czwartek, 3 lipca 2014

2. Podwieźć Cię?

Co do kurwy? - było moją pierwszą myślą. Podeszłam do okna i zobaczyłam w sąsiednim domu Sama stojącego na swoim balkonie, patrzył na mnie. Był to chłopak o brązowych włosach i zielonych oczach, miał małą bliznę pod ustami, nigdy o nią nie pytałam, ale zawsze mnie ciekawiło skąd ją ma. Pokazałam mu środkowy palec i zasłoniłam rolety. Sam to mój.. tak jakby były chłopak. Spotykałam się z nim, chodziliśmy razem na imprezy, nawet się całowaliśmy i obmacywaliśmy, ale to było pod wpływem alkoholu , dlatego nigdy nie brałam tego na poważnie, nie byliśmy oficjalnie razem, traktowaliśmy się raczej jak dobrzy przyjaciele. Od czasu kiedy przestałam chodzić na imprezy, nie spotykaliśmy się. I dobrze. Był, jest i będzie obleśny. Chociaż lubiłam smak jego ust na moich, uwielbiałam kiedy wkładał swój język do moich ust i walczył o dominację. Ale tylko tyle. Nic więcej do niego nie czułam. Zgasiłam światło i położyłam się na łóżku, przykrywając się kocem. Chwyciłam telefon i weszłam na instagrama, po paru minutach nastawiłam budzik i zasnęłam.

