyłam, że to nie jest obuwie Justina, tylko jakiejś dziewczyny. Moje serce momentalnie zaczęło szybko bić. Były to czarne szpilki. Zdecydowanie nie należały do Pattie, a co dopiero Jazzy.
Przegryzłam nerwowo wargę i postanowiłam iść dalej. Na dole było ciemno, dlatego postanowiłam, że od razu ruszę na górę. Ale kiedy byłam już w połowie schodów, usłyszałam głosy, które sprawiły, że zakręciło mi się w głowie.
- Mocniej! - ktoś krzyknął.
- Staram się - odpowiedział mocno zdyszanym głosem mój chłopak.
- Tak cholernie mnie podniecasz! Boże, twoja Grace musi mieć z tobą naprawdę dobrze - mruknęła dziewczyna.
- Nie wiem, nie daję mi - odparł Justin, na co poczułam bolesny ucisk w żołądku.
- Pieprzona cnotka - powiedział damski głos - Boże, szybciej!
Nie chciałam wchodzić wyżej. Ale wiedziałam, że muszę zobaczyć co to za dziewczyna. Dlatego powolnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi, z których dobiegało światło.
I wtedy ich zobaczyłam.
Justin siedział na łóżku tyłem do mnie, a Camila miała owinięte nogi wokół jego bioder, a palce wplotła w jego włosy. Patrzyła na mnie i uśmiechała się dumnie. Byli kompletnie nadzy, wyglądali jakby byli połączeni ze sobą. W jedną, pieprzoną całość.
Stałam przed drzwiami i po prostu patrzyłam. Obraz przed oczami mi się zamazał. Zrobiło mi się słabo. Ręce zaczęły mi się trząść. Miałam ochotę zwymiotować. Przetarłam pojedyncze łzy, które zdążyły wypłynąć z moich oczu.
Justin mnie nie widział, natomiast Camila tak. Jej zarozumiały uśmiech mówił wszystko. Dostała to czego chciała. Powolnym krokiem zaczęłam się wycofywać. Nawet nie zauważyłam, kiedy wpadłam na półkę. Wazon, który był na niej położony spadł na ziemię i się roztrzaskał. Przestałam słyszeć jęki.
Oh, przepraszam, że wam przeszkodziłam. Nie przerywajcie sobie, tylko powiedzcie mi gdzie jest szufelka, bo chce posprzątać.
- Co to było? - zapytał Justin.
- Nie wiem, to pewnie kot - odpowiedziała dziewczyna.
- Ale ja nie mam kota.
Pokręciłam głową i cicho zbiegłam po schodach, a potem wybiegłam z domu. Nie miałam zamiaru dzwonić do Sama. Teraz potrzebowałam wypłakać się w poduszkę. Zupełnie sama.
Biegłam przed siebie ile miałam sił w nogach. Po paru minutach stanęłam na chwilę, żeby odpocząć i złapać oddech. Zatrzymałam się przy przystanku autobusowym. Stał tam kosz, w który zaczęłam mocno kopać.
- Pieprzę was wszystkich, jebane kurwy! - wrzasnęłam na cały głos, a potem wybuchnęłam głośnym płaczem - Zaufałam ci, Justin! Zaufałam do cholery!
Otarłam łzy z policzków, a potem znowu zaczęłam biec przed siebie. Gdy minęłam ciemny las, musiałam przejść przed ulicę.
- Za parę minut będziesz w domu, spokojnie. Wytrzymaj jeszcze trochę - mówiłam do siebie.
Przebiegłam jeszcze kawałek chodnikiem, a potem zaczęłam iść ulicą na drugą stronę.
Ale nagle.. zobaczyłam białe światła, które zbliżały się w moim kierunku z niewyobrażalną prędkością.
Nie potrafiłam się ruszyć. Po prostu na nie patrzyłam. Zbliżały się.. Były coraz bliżej. W końcu zobaczyłam samochód. A po chwili poczułam przerażający ból. Cholerny ból na całym ciele. Coś we uderzyło.
Następnie ogarnęła mnie ulga. Moje ciało dotknęło asfaltu. Było mi tu dobrze. Zimna droga sprawiała, że nie czułam nic. Ale zanim zapadłam w głęboki sen, przypomniałam sobie to auto, a właściwie jego kolor. Był pomarańczowy.
Hej! Przepraszam za takie opóźnienia, jeju jestem beznadziejna. Ale przynajmniej ten rozdział jest już gotowy, więc dodaje. Jak Wam się podoba? Jest BUM? No mam nadzieję.
Jeśli to przeczytałaś, proszę, skomentuj, to ważne.
35 komentarzy = następny rozdział
Do zobaczenia! xoxo
#Klaudia