Ding! Ding!
Niechętnie otworzyłam jedno oko i sięgnęłam ręką, aby wyłączyć denerwujący dźwięk. Potem wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Umyłam się, delikatnie pomalowałam i zawiązałam włosy w wysokiego koka. Poszłam do pokoju i założyłam czarną sukienkę, która sięgała mi przed kolana, miała ramiączka i była wykonana z koronki, do tego założyłam czarne szpilki, parę bransoletek i poszłam do kuchni. Siedział już tam mój tata i pił kawę, czytając gazetę. Ubrany był w czarny garnitur. (zapewne ma jakieś ważne spotkanie)
- Dobry - uśmiechnęłam się sztucznie i podeszłam do półki, sięgnęłam po moje ulubione płatki i nasypałam je do miski, wyciągnęłam z lodówki mleko i je nalałam.
- Cześć, Grace - popatrzył na mnie znad swoich okularów, które zawsze nosił, kiedy coś czytał.
- Co tam? - zapytałam z pełnymi ustami, siadając przy stole.
- Grace..
- Co? - wymamrotałam.
- Nie mów z pełną buzią..
- Ugh, dobrze - powiedziałam, kiedy już przełknęłam kolejną porcję płatków. 
- Tak, w ogóle pięknie wyglądasz - uśmiechnął się delikatnie - I pamiętaj, kiedy tylko odbierzesz świadectwo, wracasz do domu i jedziesz do swojej mamy, tak? Żadnych numerów. 
Ha, nie.
- Wiem, tato. Już się z tym pogodziłam. Od razu wrócę do domu.
- To dobrze - odetchnął z ulgą, biorąc łyk swojej kawy - A teraz idź już, bo się spóźnisz.
- Okej, do zobaczenia - wymamrotałam szybko, biorąc swoją czarną torbę z salonu i wyszłam z domu, nie czekając ma odpowiedź.
Założyłam słuchawki i zaczęłam iść wolnym krokiem po chodniku. W moich uszach brzmiała piosenka Rihanny - Man down. Po paru minutach drogi zatrzymał się obok mnie czarny samochód. Obróciłam się i zobaczyłam wychylającego się Sama, był uśmiechnięty i machał do mnie ręką.
- Podwieźć Cię? - zapytał.
To zły pomysł, nawet bardzo.. Ale tak właściwie nie chce mi się iść w tych cholernie niewygodnych szpilkach.
- Jasne - chwyciłam klamkę od drzwi jego samochodu  i wślizgnęłam się do środka.
Zawsze mu zazdrościłam, ponieważ ma już prawo jazdy i własny samochód. Właściwie chodzimy do tej samej klasy, ale on sobie dwa razy siadł, więc jest ode mnie starszy.
- Jakie masz plany na wakacje? - zapytał i zaczął prowadzić auto.
- Właściwie to jadę do mamy - wymamrotałam, patrząc przez szybę na przechodniów.
- To świetnie!
- Nie sądzę - powiedziałam krótko.
- Bo ja też tam jadę. To znaczy do moich dziadków, ale oni mieszkają w tym samym mieście co twoja mama.
Co? Nie! Proszę, powiedz, że to jest nieśmieszny żart.
- Naprawdę? - udałam podekscytowanie.
- Mhm. Tylko, że jadę dopiero 11 lipca - powiedział, zatrzymując się na czerwonym świetle.
- A ja dzisiaj - uśmiechnęłam się sztucznie - Niestety - dodałam szybko.
- Ale jak już tam pojadę, to możemy razem spędzić te wakacje, co Ty na to?
Nie, to jeszcze gorzej!
- Ta, czemu nie.
Kiedy zaparkował swój samochód na parkingu przed szkołą, powiedział:
- Wiesz, może w końcu dasz mi się przelecieć w te wakacje? - położył rękę na mojej nodze, dokładnie nad kolanem. 
Już wiem czemu nie chciałam nigdy z nim być. Był napalonym zbokiem, ale dopiero teraz zaczęłam to zauważać. Szybko strzepnęłam jego jego rękę z mojej nogi i wyszłam z auta. Kiedy byłam już przed samochodem wymamrotałam głośniej niż zamierzałam:
- Kutas!
- Słyszałem - powiedział, wychodząc z samochodu.
- I dobrze, miałeś to słyszeć - poszłam szybkim krokiem w stronę szkoły. 
Korytarz był pełen uczniów, ubranych w eleganckie stroje. (nawet pieprzone dresy miały ubrane garnitury, szok!) Wszyscy cieszyli się na nadchodzące wakacje, oczywiście, oprócz mnie. Czułam ich wszystkich wzroki na sobie. O co im chodzi? Do kurwy nigdy nie widzieli człowieka? Czuję się jak w zoo. Jakbym była zwierzęciem w klatce, które ludzie obserwują i robią mu zdjęcia. Poszłam pod klasę i stanęłam przy oknie. Wpatrywałam się w drzewa, które ciągle szumiały przez wiatr i na niebo, które robiło się coraz ciemniejsze. Super, będzie lało, a ja nie mam parasola, więc na pewno zmoknę. Po paru minutach moja wychowawczyni wyszła z klasy i kazała wszystkim wejść do środka. Była to kobieta o krótkich, czarnych włosach i niebieskich oczach, miała około 35 lat. Zawsze ubierała się w eleganckie sukienki i nosiła wielkie kolczyki zwisające z uszu. Usiadłam z tyłu klasy, sama. Właściwie lubiłam samotność. Nie musiałam ciągle rozmawiać i wymyślać tematów do konwersacji. Na przykład wolałam słuchać muzyki przez słuchawki niż rozmawiać z innymi dziewczynami. (o ile obgadywanie i plotkowanie można nazwać rozmową) Tak, byłam inna, ale nie przeszkadzało mi to. Pani Brown wywoływała uczniów na środek i wręczała im świadectwa oraz dyplomy. Ja poszłam jako druga i znowu czułam wszystkie wzroki na sobie. Nie chodzi mi o to, że nie wolno się na mnie patrzeć, ale oni mają takie spojrzenia jakby chcieli powiedzieć 'Jak ty wyglądasz? Weź wyjdź.'
Kiedy otrzymałam swoje świadectwo i trzy dyplomy z powrotem usiadłam na swoim miejscu. Po jakiś 30 minutach wszyscy trzymali już dokumenty ukończenia klasy trzeciej, więc mogliśmy wyjść i zacząć oficjalnie wakacje. (których ja cholernie nie chce!) Jak szłam w stronę parku usłyszałam jak ktoś woła moje imię:
- Grace! - zawołał Sam.
- Co? - obróciłam się na swoich szpilkach i wpatrywałam w niego.
Nie mam czasu na rozmowy, bo za pół godziny wyjeżdżam, a autobus nie będzie na mnie czekał i jeżelibym się spóźniła, to mój tata na pewno by mnie zabił. To oficjalne.
- Gdzie idziesz? - zapytał, podchodząc bliżej. 
- Do domu, a co?
- Może pojedziemy coś zjeść? Na przykład do KFC?
- Przykro mi, nie mam czasu - zrobiłam smutną minę - Za pół godziny wyjeżdżam.
- Nic się nie stanie, jak się trochę spóźnisz, prawda? - uśmiechnął się.
Właściwie to stanie się i to dużo, nawet bardzo, ale pieprzyć to. Nie chce jechać do mamy i tata musi to zrozumieć. 
- Właściwie to nie. Chodźmy, bo zaraz będzie lało - powiedziałam spoglądając w niebo.
Mam przerąbane.

Jeśli to przeczytałaś/eś zostaw najmniejszy komentarz! Z góry dziękuje <3
#Klaudia

5 komentarzy: